Petycja do prezydenta Trumpa o pomoc w uzyskaniu reparacji wojennych od...
Rzeź wołyńska 1943 – czy wyciągnęliśmy lekcję z historii?
ANODA – wzór na czasy spokojne i czasy nienormalne
Los Polski według amerykańskich konserwatystów
RONALD REAGAN – POLITYK Z MISJĄ
O co chodziło w REFORMACJI? Zapraszamy w ten czwartek!
Polak, protestant: Stefan Starzyński cz. 2
Polak, protestant: Stefan Starzyński cz. 1
ZDRAJCA I BOHATER
Paskudny zdrajca - Radziwiłł i niezłomny bohater - Kordecki. A pomiędzy nimi przeżywający przemianę, w trakcie której przechodzi od jednego do drugiego - Kmicic. Taką wizję wojny ze Szwecją wtłoczył nam w głowy Henryk Sienkiewicz. Ale czy tak było naprawdę?
Zdrada Radziwiłła
W „Potopie” mamy zakreśloną mniej więcej taką sytuację: Radziwiłł w krytycznym momencie, kiedy ważą się losy ojczyzny, wbija w nią nóż, aby wykroić dla siebie kawałek „czerwonego sukna” Rzeczpospolitej. Zaskakuje nagle swoich podkomendnych decyzją o podporządkowaniu się królowi Karolowi Gustawowi, a sprzeciwiających się dowódców każe uwięzić.
Co na to historia?
W 1654 r. na Litwę wkraczają silne armie rosyjskie. Radziwiłł - niedawno mianowany hetmanem wielkim - broni się przed wielokrotnie liczniejszym wrogiem. Zadanie ma utrudnione, król ciągle próbuje osłabić jego pozycję, na hetmana polnego mianuje skłóconego z Radziwiłłem Wincentego Gosiewskiego.
Po wspaniałym zwycięstwie pod Szkłowem przychodzi klęska pod Szepielewiczami. Rosjanie zajmują połowę obszaru Litwy. Wiosną 1655 r. kontynuują ofensywę. Zajęte tereny systematycznie grabią, rozpoczynają również deportacje ludności w głąb Rosji.
W lipcu do Polski wkraczają Szwedzi, armia polska (w tym młody Jan Sobieski) kapituluje pod Ujściem, Wielkopolska poddaje się Karolowi Gustawowi. Jan Kazimierz błaga o pomoc cesarza, oferując mu w zamian nawet koronę polską. Odwołuje z Litwy chorągwie koronne.
W takiej sytuacji Janusz Radziwiłł wraz ze swoim bratem oraz biskupem wileńskim rozpoczynają własne negocjacje ze Szwedami. Chcą zastrzec udział Litwy w rozmowach pokojowych Polski i Szwecji i dopiero potem rozstrzygnięcie kwestii wzajemnych stosunków między trzema państwami, postulują również możliwość zawarcia unii polsko-litewsko-szwedzkiej.
Rosjanie po wygranej bitwie zajmują Wilno, palą miasto, mordując niemal połowę mieszkańców.
Na pozostałą część Litwy wkraczają od północy Szwedzi. Wystosowują do szlachty litewskiej odezwę, w której obiecują zachowanie przywilejów (Jan Kazimierz dążył do ich ograniczenia, by wzmocnić swoją władzę) i obronę przed Moskwą.
Janusz Radziwiłł i kilkuset przedstawicieli szlachty litewskiej podpisują pierwsze porozumienie ze Szwedami w tym samym dniu, w którym Jan Kazimierz opuszcza bezbronną Warszawę. Szwedzi zobowiązują się odbić zajęte przez Moskwę tereny i nie naruszać praw, wolności i zwyczajów Wielkiego Księstwa Litewskiego.
Król Polski, przegrywając kolejne bitwy, wycofuje się do Krakowa, z którego w końcu ucieka na Śląsk. Szwedzi zajmują Kraków.
