TRZEBA INNYM ROBIĆ DOBRZE

Znakomita większość krajowych mediów sekunduje, być może i słusznie, w tzw. sprawie ukraińskiej. Na kijowski Majdan wybierają się podniecać tłumu prawie wszyscy „nasi” politycy. Od Palikota po Kaczyńskiego wykrzykują zebranym, że Ukraina powinna być wolna, czyli wejść do Unii Europejskiej. Skoro dla tych panów wolność oznacza Unię Europejską, to nie dziwmy się, że wciąż utrzymuje się spory odsetek osób uważających Jaruzelskiego za polskiego patriotę. Oczywiście politycy mogą sobie pozwolić na to, by być durniami lub oszustami, bo zarabiają znacznie więcej od każdego z nas. Nie mogę się jednak nadziwić, że ci sami pyskacze, którzy kazali zapomnieć o sprawie smoleńskiej, by nie drażnić Rosji, teraz popierają ukraińską opozycję.


Znakomita większość krajowych mediów sekunduje, być może i słusznie, w tzw. sprawie ukraińskiej. Na kijowski Majdan wybierają się podniecać tłumu prawie wszyscy „nasi” politycy. Od Palikota po Kaczyńskiego wykrzykują zebranym, że Ukraina powinna być wolna, czyli wejść do Unii Europejskiej. Skoro dla tych panów wolność oznacza Unię Europejską, to nie dziwmy się, że wciąż utrzymuje się spory odsetek osób uważających Jaruzelskiego za polskiego patriotę. Oczywiście politycy mogą sobie pozwolić na to, by być durniami lub oszustami, bo zarabiają znacznie więcej od każdego z nas. Nie mogę się jednak nadziwić, że ci sami pyskacze, którzy kazali zapomnieć o sprawie smoleńskiej, by nie drażnić Rosji, teraz popierają ukraińską opozycję. Może się nie znam na mentalności rosyjskiej, ale myślę, że chętniej oddadzą sto wraków samolotów, niż pozwolą, by od granicy ukraińskiej w UE do Moskwy była odległość jak z Krakowa do Gdańska. Uważam, że Putin użyje wszelkich sił, a ma czego użyć, by do tego nie doszło. Być może zaraz po igrzyskach zimowych wreszcie przychyli się do próśb Kozaków Dońskich i udzieli bratniej pomocy legendarnemu bądź co bądź prezydentowi Ukrainy. Gdyby Rosja zgodziła się na to, by Zachód zaglądał w jej „garnki”, zaprzepaściłaby cały swój ponad 500-letni dorobek polityczno-militarny, a nic mi nie wiadomo o tym, by armia rosyjska przestała istnieć.

 

Politycy niemieccy dyplomatycznie zapraszają przywódców buntujących się Ukraińców na rozmowy do Berlina, a nasze dyplomatołki wydziczają się na oczach tysięcy ludzi. Oczywiście,  jak „marsz na wschód” się uda, to zasługi przypisze sobie dyplomacja europejska,  czyli niemiecka, a jak sprawa się sfajda, to winne będą durne polaczki z tym nieznośnym Kaczyńskim na czele. No, gdyby jeszcze opozycja ukraińska obiecywała nam wieczną przyjaźń i współpracę, to co innego, ale oni jeszcze chodzą w rajtuzach z gilem do pasa, a już chcą nam odbierać Przemyśl. No to przepraszam, za taki interes to ja dziękuję.

 

I tak patrzę sobie głęboko w głowę i nadziwić się nie mogę, że jeszcze niedawno uważałem PiS za patriotów. Przecież oni dokonują dokładnie tego, czego życzy sobie Wyborcza, z tym że na całkiem przyzwoitych swoich zwolennikach, do których serc i umysłów Michnik nie miałby dostępu inaczej niż za pośrednictwem Jarosława Kaczyńskiego.

