CZEGO OCZY NIE WIDZĄ, TEGO SERCU NIE ŻAL
Brukselska rewolta wyglądała imponująco. Koktajle Mołotowa, barykady, zastępy policji. A cóż to tak zbulwersowało dotąd flegmatycznych Belgów? A no to, że rząd próbował im podnieść wiek emerytalny. Polski sejm załatwił sprawę migusiem i niewiele to kogoś obeszło, że została złamana jedna z fundamentalnych umów społecznych. Oczywiście nikt oprócz Ruchu Narodowego nie śmie zakwestionować sensu wypłacania starym komuchom gigantycznych emerytur, bo rzekomo jedno z drugim nie ma związku. Nawet sam Janusz Korwin-Mikke stoi na straży tego kretyństwa. Tylko w Polsce okradanie ludzi z owoców ich pracy może przejść bezboleśnie. Niejako za jednym zamachem rząd Tuska dokonał skoku na kasę otwartych funduszy emerytalnych i tu też nikt zbytnio się nie bulwersował.
Francuzi, a właściwie przybysze z Afryki okupujący ten kraj na znak solidarności ze swoimi muzułmańskimi pobratymcami z Bliskiego Wschodu, przeszli radosnymi pochodami przez ulice miast, paląc i plądrując żydowskie sklepy. Dokonali tego w imię walki z syjonizmem i wyrównywania różnic społecznych. Jakoś nikt nie nazywa Francji matecznikiem antysemityzmu, chociaż parę pejsatych głów mocno poturbowano.
Nasi ukochani sąsiedzi Niemcy już na tyle okrzepli gospodarczo, że postanowili w radosnym ulicznym pląsie wyrazić dezaprobatę dla inwazji islamu, przy okazji spalono meczecik. Wcale tego nie dokonała „skrajnie prawicowa” NPD, a był to ot taki odruch obywatelskiej troski. Stacje telewizyjne o największej sile rażenia wiele zrobiły, by te informacje nie były zbytnio eksponowane. Ciekawe dlaczego?
W Polsce od kilku lat 11 listopada organizowany jest Marsz Niepodległości, o którym też się nie mówi, a jak się mówi, to źle. Zawsze dochodzi do jakiejś zadymy, której inicjatorów nikt z uczestników nie zna. Podobne marsze, choć nieco mniejsze, organizuje Ruch Narodowy np. 13 grudnia i 1 marca w Lublinie, Łodzi, Wrocławiu. Ani tam, ani gdzie indziej nikt nie atakuje policji i nie interesuje się infrastrukturą. Podejrzewam, że wynika to z faktu, że na imprezach lokalnych wszyscy się znają i prowokatorzy nie mieliby posłuchu. Na warszawski marsz zjeżdża cała Polska i tu łatwiej o anonimowość. Zresztą ta władza robi, co może, by zniechęcić obywateli do odwiedzania stolicy celem krytykowania.
Sądzę, że jest też drugie oblicze sprawy. Im więcej awantury, tym więcej policjantów trzeba ściągnąć z całego kraju na przyszłoroczną imprezę. Oczywiście tych chwatów trzeba dostarczyć, wyżywić, zakwaterować. Na tym ktoś zarabia. O ile w poprzednich latach unkcjonariusze sypiali na materacach ułożonych na podłodze, to ostatnio rezydują w hotelach i pensjonatach wokół Warszawy.
Tak więc, mimo zapewnień brukselskich mądrali, Europa nie jest jakąś oazą spokoju i powszechnej szczęśliwości.
Komunizm uważał, że jak znikną państwa, religie, tradycyjna rodzina i własność prywatna, zapanuje powszechna szczęśliwość. Ta zbrodnicza idea realizowana rękoma Rosjan była dość prymitywna, bo wprowadzano ją przy pomocy czołgów, mordów, terroru i indoktrynacji. Nowy komunizm zachodnioeuropejski próbowano wprowadzić metodami soft - likwidacja państwa przez integrację europejską, religii przez multikulti, własności prywatnej przez fiskalizm, a rodziny przez promocję pedalstwa. Widać jednak, że nawet zachodni Europejczycy potrafią wymknąć się spod kontroli i narobić kłopotu swym właścicielom. Myślę, że to dopiero początek, a system robi bokami, próbuje ratować się rozpaczliwie, co potwierdziły nasze wybory samorządowe. Padły oskarżenia nawet o fałszerstwa. Niby w sondażach koalicja PO–PSL cieszy się umiłowaniem społeczeństwa, ale ktoś tam majstrował przy liczeniu głosów. Wprawdzie sam pan prezydent zapewniał, że widział, jak nie fałszują, ale to chyba za mało. Rozśmieszyła mnie jednak propozycja PiS-u, by urny były przezroczyste, a lokale okamerowane. No i co z tego miałoby wyniknąć? Skoro już, to czy nie lepiej, by urny były zabierane od razu po zakończeniu głosowania do komisji wojewódzkich, żeby tam głosy liczyły całkiem obce sobie osoby. Niechby trwało to nawet miesiąc i było nadzorowane przez obserwatorów i media.