Radziwiłł w tym czasie kontynuuje trudne negocjacje. Pogarszająca się sytuacja w Koronie zdecydowanie osłabia jego pozycję w rokowaniach. Po dwóch miesiącach - 20 października - w Kiejdanach podpisuje akt odłączający Litwę od Korony i oddający ją pod władanie króla Szwecji. Obok niego podpisy złożyło ponad 1100 dostojników i szlachty litewskiej, w tym biskup żmudzki oraz kanonik wileński w imieniu biskupa i duchowieństwa wileńskiego.
Następnego dnia w Krakowie poddaje się Karolowi Gustawowi siedem województw koronnych. Kilka dni później Aleksander Koniecpolski i hetman wielki koronny Stanisław Rewera Potocki.
Car wobec sukcesów szwedzkich wstrzymuje ofensywę rosyjską na Litwie.
Janusz Radziwiłł umiera w ostatni dzień 1655 r.
Bohaterstwo Kordeckiego
Czcimy więc, jako ulegli poddani, Jego Królewską Mość Szwecji, Pana naszego najłaskawszego, nie odważamy się też podnieść zaczepnego oręża przeciw wojsku Jego Królewskiej Mości. To nie jest cytat z umowy kiejdańskiej ani aktu kapitulacji pod Ujściem. To cytat z listu przeora Kordeckiego do gen. Mullera.
A tak rozpoczął zakonnik swój list:
Niechaj się dowie szanowna i szlachetna Dostojność Wasza, że nasz stan zakonny nie posiada prawa wybierania królów, lecz czci tych, których szlachta królestwa wybrała. Ponieważ Jego Królewską Mość, Króla Szwecji, całe królestwo uznaje i na swego pana wybrało, przeto i my z naszem miejscem świętem, które do tego czasu tak opieki, jak i najwyższego poszanowania doznawało ze strony królów polskich, pokornie poddaliśmy się Jego Królewskiej Mości Szwecji.
28 października Kordecki poddał się królowi Szwecji. W zamian za deklarowaną wierność dostał od feldmarszałka Wittenberga gwarancję bezpieczeństwa klasztoru.
Generał Muller chce wprowadzić swoją załogę do twierdzy. Liczy zapewne, że zostanie wpuszczony ze swoimi wojskami. Może chodzić o bogactwa zgromadzone w klasztorze, ale też, a może przede wszystkim, nie chciano pozostawić nieobsadzonej twierdzy na terenie rozpoczynającego się powstania.
Jednak zakonnicy zamykają bramy. Przeor w cytowanym wyżej liście poddaje w wątpliwość decyzję o wejściu wojsk szwedzkich do klasztoru. Uzasadnia, że Karol Gustaw nakazał zająć Częstochowę, a klasztor od niedawna jest od Częstochowy odrębny i posiada własną nazwę: Jasna Góra. Muller rozpoczyna oblężenie.
Nie wyglądało ono tak spektakularnie, jak u Sienkiewicza. Pisarz swoje opisy walk oparł na propagandowym dziele samego Kordeckiego „Nowa Gigantomachia”, ponadto silnie wyolbrzymił zaciekłość i siłę szwedzkich ataków i cudowność obrony.
W rzeczywistości Szwedzi nie mieli wystarczających sił, żeby zdobyć dobrze przygotowaną nowoczesną twierdzę. Kilka lekkich armat (tak naprawdę nie było żadnej kolubryny) nie mogło zagrozić murom klasztoru. Nawet kilka cięższych dział, które dotarły pod Jasną Górę z posiłkami, to było za mało. Artyleria klasztorna miała sporą przewagę nad atakującymi. Muller zdawał sobie z tego sprawę i często przerywał walki negocjacjami.
W klasztorze wcale też nie było „cudownego” obrazu. Ikona - podobnie jak król - uciekła na Śląsk, a ściślej - została tam wysłana przez przeora. Na Jasnej Górze pozostała tylko kopia.
Pod koniec grudnia Muller dostaje rozkaz udania się do Prus i zwija oblężenie.