 

Żeby nie było nieporozumień, bardzo bym chciał, żeby Ukraina była niepodległa i oddzielała nas od Rosji. Życzę też Ukraińcom, by rządzili nimi przyzwoici ludzie, a tego sam nie mogę doczekać się u siebie. Dlatego uważam, że dopóki nie mamy armii silniejszej niż Rosja, nie podniecajmy wzburzonych tłumów na Majdanie. Jakie mamy prawo urządzać innym przyszłość, skoro jedyną perspektywą i nadzieją na istnienie tej Rzeczypospolitej jest brukselska jałmużna, która skończy się za 5 lat? Za co wtedy utrzymamy te stadiony, aquaparki i autostrady? Wprawdzie prezydent Komorowski ocknął się i ubolewa, że nie mamy przemysłu, no ale skoro najwybitniejszy prezydent w dziejach ma taki refleks i lotny umysł, jedynie, co możemy zrobić, to wystawić go na mistrzostwach świata w szachach dla debili.

 

JUBILEUSZ

Szanowni czytelnicy, za kilka dni skończę 50 lat. Mimo że zagraniczna maszynka znajdująca się w siłowni, w której pracuję, pokazuje, że mój wiek metaboliczny wynosi 35 lat, podchodzę do upływu czasu z należną powagą. Na stan mojego ducha dobrze wpływa towarzystwo koleżanek i kolegów z Ruchu Narodowego - większość jest połowę młodsza ode mnie.

 

Mając za sobą tę pięćdziesiątkę i towarzystwo młodych osób zainteresowanych niedawną historią, dokonuję porównań czasu obecnego z tym sprzed 25 lat. Zawsze twierdziłem, że obecny establishment tym różni się od poprzedniego z lat 80., że tamci od godziny 8 do 15 budowali socjalizm, by w godzinach późniejszych na niego psioczyć. Podejrzewałem, że obecni „przywódcy” wierzą w system także prywatnie. I tutaj się myliłem. Afera podsłuchowa pokazała wszystkim, że Sikorski, Belka, Nowak i inni bohaterowie wydarzeń prywatnie też wiedzą, że to „ch..., dupa i kamieni kupa” i że to państwo nie istnieje, a służy wyłącznie załatwianiu szacherków-macherków i nawpieprzaniu się ośmiorniczek na koszt nas – gołodupców. Nie będę tutaj sięgał po wiele cytatów, które mieli Państwo okazję już poznać. Ważne jest to, że PO z PSL-em, tak jak wtedy PZPR z ZSL, robią nas w konia i nawet tego zbytnio nie kryją. Doszło nawet do tego, że w dzień przed głosowaniem, które mogło obalić rząd Tuska, bezpieka wpadła do mieszkania i biura koalicyjnego posła. Wiadomo, że PSL żeruje na naiwności i głupocie przeciętnego mieszkańca wsi, działacze tej partii kręcą lody w branży rolnej i w każdej chwili, gdyby poszperać, można im się dobrać do tyłka. Czekam tylko dnia, gdy na głosowanie sejmowe zostaną przywiezieni posłowie PSL-u prosto z aresztu w kajdankach i zagłosują, podnosząc obie ręce naraz. Oczywiście za komuny taka sytuacja nie mogła się wydarzyć. Kręcono wówczas lody na o wiele mniejszą skalę i bezpieka mniej demonstracyjnie dbała o pion moralny polityków. Swoją drogą środowiska patriotyczne powinny Belkom, Sienkiewiczom, Nowakom i Karpińskim przyznać honorowe członkostwo w swoich organizacjach. Przecież my od lat trąbimy, że Polska jest krajem niesuwerennym, fasadowym i realizuje idiotyczne cele w polityce zagranicznej, a tu ciach - takie figury potwierdziły nasze diagnozy i to całkiem za darmo. Znacznie ułatwi nam to robotę, gdy już znajdą się w więzieniu. Obejrzałem także ostatnio po ponad 20 latach film „Ostatni dzwonek”. Film ten pokazuje nastroje panujące wśród licealistów w 1988 roku. Muszę przyznać, że byłem zaskoczony, jak niewiele się przez to ćwierćwiecze zmieniło w relacjach oni – my, młodzi – starzy. Bardzo proszę o obejrzenie tego filmu.