Czy PiS jest tak głupi, czy tylko udaje? A może rola wiecznej, koncesjonowanej opozycji bardzo im odpowiada?
MARIAN KOWALSKI - KANDYDAT NA PREZYDENTA RP
idź Pod Prąd, grudzień 2014
TRZEBA INNYM ROBIĆ DOBRZE
Znakomita większość krajowych mediów sekunduje, być może i słusznie, w tzw. sprawie ukraińskiej. Na kijowski Majdan wybierają się podniecać tłumu prawie wszyscy „nasi” politycy. Od Palikota po Kaczyńskiego wykrzykują zebranym, że Ukraina powinna być wolna, czyli wejść do Unii Europejskiej. Skoro dla tych panów wolność oznacza Unię Europejską, to nie dziwmy się, że wciąż utrzymuje się spory odsetek osób uważających Jaruzelskiego za polskiego patriotę. Oczywiście politycy mogą sobie pozwolić na to, by być durniami lub oszustami, bo zarabiają znacznie więcej od każdego z nas. Nie mogę się jednak nadziwić, że ci sami pyskacze, którzy kazali zapomnieć o sprawie smoleńskiej, by nie drażnić Rosji, teraz popierają ukraińską opozycję.
Politycy niemieccy dyplomatycznie zapraszają przywódców buntujących się Ukraińców na rozmowy do Berlina, a nasze dyplomatołki wydziczają się na oczach tysięcy ludzi. Oczywiście, jak „marsz na wschód” się uda, to zasługi przypisze sobie dyplomacja europejska, czyli niemiecka, a jak sprawa się sfajda, to winne będą durne polaczki z tym nieznośnym Kaczyńskim na czele. No, gdyby jeszcze opozycja ukraińska obiecywała nam wieczną przyjaźń i współpracę, to co innego, ale oni jeszcze chodzą w rajtuzach z gilem do pasa, a już chcą nam odbierać Przemyśl. No to przepraszam, za taki interes to ja dziękuję.
I tak patrzę sobie głęboko w głowę i nadziwić się nie mogę, że jeszcze niedawno uważałem PiS za patriotów. Przecież oni dokonują dokładnie tego, czego życzy sobie Wyborcza, z tym że na całkiem przyzwoitych swoich zwolennikach, do których serc i umysłów Michnik nie miałby dostępu inaczej niż za pośrednictwem Jarosława Kaczyńskiego.
Żeby nie było nieporozumień, bardzo bym chciał, żeby Ukraina była niepodległa i oddzielała nas od Rosji. Życzę też Ukraińcom, by rządzili nimi przyzwoici ludzie, a tego sam nie mogę doczekać się u siebie. Dlatego uważam, że dopóki nie mamy armii silniejszej niż Rosja, nie podniecajmy wzburzonych tłumów na Majdanie. Jakie mamy prawo urządzać innym przyszłość, skoro jedyną perspektywą i nadzieją na istnienie tej Rzeczypospolitej jest brukselska jałmużna, która skończy się za 5 lat? Za co wtedy utrzymamy te stadiony, aquaparki i autostrady? Wprawdzie prezydent Komorowski ocknął się i ubolewa, że nie mamy przemysłu, no ale skoro najwybitniejszy prezydent w dziejach ma taki refleks i lotny umysł, jedynie, co możemy zrobić, to wystawić go na mistrzostwach świata w szachach dla debili.
A więc oni też?
Wiosna 2013 minęła nam na organizowaniu kongresu Ruchu Narodowego. Zebranie pieniędzy, znalezienie sali na ponad 1000 delegatów przy jednoczesnym zakładaniu struktur to spory wysiłek. Reżimowe media kłamały i psuły klimat jak mogły. Kongres odbył się i wypadł, według mnie, super. Pierwszym medium, które zaatakowało, i to kłamliwie, nie była wcale Wyborcza, lecz powiązana z Gazetą Polską, a więc PiS-owska Niezależna.pl.