Ciekawe jest porównanie dwóch wersji cytowanego na początku listu. W „Nowej Gigantomachii” Kordecki przytacza jego tekst. Jednak pomija fragmenty o poddaniu się władcy szwedzkiemu. Jego wersja jest też pisana w dużo bardziej śmiały sposób [http://eurofresh.se/manuskrypty/kordecki/].
Przełom
Z lektury „Potopu” można też wynieść przekonanie, że nieudane oblężenie było przełomem w wojnie. Gdy Kmicic jedzie do Częstochowy, widzi w całym kraju zdradę, tchórzostwo, w najlepszym razie - poddanie się losowi. Gdy odchodzi spod Jasnej Góry, nagle zewsząd dochodzą wieści o walkach, o sprzeciwianiu się Szwedom, zdobywaniu kolejnych miast. Przykład Jasnej Góry daje impuls dla całego narodu.
Faktem jest, że w tym czasie sytuacja się odwróciła, ale nie zaczęło się od Jasnej Góry. Już dużo wcześniej Żegocki i Opaliński prowadzili partyzantkę w Wielkopolsce. 8 października zdobyli Kościan - co dało zachętę dla wielu innych grup oporu. W Małopolsce oswobodzono Biecz i Pilzno. Ludzie dotknięci konfiskatami, grabieżami i brutalnością szwedzkich wojsk zwrócili się przeciwko nim. Często ci sami, którzy wcześniej otwierali bramy miast przed oddziałami Karola Gustawa.
Z militarnego punktu widzenia z pewnością ważniejsza od oporu Jasnej Góry była choćby ofensywa porucznika Wojniłłowicza, który wyzwolił Krosno (7 grudnia), Nowy Sącz (13 grudnia), Bochnię, Wieliczkę, Wiśnicz i podszedł pod Kraków. Jednak o bitwie pod Krosnem nie uczą nawet w krośnieńskich szkołach.
Na odwrócenie sytuacji miały wpływ też inne czynniki.
Na froncie z Rosją walki zostały praktycznie zawieszone. Będący od roku w sojuszu z Polską Tatarzy zmuszają Chmielnickiego do udzielenia pomocy zbrojnej Rzeczypospolitej oraz do zerwania związków z Rosją. Chan wysyła pisma do Jana Kazimierza, w których zapewnia go o swojej pomocy dla Polski oraz żąda od wojsk koronnych, by porzuciły służbę szwedzką i z powrotem poddały się władzy swego prawowitego króla.
Kiedy z trzech frontów wojny pozostał jeden, kiedy Polacy poczuli do Szwedów większą niechęć niż przedtem mieli do swojego króla, Jan Kazimierz postanawia wrócić do kraju.
W świetle tych faktów ocena postaci nie wypada już tak jednoznacznie. Zarówno Radziwiłł, jak i Kordecki poddali się królowi Szwecji. Przeor co prawda walczył potem ze Szwedami, ale trzeba pamiętać, że działał w zupełnie innych warunkach niż hetman litewski. Można usprawiedliwiać zakonnika, że poddanie się Karolowi Gustawowi było działaniem taktycznym. Że działał na zwłokę, nie chciał narażać klasztoru i ludzi, których miał pod opieką. Podobnych argumentów można jednak użyć do obrony Janusza Radziwiłła.
Na kartach „Potopu” Henryk Sienkiewicz wkłada w jego usta takie słowa:
Gdybym ja teraz wojnę zaciekłą rozniecił i nie zawarłszy układu zginął, tedyby kamień na kamieniu z tego kraju nie pozostał.