 

Skoro wiemy, że obóz władzy jest taki sam jak wtedy, to czym się różni opozycja? Do Okrągłego Stołu reprezentantów narodu zaprosił generał bezpieki – Kiszczak. Dzisiaj też lansuje się opozycję nie tę, która chce zmiany systemu i wychodzi na ulicę, tak jak Ruch Narodowy i jest prześladowana przez policję, a tę, która gada o potrzebie zmiany jedynie premiera. A więc tak jak wtedy - wasz prezydent, nasz premier. PiS już dawno stetryczało, a przy każdej okazji relacjonuje się kongresy zjednoczeniowe, czyli powrót do macierzy posłów niegdyś ni stąd, ni zowąd wygnanych. Opozycja ta cały swój potencjał wystrzela w bratobójczej wojence przy układaniu list przy kolejnych wyborach i zabraknie jej amunicji na jakże potrzebną rozprawę z brukselskim systemem. Sukces Kongresu Nowej Prawicy także nachalnie lansowanego w telewizji wcale nie zmieni sytuacji. Wprawdzie Janusz Korwin-Mikke zgodnie z zapowiedzią wystrzelał Boniego po mordzie i bardzo mi się to podoba, ale w istocie nie naruszył fundamentu zła. Po pierwsze, JKM chwali ustawę ministra Wilczka z 1988 roku o działalności gospodarczej, a to ta ustawa otworzyła drogę komunistom do prawdziwego biznesu. Po drugie, pan prezes nadal uważa, że byłym ubekom i sekretarzom należą się gigantyczne emerytury. Po trzecie, nadal uważa pułkownika Kuklińskiego za zdrajcę. Każdy z tych punktów musi podobać się beneficjentowi przemian z komunistycznym rodowodem, a to, żeby państwo nie wtrącało się do gospodarki, oznacza jedynie, że nasza pozycja państwa postkolonialnegobędącego rynkiem zbytu i rezerwuarem parobków się utrwali. Dalsze tzw. liberalizowanie gospodarki wg pomysłu KNP nie naruszy stanu posiadania czerwonej burżuazji. Chyba, że... No właśnie.

 

W aferze podsłuchowej wyszło na jaw ciekawe zjawisko. Otóż politycy przy pomocy aparatu państwa mogą odstrzelić, kogo zechcą, łącznie z czerwonymi oligarchami, padły nawet nazwiska. Jeśli weźmie się pod uwagę, że rząd Tuska to agentura Brukseli i Berlina, może w przyszłości dojść do zderzenia interesów Zachodu i tutejszych czerwonych oligarchów. Komu pozostaną lojalni Nowaki, Sienkiewicze i inni, doskonale wiemy, a jedyną siłą polityczną, która zechce ratować płonące tyłki oligarchów, może okazać się paradoksalnie Ruch Narodowy. W końcu te czerwone wieprzki jakby nie było zatrudniają Polaków, jakby nie brzmiało to przewrotnie - klepią nasz dochód narodowy. Proszę nie myśleć, że mam jakąkolwiek ochotę dbać o ich interesy, ale wolę pić mleko od polskich krów, przetwarzane i sprzedawane przez Polaków, niż przywiezione z Francji. Stanisław Michalkiewicz już w połowie lat 90. przewidywał scenariusz, że kiedy system zacznie się sypać, zgłoszą się do małych i ambitnych środowisk politycznych (wtedy UPR) smutni panowie z walizkami i różnymi propozycjami. Być może niedługo nastąpi ten moment, gdy pan Jakubas zauważy, że obecny układ władzy może nie tylko odebrać mu majątek, ale i wpakować do więzienia.

 

A więc historia zatoczyła koło, z tą różnicą, że przywódcy Polski Ludowej przez parę lat wyhodowali sobie opozycję, z którą podzielili się władzą 4 czerwca 1989 roku. Obecni mają o wiele mniej rozumu, są skłóceni ze wszystkimi, a nawet - jak minister Nowak - jako łapówkę dają sobie wcisnąć zegarek-podróbkę o wartości 500 zł!!! Ten brak rozumu połączony z pazernością stanowi swoistą wartość, bo nikt do Okrągłego Stołu zasiadał więcej nie będzie, chyba że prezes Kaczyński dalej będzie snuł fantasmagorie o technicznym, czyli ponadpartyjnym premierze.

 

Przy okazji warto zauważyć, że nad Ukrainą roz…y został malezyjski samolot i cały świat nie ma wątpliwości, że to robota putinowskiej Rosji. Tutaj cytuję prezydenta Rosji: „Odpowiedzialność ponosi państwo, na którego terytorium doszło do zdarzenia”. Ciekawe, dlaczego nie powiedział tak 10. 04. 2010 r.?