Podali, że honorowym gościem był Bohdan Poręba, reżyser „Hubala”. Napisano, że był on dygnitarzem PZPR-owskim. Pan Poręba był zwykłym uczestnikiem i poprosił o głos celem zarekomendowania swej inicjatywy nakręcenia filmu o Jedwabnem. Przemawiał jako ostatni i nie brano pod uwagę ani obecności, ani chęci występowania pana Poręby. Nazwanie go dygnitarzem to spora przesada.
Poza tym posłanka Pawłowicz, mówiąc o nas, zadała stale powtarzające się pytanie: ”Kto za nimi stoi?”. A więc za każdą inicjatywą polityczną w Polsce musi ktoś stać? I mówi to posłanka PiS-u? Rozumiem, że ten ktoś stojący to nie jakiś menel spod sklepu, lecz ktoś z pieniędzmi i innymi możliwościami, których możemy się jedynie domyślać. Mój wcale nie garbaty nos mówi mi, że skoro za każdym ktoś stoi, to i stoi za PiS-em. Czyżby oznaczało to, że Jarosław Kaczyński otrzymał od gen. Kiszczaka przy Okrągłym Stole koncesję na odgrywanie roli prawicy i to takiej, żeby nigdy nie objęła skutecznie władzy? Wszystko układa się w logiczną całość. Dystansowanie się od rządu Jana Olszewskiego, oddanie bez walki władzy PO, zapaskudzanie sprawy Smoleńskiej nowinkami Macierewicza to tylko kilka przykładów dołowania „prawicy” przez pana Prezesa. Obecnie PiS wyprzedza w sondażach PO, ale nadal nie przekracza 30 %. Do tego nie ma żadnej zdolności koalicyjnej z obecnymi partiami. A tu robią, co mogą, żeby jedynego potencjalnego koalicjanta, czyli RN, przedstawić w czarnych barwach. A poseł Hoffman nie wyklucza koalicji z SLD. Toż to jaja na twardo! Antykomunistyczny PiS, sprawca śmierci pani Blidy, ma rządzić razem z postkomuną! Oj, coś mi podpowiada, że CAŁY układ polityczny gra swoje role, a reżyserem wcale nie jest pan Poręba. Dotychczas przychylnie spoglądałem na PiS mimo jego lewackiego odchylenia w sprawach gospodarczych. Gdy byłem w UPR-ze, liczyłem na koalicję z PiS-em. Ci jednak po Smoleńsku zrobili wszystko, żeby cały powstały wówczas potencjał społeczny rozproszył się i zmarnował. Rola wiecznej opozycji, immunitety, diety i 14 mln zł rocznie dotacji, zero odpowiedzialności to super pozycja, a Polska niech sobie tonie rządzona przez kretynów, którzy nawet na koncercie Madonny ponoszą stratę.
Widzę, że nie ma innego wyjścia, tylko zawalczyć przeciw wszystkim panom i paniom posłom oraz cudakom bezpłciowym paraliżującym inicjatywę Polaków. No, ale skoro za każdym z nich ktoś stoi, to wszystko jasne. Dałbym jednak chętnie 100 zł, żeby choć raz takiego kogoś zobaczyć, a każde pieniądze, by się dowiedzieć, kto temu ktosiowi płaci i wydaje rozkazy. No, ale jest wolność i demokracja, jak zapewniał pan Prezydent Komorowski 4 czerwca, nie mogąc sobie przypomnieć, czy głosował w pamiętnych wyborach, rzekomo obalających komunę. W końcu pani prezydentowa przypomniała małżonkowi, że nie głosowali wcale. I znów nie wiem, czy śmiać się, czy płakać, że pani prezydentowa ma lepszą pamięć niż małżonek, i to przy takiej tuszy. A i tak dobrze, że nie wrąbała słynnego orła z czekolady.