Źródła:
Konrad Bobiatyński, Od Smoleńska do Wilna. Wojna Rzeczypospolitej z Moskwą 1654-1655, Zabrze 2004;
Ryszard Henryk Bochenek, Twierdza Jasna Góra, Warszawa 1997;
Andrzej Borcz, Działania wojenne na terenie ziemi przemyskiej i sanockiej w latach „potopu” 1655-1657, Przemyśl 1999;
Mieczysław Brzyski, Szwedzi w Małopolsce w latach 1655-57, praca dyplomowa pod kier. prof. dr Adama Przybosia, Kraków 1972;
Paweł Jasienica, Rzeczpospolita Obojga Narodów, Warszawa 1985;
Adam Kersten, Sienkiewicz - „Potop” - Historia, Warszawa 1966;
Adam Kersten, Szwedzi pod Jasną Górą, Warszawa1975;
Augustyn Kordecki, Nowa Gigantomachia: Pamiętnik oblężenia Częstochowy roku 1655;
Jacek Wijaczka, Potop szwedzki w świadomości historycznej Polaków, „Czasy Nowożytne” - tom 23, s. 27-46, Warszawa 2010;
idź Pod Prąd, nr 1-2 (126-127), styczeń-luty 2015
TRZECIEGO DNIA CZY PO TRZECH DNIACH?
Żaden inny okres pobytu Syna Bożego na ziemi nie został w Biblii przedstawiony tak szczegółowo, jak kilka dni między wjazdem do Jerozolimy a Zmartwychwstaniem. Najwidoczniej jej autorzy uważali, że jest rzeczą szczególnie ważną, by każdy chrześcijanin wiedział, co się wtedy stało, dobrze zrozumiał znaczenie tych wydarzeń i wierzył, że rzeczywiście miały one miejsce. Przede wszystkim zależało im na tym, żeby czytający ich słowa zrozumieli, że tylko męka i śmierć Jezusa mogła zmazać grzechy każdego z nas. Chcieli też upewnić ich, że Jego zmartwychwstanie jest faktem, a także dowodem, że ofiara została przyjęta, a wierzący w Niego już nie są w swoich grzechach (1 Kor. 15:17). Każda z Ewangelii przedstawia te wydarzenia trochę inaczej, wnosi jakieś dodatkowe szczegóły. Jednak uzgodnienie tych relacji i ułożenie wszystkich elementów w spójną całość okazuje się wcale nie takie łatwe. Dla pewnych ludzi związane z tym problemy są pretekstem do kwestionowania prawdziwości Ewangelii. Inni podejmują próby odczytania ich „na nowo”. Jedną z takich prób jest książka Mieczysława Pajewskiego „Chrystus umarł we środę”.
Tytuł jest streszczeniem wywodu. Autor za fundament uznaje słowa Jezusa: Pokolenie złe i cudzołożne znaku żąda, ale nie otrzyma innego znaku jak tylko znak Jonasza proroka. Albowiem jak Jonasz był w brzuchu wieloryba trzy dni i trzy noce, tak i Syn Człowieczy będzie w łonie ziemi trzy dni i trzy noce (Mat. 12:39–40).Chronologia wydarzeń jego zdaniem była następująca. Jezus został aresztowany w nocy z wtorku na środę i postawiony przed Sanhedrynem. W środę wcześnie rano Żydzi skazali Go na śmierć. Następnie skłonili Piłata, by również wydał taki wyrok i zarządził egzekucję. Wieczorem tego dnia Józef z Arymatei z pomocą Nikodema pochował Jezusa w swoim grobie. Następny dzień, czwartek, był pierwszym dniem Święta Przaśników, w którym obowiązywał całkowity zakaz pracy. Takie święta Biblia nazywa niekiedy szabatami, bo słowo to oznacza po prostu „odpoczynek”. Następnie minął piąteki „normalny” szabat. Gdy po szabacie, o świcie pierwszego dnia tygodnia przyszła Maria Magdalena i druga Maria, aby obejrzeć grób (Mat. 28:1), stwierdziły, że jest on pusty. Zmartwychwstanie musiało nastąpić niedzielnym rankiem lub jeszcze w nocy. Pajewski uważa, że słowa Jezusa o trzech dniach i trzech nocach musiały być spełnione dokładnie. Według niego czwartek, piątek i sobota to te trzy dni. Noc ze środy na czwartek, z czwartku na piątek i z piątku na sobotę to pełne trzy noce.