 

W dniu, gdy piszę ten tekst, obchodzimy Międzynarodowy Dzień Nelsona Mandeli. Jak świat ma oprzeć się terrorowi Kremla, skoro świeckim świętym uczynił rasistowskiego bandytę, który utopił w gnoju i krwi jedno z najpiękniejszych państw świata?

 

lipiec 2014


CZEGO OCZY NIE WIDZĄ, TEGO SERCU NIE ŻAL

Od czasu do czasu w Europie mają miejsce wydarzenia, o których lepiej Polakom nie mówić, a już na pewno nie wolno tego pokazywać w telewizji. Na szybko przychodzą mi do głowy trzy, dość mocno zatajane. Pierwsze to kilkudniowa naparzanka z policją na ulicach w Brukseli, drugie to demolki żydowskich sklepów w kilku miastach Francji, a trzecie - antyislamska demonstracja w Niemczech połączona ze spaleniem meczetu.

 

Brukselska rewolta wyglądała imponująco. Koktajle Mołotowa, barykady, zastępy policji. A cóż to tak zbulwersowało dotąd flegmatycznych Belgów? A no to, że rząd próbował im podnieść wiek emerytalny. Polski sejm załatwił sprawę migusiem i niewiele to kogoś obeszło, że została złamana jedna z fundamentalnych umów społecznych. Oczywiście nikt oprócz Ruchu Narodowego nie śmie zakwestionować sensu wypłacania starym komuchom gigantycznych emerytur, bo rzekomo jedno z drugim nie ma związku. Nawet sam Janusz Korwin-Mikke stoi na straży tego kretyństwa. Tylko w Polsce okradanie ludzi z owoców ich pracy może przejść bezboleśnie. Niejako za jednym zamachem rząd Tuska dokonał skoku na kasę otwartych funduszy emerytalnych i tu też nikt zbytnio się nie bulwersował.

 

Francuzi, a właściwie przybysze z Afryki okupujący ten kraj na znak solidarności ze swoimi muzułmańskimi pobratymcami z  Bliskiego Wschodu, przeszli radosnymi pochodami przez ulice miast, paląc i plądrując żydowskie sklepy. Dokonali tego w imię walki z syjonizmem i wyrównywania różnic społecznych. Jakoś nikt nie nazywa Francji matecznikiem antysemityzmu, chociaż parę pejsatych głów mocno poturbowano.

 

Nasi ukochani sąsiedzi Niemcy już na tyle okrzepli gospodarczo, że postanowili w radosnym ulicznym pląsie wyrazić dezaprobatę dla inwazji islamu, przy okazji spalono meczecik. Wcale tego nie dokonała „skrajnie prawicowa” NPD, a był to ot taki odruch obywatelskiej troski. Stacje telewizyjne o największej sile rażenia wiele zrobiły, by te informacje nie były zbytnio eksponowane. Ciekawe dlaczego?

 

W Polsce od kilku lat 11 listopada organizowany jest Marsz Niepodległości, o którym też się nie mówi, a jak się mówi, to źle. Zawsze dochodzi do jakiejś zadymy, której inicjatorów nikt z uczestników nie zna. Podobne marsze, choć nieco mniejsze, organizuje Ruch Narodowy np. 13 grudnia i 1 marca w Lublinie, Łodzi, Wrocławiu. Ani tam, ani gdzie indziej nikt nie atakuje policji i nie interesuje się infrastrukturą. Podejrzewam, że wynika to z faktu, że na imprezach lokalnych wszyscy się znają i prowokatorzy nie mieliby posłuchu. Na warszawski marsz zjeżdża cała Polska i tu łatwiej o anonimowość. Zresztą ta władza robi, co może, by zniechęcić obywateli do odwiedzania stolicy celem krytykowania.

 

Sądzę, że jest też drugie oblicze sprawy. Im więcej awantury, tym więcej policjantów trzeba ściągnąć z całego kraju na przyszłoroczną imprezę. Oczywiście tych chwatów trzeba dostarczyć, wyżywić, zakwaterować. Na tym ktoś zarabia. O ile w poprzednich latach unkcjonariusze  sypiali na materacach ułożonych na podłodze, to ostatnio rezydują w hotelach i pensjonatach wokół Warszawy.

 

Tak więc, mimo zapewnień brukselskich mądrali, Europa nie jest jakąś oazą spokoju i powszechnej szczęśliwości.