NAIWNIACY
Wojna chachłów z kacapami to też niezła okazja dla nas, by coś ugrać i to niskim kosztem – nie robiąc nic. Oba te narody w swej historii po wielokroć pokazały, jak kochają Polaków. Ukraińcy łatwo dawali się na nas napuszczać, niech teraz zaznają moskiewskiego braterstwa. Może ta lekcja da efekty. Pamiętają Państwo, jak jeszcze za prezydentury Juszczenki przestrzegałem Ukraińców przed budowaniem swej świadomości narodowej na etosie banderowskim. Tak jak przewidywałem, dało to pretekst Moskwie do rozpętania krucjaty antyfaszystowskiej. Wprawdzie nie wiemy, jak mocno pójdą Rosjanie w konflikt, ale mają spore możliwości militarne, mimo że, a może zwłaszcza że cena ropy spadła o połowę. Niektórzy się cieszą, że Rosja przeżywa trudności finansowe, ale w historii nieraz zdeterminowany tyran w takiej sytuacji gotów był pójść na całość. Wprawdzie dziwię się, dlaczego Rosjanie nie wjechali na Ukrainę regularną armią. Czyżby Kijów miał asa w rękawie? Kijów już ponad 20 lat temu pozbył się broni jądrowej, ale kto wie, jak to wyglądało naprawdę w postsowieckim bajzlu, gdy każdy generał handlował bronią, jak chciał.
Wszystko to bardzo mi się nie podoba, bo podobnie jak w 1939 r. nieuzbrojona a napinająca wątłe muskuły Polska pierwsza padnie ofiarą swej naiwności i cynizmu sojuszników.
Jako kandydat na prezydenta RP daję słowo honoru, że zrobię wszystko, by Polska nie dała się wrobić w tę wojnę, a na pewno nie pozwolę, by weszła do niej jako pierwsza. Nie będziemy umierać za Kijów, podczas gdy Paryż sprzedaje Rosji okręty i konserwy. To pokazuje najlepiej, że Unia Europejska jest oszustwem mającym na celu zniszczenie naszego kraju.
idźPod Prąd, nr 1-2 (126-127), styczeń-luty 2015
Marian Kowalski 2018: Prezydent Andrzej Duda to zdrajca! DZIŚ: Nie ma...
Starzy wyjadacze i mężykowie staniku
Wiele osób zadaje sobie pytanie, dlaczego doszło do najazdu Rosji na Ukrainę? Jeśli spojrzymy na mapę, zauważymy, że od granicy ukraińskiej do Moskwy jest przysłowiowy „rzut beretem”. Od XVIII wieku do dziś granica ta miała charakter administracyjny tak jak u nas między województwami. Uzyskanie przez Ukrainę niepodległości przed 20 laty spowodowało, że to niestabilne państwo krążyło między wschodem i zachodem, ale ostatecznie związałoby się albo z Rosją, albo z Unią. Wkrótce miały się odbyć wybory prezydenckie, a prorosyjski Janukowycz był mocno skompromitowany. Pazerność jego i zaprzyjaźnionych oligarchów mocno wkurzała zwykłych ludzi. Istniało więc realne zagrożenie, że wybory wygra jakiś porządny facet przywiązany do opcji prozachodniej, a granica rosyjsko–ukraińska stanie się realnym faktem po raz pierwszy w historii.
wyciągały swoje banderowskie łapy po Przemyśl i Chełm.
Rozterki
ROZTERKI
Pamiętam, był rok 2010, pewnego dnia na ulicach mojego miasta pojawiły się plakaty zapowiadające marsz ONR-u. Dotychczas organizacja ta w Lublinie nie prowadziła żadnych akcji, więc wzbudziło to moje zainteresowanie. Wraz z kilkoma kolegami wybraliśmy się na miejsce zbiórki. Tam jakaś setka młodych ludzi z banerami i flagami, jak się okazało, większość z nich była przyjezdna. Bardzo mi się spodobało to, że byli tam sami młodzi. Na naszych lubelskich akcjach, które organizowaliśmy pod szyldem UPR-u i Związku Obywatelskiego, młodzież była zawsze w mniejszości. Pochód ten nie podobał się lewactwu i próbowali go blokować. Usiedli w poprzek ulicy, jedna z dziewuch krzyczała: „Patriotyzm to faszyzm!”, jakiś dziarski anarchista rzucał w nas nawet roślinami, które wyrywał z doniczek w ogródkach piwnych. Po interwencji policji pochód nasz dotarł pod pomnik Zaporczyków, przemawiał tam kolega z Gdańska. Celtyki i falangi na flagach i banerach przypomniały mi akcje z początku lat 90. Pomyślałem sobie: „Idzie nowe pokolenie”.