Na początek zauważmy, że zapowiadając, jak długo będzie leżał w grobie, Jezus jakby „wahał się”. W tej samej Ewangelii Mateusza kilka rozdziałów dalej możemy przeczytać, że dnia trzeciego zostanie wzbudzony z martwych (Mat. 16:21 i 20:19). Podobną obietnicę zapisali Jan (Jan 2:19–22) i Łukasz (Łuk 9:22). Natomiast w Ewangelii Marka jest zapowiedź, że po trzech dniach zmartwychwstanie (Mar. 9:31). Tych różnic autor książki „Chrystus umarł we środę” jakby nie zauważa i nie wyjaśnia. Pomija milczeniem słowa apostoła Pawła, że Jezus dnia trzeciego został wzbudzony z martwych (1 Kor. 15:4). Przyjmuje też za rzecz oczywistą, że dzień śmierci Jezusa nie liczy się jako dzień w grobie. Do tych spraw jeszcze wrócę. Na razie chcę zająć się przesłankami, na których opiera się przypuszczenie, że tym dniem była środa. Czy nie musiał to być piątek, skoro następnym dniem była sobota? Otóż zdaniem Pajewskiego nie. Powołuje on przykłady żydowskiego Święta Trąb i Dnia Pojednania. Nie musiały one wypadać w sobotę, a w Biblii nazywane są sabatami (3 Mojż. 23:23–32). Słowo to oznacza po prostu „odpoczynek”. Jego zdaniem ewangeliści nazwali dzień po śmierci Jezusa sabatem tylko dlatego, że był to dzień świąteczny, pierwszy dzień Święta Przaśników, który niekoniecznie musiał być sabatem – siódmym dniem tygodnia. Rodzi się jednak pierwsza wątpliwość. Ewangeliści znali termin „święto” i używali go. Zapisali, że arcykapłani i starsi postanowili pojmać i zabić Jezusa nie w święto, aby nie powstały rozruchy między ludem (Mat. 26:5, Mar. 14:2). Jan, pisząc o ostatnim wielkim dniu święta Namiotów (Jan 7:37), nie używa słowa „sabat”, choć też był to dzień, w którym Żydom nie wolno było pracować. Dlaczego, opisując śmierć i zmartwychwstanie Jezusa, mieliby nagle zacząć wyrażać się w tak skomplikowany sposób? Tym bardziej, że opis chronologii tych wydarzeń poprzez „kalendarz liturgiczny” nie jest łatwy.
Jeśli ktoś uważnie przeczyta opisy męki Jezusa znajdujące się w Ewangeliach, powinien zauważyć, że święto Paschy jest tam obchodzone dwa razy. Nie ma wątpliwości, że Ostatnia Wieczerza, którą Jezus spożył z uczniami przed aresztowaniem, była żydowską wieczerzą paschalną. Dokładnie tak określają ją Marek (Mar. 14:12) i Łukasz (Łuk. 22:8). Mateusz pisze, że uczniowie przygotowali Paschę (Mat. 26:19). Czas, kiedy to zrobili, też jest dokładnie określony. Był to pierwszy dzień Przaśników, kiedy zabijali baranka wielkanocnego (Mar. 14:12). Podobnie pisze Łukasz (Łuk. 22:7). Określenie pierwszy dzień Przaśników może wprowadzić trochę zamieszania, bo ściśle rzecz biorąc to trwające siedem dni święto zaczynało się w pierwszym miesiącu roku od wieczora czternastego dnia tego miesiąca (2 Mojż. 12:18). Czyli dzień przygotowania Paschy poprzedzał te święta, ale w języku potocznym uznawano go już za świąteczny. Kto próbował w Polsce załatwić coś w Wigilię Bożego Narodzenia, zrozumie. Tak naprawdę pierwszym dniem Święta Przaśników był dzień zaczynający się tego wieczora, gdy zjadano baranka. Tego dnia pobożnemu Żydowi nie wolno było wykonywać żadnej pracy. U prześladowców Jezusa wszystko było przesunięte o jeden dzień. Nocą po pojmaniu Go palili ogień (Jan 18:18), co było pracą. Nie weszli do pretorium Piłata, aby się nie skalać, by móc spożyć wieczerzę paschalną (Jan 18:28). Najwyraźniej nie było zgody wśród Żydów, kiedy przypada dzień świąteczny, ale wszyscy zgadzali się, jaki jest dzień tygodnia. Ewangelie są relacjami. Można oczekiwać, że autorzy będą pisali w sposób jednoznaczny.