 

Komunizm uważał, że jak znikną państwa, religie, tradycyjna rodzina i własność prywatna,  zapanuje powszechna szczęśliwość. Ta zbrodnicza idea realizowana rękoma Rosjan była dość prymitywna, bo wprowadzano ją przy pomocy czołgów, mordów, terroru i indoktrynacji. Nowy komunizm zachodnioeuropejski próbowano wprowadzić metodami soft - likwidacja państwa przez integrację europejską, religii przez multikulti, własności prywatnej przez fiskalizm, a rodziny przez promocję pedalstwa. Widać jednak, że nawet zachodni Europejczycy potrafią wymknąć się spod kontroli i narobić kłopotu swym właścicielom. Myślę, że to dopiero początek, a system robi bokami, próbuje ratować się rozpaczliwie, co potwierdziły nasze wybory samorządowe. Padły oskarżenia nawet o fałszerstwa. Niby w sondażach koalicja PO–PSL cieszy się umiłowaniem społeczeństwa, ale ktoś tam majstrował przy liczeniu głosów. Wprawdzie sam pan prezydent zapewniał, że widział, jak nie fałszują, ale to chyba za mało. Rozśmieszyła mnie jednak propozycja PiS-u, by urny były przezroczyste, a lokale okamerowane. No i co z tego miałoby wyniknąć? Skoro już, to czy nie lepiej, by urny były zabierane od razu po zakończeniu głosowania do komisji wojewódzkich, żeby tam głosy liczyły całkiem obce sobie osoby. Niechby trwało to nawet miesiąc i było nadzorowane przez obserwatorów i media.

 

Czy PiS jest tak głupi, czy tylko udaje? A może rola wiecznej, koncesjonowanej opozycji bardzo im odpowiada?

 

MARIAN KOWALSKI - KANDYDAT NA PREZYDENTA RP

 

idź Pod Prąd, grudzień 2014


A JEDNAK JEST GORZEJ

I znów się okazało, że jestem niepoprawnym optymistą. Dotąd sądziłem, że mamy powtórkę z czasów przedrozbiorowych, ale prezydent Putin wyprowadził mnie z błędu. Kilka dni temu tzw. strona rosyjska ogłosiła zamiar budowy przez teren Polski gazociągu. Tusk przyznał, że nic o tym nie wie, a szef „naszej” gazowni już sprawę z ruskimi dawno obstalował. Niezła wtopa Donalda. Taki afront ze strony sojusznika w kwestii Prezydenta. Gdy 10.04.2010 roku Tusk oddał Rosji śledztwo, myślał, że ma z głowy. Wszystko spadnie na Ruskich, a oni i tak to w d… mają i sprawa będzie załatwiona. Mylił się jednak. Rosja, mając wrak i diabli wiedzą co jeszcze, trzyma go za łeb. Co będzie, jeśli przyjdzie im fanaberia oddać wrak i to do tego tak spreparowany, że nie tylko potwierdzi się wersja zamachu, ale i będzie można wskazać sprawcę? W tej sytuacji, rzecz jasna, może Putin nie tylko kłaść przez Polskę rurociąg, ale jeszcze sobie kazać za to zapłacić, a nawet zdefekować naprzeciw Kancelarii Rady Ministrów, a zebrany tam rząd polski uda, że nie widzi. Pani kanclerz raczej nie będzie „umierać za Gdańsk”. Tak też radość Tuska z pozbycia się Prezydenta wychodzi mu już bokiem, a to dopiero początek przyjaźni polsko–rosyjskiej. Przecież biskupi już się pojednali, czas na konkrety. Tak jak w życiu zwykłych ludzi, najpierw kwiaty i kino, a potem bachory i rachunki.

Wszystko to w sytuacji, gdy wokół nas kochają. W końcu jesteśmy w Unii! Sojusznikami są Brytyjczycy i Francuzi, którzy zdradzili nas dwa razy w czasie jednej wojny. Protektorem naszym są Niemcy, czyli potwierdza się stan z czasu po1września 1939 r., a do tego błogosławi to Rosja, sankcjonując sytuację z 17 września ’39. Amerykanie mają nas w nosie, bo nie chcą mieć zadrażnień z Berlinem ani z Moskwą, zwłaszcza że Korea Północna obiecała im lanie. A więc wszyscy przeciw nam. Tak jak po pobiciu Napoleona. Siąść i płakać.