Około roku później spotkałem na ulicy lubelskiego lidera ONR-u Krzyśka i powiedziałem mu, że jestem zainteresowany współpracą. Byłem rozczarowany losem mojego macierzystego UPR-u i chciałem gdzieś podziałać, nawet bez perspektywy startu w wyborach. Nie minęło wiele czasu, a zaproponowano mi funkcję rzecznika ONR-u. Był to również gorący okres Marszu Niepodległości 2011 roku. Krótko mówiąc, skoczyłem na główkę w nieznaną wodę. Sytuacja rozwinęła się na tyle, że powstały Ruch Narodowy stał się przedmiotem zainteresowania mediów i zaczęliśmy brać faktyczny udział w życiu politycznym kraju. Przeciwko Marszowi Niepodległości użyto w 2011 roku lewaków wspomaganych przez bandytów z Niemiec, mimo to Marsz przeszedł. W 2012 roku próbowała nas rozbić policja, a prezydent Komorowski, nie szczędząc sił i środków, zorganizował swój własny „spacerek do niepodległej”. W 2013 przeciw nam wystąpiła też tzw. opozycja (koncesjonowana) prowadzona przez pana prezesa. Tak czy siak, zawsze dotarliśmy do celu, a rozmaite wydarzenia planowane i nieplanowane wzbudzały jedynie zainteresowanie publiczności.
Obecnie toczy się dyskusja, czy RN ma startować w wyborach, stać się partią polityczna itp. Cóż, każde rozwiązanie ma swoich zwolenników i przeciwników. Jeśli chcemy rzeczywiście mieć wpływ na sytuację w Polsce, moim zdaniem nie ma innego wyjścia, niż start w wyborach z wszelkimi tego konsekwencjami. Oczywiście możemy krzyczeć na pochodach czy uniwersytetach, blokować i protestować, ale w tym czasie ci, co nas blokowali na ulicach i wdawali się w bójki, dostają posady dyrektorskie w instytucjach zajmujących się zwłaszcza tzw. kulturą. Mówiąc krótko, Antifa poszła w dyrektory, a anarchiści są na utrzymaniu podatnika. Jeśli chcemy uniknąć sytuacji, że będziemy do nich chodzić z podaniem o wynajęcie sali czy możliwość zorganizowania jakiejkolwiek akcji, musimy pójść dalej niż subkultura - zwłaszcza że to my mamy solidne zaplecze kulturalne, chociażby w postaci muzyków rockowych i hiphopowych. Przecież te lewaki nie dadzą nam nawet sal na koncerty.
Musimy sobie uzmysłowić fakt, że jedynym prawdziwym i głównym celem lewicy jest uczynienie ze zwykłych ludzi swoich niewolników, życie na ich koszt i jeszcze wmawianie, że to dla naszego dobra. Jeżeli ktoś nie czuje na sobie brzemienia odpowiedzialności, nie powinien przynajmniej paraliżować inicjatywy innych. Ciągłe narzekanie, kontestowanie i stanie na uboczu nie nie przystoi nam, którzy czujemy się spadkobiercami twórców niepodległości i żołnierzy NSZ-tu. Pokolenie dzisiejszych młodych Polaków wchodzących w dorosłe życie nie po to kończy szkoły, studia czy podejmuje pracę, by to wszystko przyniosło korzyść naszym przeciwnikom i wrogom Ojczyzny. Oczywiście nic nie gwarantuje tego, że unikniemy pokus i pułapek sprawowania władzy, ale to tylko od nas zależy, czy wyrzekniemy się prywaty, zegarków, łapówek czy zwykłej głupoty. Gdybym choć przez chwilę wątpił w zalety dzisiejszych 25-latków, na pewno nie tłukłbym się po kraju na niezliczone spotkania, a spokojnie zasiadł z piwem przed telewizorem. Gdy jednak jechałem na Marsz w 2011, a chłopaki zaczęli puszczać muzykę Gitsów i Legionu, blisko 20 lat po tym, jak ja tego słuchałem, uznałem, że doczekałem się nowego pokolenia. Pokolenia, które wyobraża sobie Polskę bez socjalistycznej zarazy, bez zdradzieckich sojuszników i zakutych łbów siedzących mentalnie w latach tzw. Polski Ludowej. Jedni nią rządzili, drudzy kontestowali, ale to zawsze Ona była punktem odniesienia.