Co jeszcze ma świadczyć o tym, że między śmiercią a zmartwychwstaniem Jezusa były dwa dni, które można nazwać sabatami? Autor książki „Chrystus umarł we środę” zwraca uwagę, że według Marka, gdy minął sabat, Maria Magdalena i Maria Jakubowa, i Salome nakupiły wonności, aby pójść i namaścić go (Mar. 16:1). Natomiast według Łukasza kobiety przygotowały wonności i maści. Przez sabat zaś odpoczywały według przykazania (Łuk. 23:56). Jego zdaniem jedynym sposobem uzgodnienia tych relacji jest przyjęcie, że wonności do namaszczenia Jezusa kupiono w dniu następującym po pierwszym dniu Święta Przaśników a poprzedzającym normalny sabat. Nie uważam, by tak było. Kobiety patrzyły jak Józef z Arymatei wziął ciało i owinął je w czyste prześcieradło i złożył w swoim nowym grobie (Mat. 27:59–60). Być może nie było ich, gdy przyszedł Nikodem niosąc około stu funtów mirry i aloesu (Jan 19:39) i razem z Józefem dopełnił żydowskich zwyczajów pogrzebowych. Być może uznały, że wonności jest jeszcze za mało i poszły je przygotować z tego, co miały pod ręką. O tym prawdopodobnie pisze Łukasz. Zauważmy, że w jego relacji nie ma mowy o kupowaniu. Gdy skończyły, był już czas obowiązkowego odpoczynku. Podczas niego uznały, że mają zbyt mało maści i gdy tylko minął sabat, dokupiły wonności. O tym pisze Marek.
Przyjmijmy, że Jezus rzeczywiście umarł w środę, a w czwartek był pierwszy dzień Święta Przaśników. Czemu kobiety czekały z namaszczeniem zwłok aż do niedzieli? Czy w piątek nie zdążyłyby kupić, przygotować wszystkiego i pójść do grobu? Z pewnością Nikodem miał mniej czasu od nich. Prawdopodobnie w nocy uczestniczył w posiedzeniu Sanhedrynu razem z Józefem z Arymatei. Sumienie musiało mu wyrzucać, że nie zrobił nic w obronie oskarżonego. Potem obserwował, co się dzieje z gasnącą nadzieją, że ktoś położy kres temu obłędowi. Za przygotowanie wonności zabrał się chyba dopiero, gdy Piłat wydał wyrok, czyli około godziny trzeciej według tamtej rachuby, naszej dziewiątej. Zdążył przygotować sto funtów wonności przed wieczorem.
Maria Magdalena i Maria Jakubowa, i Salome miały ważny powód, żeby spieszyć się z namaszczaniem. W Palestynie jest dość ciepło i ciała szybko się rozkładają. Maści pogrzebowe nie hamują tego procesu. To odpowiednik naszych kwiatów.[1] Właśnie dlatego Żydzi grzebią zmarłych szybko. Nawet w kilka godzin po stwierdzeniu śmierci.[2] Jeśli trzymamy się tradycyjnej chronologii, łatwo zauważyć ten pośpiech. Materiał na wonności zapewne kupiły zaraz po zmierzchu. Nard, aloes i majeranek trzeba było rozetrzeć na żarnach lub w moździerzach.[3] Pewnie pracowały przez całą noc i były przy grobie o świcie, żeby ciało jeszcze nie cuchnęło, a przynajmniej nie za bardzo… Naprawdę trudno znaleźć przyczynę zwłoki, której wymaga hipoteza Pajewskiego.