No, może niekoniecznie, bo jak nasi wrogowie zbytnio się miłują, to wiadomo, że z tego będzie tęga draka, jak w 1914 r. Wtedy też wszyscy załamali ręce prócz tych, którzy robili swoje. Nie będę pisał tu o konsekwentnej polityce Dmowskiego, legionach Piłsudskiego, bo czytelnicy iPP sprawę znają. Całkiem zapomniana jest sprawa chłopska. Otóż car za olanie Powstania Styczniowego dał im ziemię. Dał za to, że byli obojętni na los panów niegodzących się na zmianę niedoli podludzi. I tu chichot historii - chłopi stali się panami swej ziemi i po kilkudziesięciu latach zaczęli jej bronić i to w skali masowej. W 1920 roku bolszewicy obiecywali chłopom polskim ziemię, którą ci już mieli. Chłopski rozsądek nakazywał więc tym dawcom nieswojego zerżnąć dupę – i to się stało.

Widać więc, że Bóg Polaków nie opuszcza i nawet w najtrudniejszej chwili staje się coś, co Polskę ratuje. Podam przykład z ostatniego czasu. Dotąd hip–hop kojarzył się z murzyńską muzyką i jaraniem trawy. Sam się wkurzałem, widząc kolesi w portkach z krokiem na kolanach i dałbym głowę, że chleba z tego nie będzie. A tu masz! Hip-hopowcy masowo zaczęli rymować o Powstaniu Warszawskim, Żołnierzach Wyklętych, zbrodniach UB i Pileckim. Cud! Widać to miało sens, skoro jesteśmy Murzynami Europy. Może czas na naszego Mandelę? Wtedy na pewno nie wmówią nam, że jesteśmy rasistami i naziolami. Ciekawe, jak bym wyglądał w kwiaciastej koszuli? Ale od razu zastrzegam, że nie palę, maryśki też. No, chyba że dla dobra ojczyzny.


TRATOWISKO

Właśnie zmarła trzecia ofiara bydgoskich otrzęsin. Przypomnę, że miała to być impreza, na której wprowadza się pierwszaków w życie studenckie.

Kiedyś otrzęsiny miały charakter wesołej zabawy, na której starsze roczniki urządzały powitanie, poddając nowicjuszy m.in. dowcipnym testom i śmiesznym niby-torturom. Z czasem z wieczorku zapoznawczego otrzęsiny zmieniły się w zwykłe imprezy  - w huku głośnej muzyki, w rzekach alkoholu, a ostatnio dopalaczy. W Bydgoszczy bawiono się na dwóch salach, które dzieliło wąskie przejście. Uczestnicy zabawy w pewnym momenciezaczęli przemieszczać się w przeciwnych kierunkach, tłocząc się w wąskim korytarzu i tratując nawzajem. Gdy jedni tracili przytomność w niebywałym ścisku, przy wejściach z obu stron napierał wesoły, roztańczony tłum. Dotychczas podobne sceny miały miejsce na pielgrzymkach hinduistycznych i muzułmańskich, ale uczestników tamtych wydarzeń ciągle uważamy za niecywilizowanych dzikusów.

Pamiętam imprezy studenckie organizowane przez pokolenie mojej starszej siostry. Ktoś tam czytał wiersze, brzdąkał na gitarze, a taca kanapek i dwie butelki wina wystarczały na cały wieczór. Ówczesny student był brodaczem w swetrze do kolan i w wieku 21 lat już miał zrujnowany wzrok od ciągłego ślęczenia nad książkami. Moi rówieśnicy w latach 80. to już całkiem inne pokolenie studentów. Studia były przepustką do wycieczek zagranicznych o charakterze biznesowym i okazją do uniknięcia zasadniczej służby wojskowej, a dla dziewcząt miejscem do znalezienia sobie małżonka. Już wtedy zauważało się odejście od pędu do wiedzy ku utylitaryzmowi. Może to było trochę cyniczne, ale świadczyło jednak o zaradności życiowej. Dzisiaj każda impreza studencka to pijatyka i bijatyka, niczym się nie różni od gminnej imprezy plenerowej sponsorowanej przez browar.