Świat poszedł naprzód i to my staliśmy się Trzecim Światem, a Polska otrzymuje pomoc żywnościową z Unii Europejskiej. Takiej hańby tolerować nie sposób.
Dziś w moim rodzinnym Lublinie jeden z blokujących nasz Marsz w 2010 roku został dyrektorem, a jego środowisko otrzymało kamienicę w centrum miasta. Kiedy my chcemy zorganizować zebranie dla kilkudziesięciu delegatów, to albo sala za droga, albo właściciel boi się nam wynająć. Niech każdy tę sytuację rozsądzi we własnym sumieniu. Skoro w stolicy naszego państwa na placu Zbawiciela stoi tęcza, a Marsz Niepodległości mija ulicę Marchlewskiego i Armii Ludowej, to kto ma to zmienić? Antifa przebrana w garnitury dyrektorskie?
Ostatnio widziałem gościa, który rzucał wtedy w nasz pochód – grzebał w śmietniku w poszukiwaniu puszek. Im też nie wszystko się udaje...
Marian Kowalski
Naiwniacy
Wojna chachłów z kacapami to też niezła okazja dla nas, by coś ugrać i to niskim kosztem – nie robiąc nic. Oba te narody w swej historii po wielokroć pokazały, jak kochają Polaków. Ukraińcy łatwo dawali się na nas napuszczać, niech teraz zaznają moskiewskiego braterstwa. Może ta lekcja da efekty. Pamiętają Państwo, jak jeszcze za prezydentury Juszczenki przestrzegałem Ukraińców przed budowaniem swej świadomości narodowej na etosie banderowskim. Tak jak przewidywałem, dało to pretekst Moskwie do rozpętania krucjaty antyfaszystowskiej. Wprawdzie nie wiemy, jak mocno pójdą Rosjanie w konflikt, ale mają spore możliwości militarne, mimo że, a może zwłaszcza że cena ropy spadła o połowę. Niektórzy się cieszą, że Rosja przeżywa trudności finansowe, ale w historii nieraz zdeterminowany tyran w takiej sytuacji gotów był pójść na całość. Wprawdzie dziwię się, dlaczego Rosjanie nie wjechali na Ukrainę regularną armią. Czyżby Kijów miał asa w rękawie? Kijów już ponad 20 lat temu pozbył się broni jądrowej, ale kto wie, jak to wyglądało naprawdę w postsowieckim bajzlu, gdy każdy generał handlował bronią, jak chciał.
Wszystko to bardzo mi się nie podoba, bo podobnie jak w 1939 r. nieuzbrojona a napinająca wątłe muskuły Polska pierwsza padnie ofiarą swej naiwności i cynizmu sojuszników.
Jako kandydat na prezydenta RP daję słowo honoru, że zrobię wszystko, by Polska nie dała się wrobić w tę wojnę, a na pewno nie pozwolę, by weszła do niej jako pierwsza. Nie będziemy umierać za Kijów, podczas gdy Paryż sprzedaje Rosji okręty i konserwy. To pokazuje najlepiej, że Unia Europejska jest oszustwem mającym na celu zniszczenie naszego kraju.
MARIAN KOWALSKI - KANDYDAT NA PREZYDENTA RP
Artykuł pochodzi z najnowszego numeru "idź Pod Prąd".
Magazyn znaleźć można w kioskach RUCH, Garmond i EMPiK.
Marsch auf suden
Jeszcze kilka lat temu w Grecji uprawiano ostentacyjną konsumpcję, zwykli śmiertelnicy kupowali sobie jachty i wypasione bryki. Niejednokrotnie robili biurokratów w konia, te niewykończone a zamieszkałe wille, sztuczne plantacje winorośli, kilkudziesięciu ogrodników zatrudnionych w ateńskim szpitalu. Lokalni biurokraci nie żałowali unijnej manny z nieba nawet pasterzom kóz. Grecy przyzwyczaili się do słodkiego, miłego życia i trudno mieć o to do nich pretensje, szczególnie że strona francuska (zwłaszcza) pomagała w szwindelkach, akceptowała wirtualną księgowość, jak w wypadku wspomnianych myśliwców, na które wydatki pozwalała księgować w następnym roku. M.in. w ten sposób kumulowano dług na później.