Zastanawia jeszcze jedno. Kobiety, idąc, myślały tylko o tym, kto im usunie kamień zamykający wejście do grobu. Najwyraźniej nie wiedziały, że postawiono przy nim straż, a na kamieniu znajduje się pieczęć, której złamanie karane jest śmiercią. Jeśli śmierć nastąpiła w piątek, łatwo to zrozumieć. Istniał przepis o drodze sabatowej. Pobożny Żyd mógł przejść tego dnia 2000 łokci, czyli około 900 metrów. [4] Jeśli jednak Jezus leżał w grobie od środy, trudno wytłumaczyć, dlaczego w piątek żaden z jego zwolenników nie pojawił się przy grobiei nie powiadomił innych o sytuacji. Było to przynajmniej 120 osób, bo tyle zebrało się w wieczerniku w dzień zesłania Ducha Świętego. Ci ludzie byli przestraszeni, załamani, ale kochali swego nauczyciela i nadal tworzyli zwarte środowisko, w którym wiadomości rozchodziły się szybko. Uczniowie idący do Emaus wiedzieli o pustym grobie już po kilku godzinach, choć nie wierzyli w zmartwychwstanie (Łuk. 24:13.32).
Właśnie ci uczniowie, rozmawiając wtedy z Jezusem, wypowiedzieli słowa, które moim zdaniem pozwalają stwierdzić, w którym dniu tygodnia umarł Jezus.
Co jeszcze ma świadczyć o tym, że Chrystus umarł we środę? Jego zapowiedź o trzech dniach i trzech nocach. Słowa Mesjasza musiały się spełnić. Trudno się nie zgodzić, ale warto wiedzieć, jak rozumieli je Żydzi.
Zajrzyjmy do Księgi Estery. Jej bohaterka powiedziała swoim rodakom: pośćcie za mnie; przez trzy doby nocą dniem nie jedzcie i nie pijcie; również ja i moje służebnice tak będziemy pościć, a potem udam się do króla, choć to jest wbrew prawu (Es. 4:16). Jednak w pałacu królewskim stanęła już trzeciego dnia (Es. 5:1). Podobnie Józef oddał swoich braci pod straż na trzy dni, a trzeciego dnia wypuścił (Rdz. 42:17–18). To nie są przejawy niesłowności biblijnych bohaterów ani przypadkowe błędy. Zasadę, według której Żydzi liczyli, podaje Talmud. Posiadamy naukę: dzień i noc są Onach (czas) i część Onach jest jak jego całość. [5] Pajewski uważa, że „część jestniczym”. Można i tak, ale to nie jest żydowski sposób liczenia. Bywa on stosowany także w naszych czasach. Wystarczy, na przykład, żeby firma działała nawet jeden dzień w miesiącu, a daniny musi zapłacić za cały. W ZUS miesiąc jest onach i część jest jak całość.
Uważam, że z biblijnych relacji jasno wynika, że Jezus umarł w piątek. Ich pozorne sprzeczności łatwo można wyjaśnić. Mateusz i Marek byli Żydami i swoje pisma kierowali głównie do rodaków. Dlatego czytamy w nich o trzech dniach i nocach w łonie ziemi i zmartwychwstaniu po trzech dniach. Łukasz był Grekiem i konsekwentnie pisał, że Jezus zmartwychwstał trzeciego dnia. Tak też twierdził Żyd Paweł w 1 Liście do Koryntian, czyli Greków. Po prostu w różnych kulturach czas można różnie liczyć.
Przypisy:
[1] Daniel–Rops, „Dzieje Chrystusa”, IW PAX, Warszawa 1995, str.501.
[2] http://www.kirkuty.xip.pl/pogrzeb_zydowski.htm
[3] Daniel – Rops, op. cit., str.507.
[4] Giuseppe Ricciotti, „Życie Jezusa Chrystusa”, Wydawnictwo PAX, Warszawa 1954, str.85.
[5] http://mateusz.pl/pow/030204.htm
idź Pod Prąd, nr 5-6 (130-131), maj-czerwiec 2015, s. 15-16