Ogólnounijna koncepcja polegająca na wmawianiu nowym państwom członkowskim, że można tworzyć gospodarkę bez „dymiących kominów”, a opartą na micie wysokich technologii, innowacyjności i innych tego typu zaklęciach uprawianych przez bisurmanów nieznających pracy, to droga do katastrofy. Europa miała stać się kontynentem bez śmierdzących fabryk i deficytowych kopalni i płaci za to wysoką cenę. Te kraje, które uwierzyły w mit manny z nieba, już zaczęły ponosić konsekwencje. Gdyby Grecy w tym wszystkim zachowali narodową walutę, to różnice kursów byłyby najskuteczniejszym sygnałem ostrzegawczym. No ale skoro greckie euro stało się równe niemieckiemu, to nawet wsiowy głupek mógł przewidzieć rozwój wydarzeń. Kraj, który miał do zaoferowania wyłącznie urocze krajobrazy i ciepłe słoneczko, nie mógł długo utrzymać równego kroku z niemiecką gospodarką, która nie brzydzi się produkcji nie tylko samochodów, ale także gwoździ, którymi hojnie zawala póki sklepów Obi wyrastających także w Polsce jak grzyby po deszczu. Stara Unia straszy Greków wykluczeniem ze strefy euro, ale czy od tego pojawią się pieniądze? Czy można czymkolwiek straszyć Greków, skoro wprawdzie mają dziadowską gospodarkę, ale jakże łakome położenie namapie. To położenie jest nadzwyczaj atrakcyjne zwłaszcza dla obecnego lokatora Kremla, który z mapy naprawdę potrafi korzystać. Wprawdzie Rosja może póki co nie mieć dość gotówki, żeby spłacić greckie długi, ale ma dość siły przebicia, by stać się o wiele skuteczniejszym adwokatem greckiej sprawy niż była Francja. Nikt jeszcze tego głośno nie mówi, ale Grecy tradycyjnie żywią prorosyjski sentyment, a szczerze nienawidzą Berlina.
Obawiam się, że gdy sprawy będą toczyć się tak nadal, to Grecja będzie najdalej wysuniętą na zachód flanką imperium Putina. Integralności Ukrainy już nikt nie traktuje poważnie. Przykład Grecji pokazuje dobitnie, ze protektorat cynicznych państw Zachodu, księgowe szacherki-macherki, socjalistyczna darmocha, a przede wszystkim ukrywanie przed obywatelami realiów ekonomicznych może doprowadzić nie tylko do wzburzenia tłumów, bolesnego otrzeźwienia, wyjścia ze strefy euro albo i z Unii, ale także może stać się początkiem zmian geopolitycznych owocujących odbudową rosyjskich wpływów bez jednego wystrzału. Martwi mnie jednak przede wszystkim to, że Rzeczpospolita podąża drogą podobną do greckiej. Polityczne pięknoduchy skutecznie przekonały tubylców, że prawdziwe bogactwo bierze się z brukselskiej jałmużny i kredytu bankowego, a huty i stocznie są do niczego niepotrzebne. Mam nadzieję, że jeśli ktoś przeczyta te wersy za jakieś 20 lat, uzna je wyłącznie za fantasmagorie zgorzkniałego durnia, które się jednak nie ziszczą między Odrą a Bugiem.
idź Pod Prąd, nr 7-9 (132-134), lipiec-wrzesień 2015, s. 22
TRATOWISKO
Kiedyś otrzęsiny miały charakter wesołej zabawy, na której starsze roczniki urządzały powitanie, poddając nowicjuszy m.in. dowcipnym testom i śmiesznym niby-torturom. Z czasem z wieczorku zapoznawczego otrzęsiny zmieniły się w zwykłe imprezy - w huku głośnej muzyki, w rzekach alkoholu, a ostatnio dopalaczy. W Bydgoszczy bawiono się na dwóch salach, które dzieliło wąskie przejście. Uczestnicy zabawy w pewnym momenciezaczęli przemieszczać się w przeciwnych kierunkach, tłocząc się w wąskim korytarzu i tratując nawzajem. Gdy jedni tracili przytomność w niebywałym ścisku, przy wejściach z obu stron napierał wesoły, roztańczony tłum. Dotychczas podobne sceny miały miejsce na pielgrzymkach hinduistycznych i muzułmańskich, ale uczestników tamtych wydarzeń ciągle uważamy za niecywilizowanych dzikusów.
Pamiętam imprezy studenckie organizowane przez pokolenie mojej starszej siostry. Ktoś tam czytał wiersze, brzdąkał na gitarze, a taca kanapek i dwie butelki wina wystarczały na cały wieczór. Ówczesny student był brodaczem w swetrze do kolan i w wieku 21 lat już miał zrujnowany wzrok od ciągłego ślęczenia nad książkami. Moi rówieśnicy w latach 80. to już całkiem inne pokolenie studentów. Studia były przepustką do wycieczek zagranicznych o charakterze biznesowym i okazją do uniknięcia zasadniczej służby wojskowej, a dla dziewcząt miejscem do znalezienia sobie małżonka. Już wtedy zauważało się odejście od pędu do wiedzy ku utylitaryzmowi. Może to było trochę cyniczne, ale świadczyło jednak o zaradności życiowej. Dzisiaj każda impreza studencka to pijatyka i bijatyka, niczym się nie różni od gminnej imprezy plenerowej sponsorowanej przez browar.
Co spowodowało, że elita narodu tratuje się jak bezrozumne bydło? Dlaczego młodzi ludzie, często z małych miejscowości, nie stawiają sobie poprzeczki wysoko, by być lepszymi i dawać przykład, a przywłóczą do kampusów obyczajowość z postpegieerowskich czworaków? No cóż, przyczyn jest wiele: prymitywna rozrywka lansowana przez media, archaiczny feudalny system kadrowo-profesorski i demokracja.
Gdy telewizja nadawała dwa programy, radio jeden muzyczny i nie było Internetu, spotykaliśmy się w kilka osób po domach i rozkoszowaliśmy się płytą przywiezioną z Zachodu. Na byle co nie traciliśmy czasu i wyrabialiśmy sobie gusta. Niezależnie od upodobań mieliśmy swoje ikony, każdy, kto przyłączał się do fanklubu, znajdował się w lepszym towarzystwie. Dzisiaj na stu kanałach telewizyjnych, radiowych i internetowych króluje muzyczna sieczka „wzbogacona” obrazem rozpląsanych idiotów bazgrzących po ścianach lub chlapiących się w basenie. Całe szczęście, że większość jest bełkotana po angielsku, bo dzięki temu nie zapada w pamięć mojemu pokoleniu karmionemu w szkole językiem rosyjskim. Jest to bowiem twórczość w stylu wczesnego Liroya, obecnie kolegi z ławy poselskiej moich byłych współpracowników z Ruchu Narodowego. Ciekaw jestem, jak artystyczny temperament nowego kolegi będzie współgrał z ich świątojebliwością. Myślę, że jednak wysokość diety poselskiej złagodzi kryteria.
Dzisiejsze wyższe uczelnie są dowodzone przez klany profesorskie wykreowane w wyniku weryfikacji stanu wojennego i nieopatrznie przetransferowane w nową rzeczywistość. Te utytułowane pacany w gruncie rzeczy są urzędnikami na państwowym etacie mającymi zapobiec pojawieniu się myśli niepokornych. Niejednokrotnie pisaliśmy o debatach, które się nie odbyły, i rzuceniu na kolana studentów, którym przyszło do głowy zadawać się z niewłaściwymi osobami i ideami. Właśnie dzwonił do mnie dawny kolega z UPR-u, który chciał zorganizować debatę na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Gdy władze uczelni dowiedziały się, że mam wziąć w niej udział, stanowczo odmówiły, tłumacząc, że to nie miejsce na politykę, a ja przecież teraz nawet nie kandydowałem do sejmu. Parę dni wcześniej jednak popisywał się tam Lech Wałęsa. Myślę sobie, że nowego Kopernika to się raczej nie doczekamy.
Winna jest też demokracja. Przecież żaden kandydat nie powie, że studia powinny być płatne i elitarne. W istocie tylko zaoczni i studiujący na prywatnych uczelniach są zdeterminowani, bo ponoszą koszta. Państwowe uczelnie „darmowe” to relikt i wrzód niszczący tkankę intelektualną narodu. Dodatkową patologią są studenci z Ukrainy. Te rzekome dzieci wojny nie dość, że mają darmochę, to celowo nie przykładają się do nauki, by studiować jak najdłużej. Jak tak dalej pójdzie, to za 10 lat osoba starająca się o dobrą pracę będzie musiała udawać ledwie piśmiennego prostaczka, bo dyplom wyższej uczelni może stać się okolicznością obciążającą.
idź Pod Prąd 10-11 (135-136) 2015