Co spowodowało, że elita narodu tratuje się jak bezrozumne bydło? Dlaczego młodzi ludzie, często z małych miejscowości, nie stawiają sobie poprzeczki wysoko, by być lepszymi i dawać przykład, a przywłóczą do kampusów obyczajowość z postpegieerowskich czworaków? No cóż, przyczyn jest wiele: prymitywna rozrywka lansowana przez media, archaiczny feudalny system kadrowo-profesorski i demokracja.

Gdy telewizja nadawała dwa programy, radio jeden muzyczny i nie było Internetu, spotykaliśmy się w kilka osób po domach i rozkoszowaliśmy się płytą przywiezioną z Zachodu. Na byle co nie traciliśmy czasu i wyrabialiśmy sobie gusta. Niezależnie od upodobań mieliśmy swoje ikony, każdy, kto przyłączał się do fanklubu, znajdował się w lepszym towarzystwie. Dzisiaj na stu kanałach telewizyjnych, radiowych i internetowych króluje muzyczna sieczka „wzbogacona” obrazem rozpląsanych idiotów bazgrzących po ścianach lub chlapiących się w basenie. Całe szczęście, że większość jest bełkotana po angielsku, bo dzięki temu nie zapada w pamięć mojemu pokoleniu karmionemu w szkole językiem rosyjskim. Jest to bowiem twórczość w stylu wczesnego Liroya, obecnie kolegi z ławy poselskiej moich byłych  współpracowników z Ruchu Narodowego. Ciekaw jestem, jak artystyczny temperament nowego kolegi będzie współgrał z ich świątojebliwością. Myślę, że jednak wysokość diety poselskiej złagodzi kryteria.

Dzisiejsze wyższe uczelnie są dowodzone przez klany profesorskie wykreowane w wyniku weryfikacji stanu wojennego i nieopatrznie przetransferowane w nową rzeczywistość. Te utytułowane pacany w gruncie rzeczy są urzędnikami na państwowym etacie mającymi zapobiec pojawieniu się myśli niepokornych. Niejednokrotnie pisaliśmy o debatach, które się nie odbyły, i rzuceniu na kolana studentów, którym przyszło do głowy zadawać się z niewłaściwymi osobami i ideami. Właśnie dzwonił do mnie dawny kolega z UPR-u, który chciał zorganizować debatę na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Gdy władze uczelni dowiedziały się, że mam wziąć w niej udział, stanowczo odmówiły, tłumacząc, że to nie miejsce na politykę, a ja przecież teraz nawet nie kandydowałem do sejmu. Parę dni wcześniej jednak popisywał się tam Lech Wałęsa. Myślę sobie, że nowego Kopernika to się raczej nie doczekamy.

Winna jest też demokracja. Przecież żaden kandydat nie powie, że studia powinny być płatne i elitarne. W istocie tylko zaoczni i studiujący na prywatnych uczelniach są zdeterminowani, bo ponoszą koszta. Państwowe uczelnie „darmowe” to relikt i wrzód niszczący tkankę intelektualną narodu. Dodatkową patologią są studenci z Ukrainy. Te rzekome dzieci wojny nie dość, że mają darmochę, to celowo nie przykładają się do nauki, by studiować jak najdłużej. Jak tak dalej pójdzie, to za 10 lat osoba starająca się o dobrą pracę będzie musiała udawać ledwie piśmiennego prostaczka, bo dyplom wyższej uczelni może stać się okolicznością obciążającą.

 

 

 

 

 

 

 

 

idź Pod Prąd 10-11 (135-136) 2015

 


Rozterki

ROZTERKI

Pamiętam, był rok 2010, pewnego dnia na ulicach mojego miasta pojawiły się plakaty zapowiadające marsz ONR-u. Dotychczas organizacja ta w Lublinie nie prowadziła żadnych akcji, więc wzbudziło to moje zainteresowanie. Wraz z kilkoma kolegami wybraliśmy się na miejsce zbiórki. Tam jakaś setka młodych ludzi z banerami i flagami, jak się okazało, większość z nich była przyjezdna. Bardzo mi się spodobało to, że byli tam sami młodzi. Na naszych lubelskich akcjach, które organizowaliśmy pod szyldem UPR-u i Związku Obywatelskiego, młodzież była zawsze w mniejszości. Pochód ten nie podobał się lewactwu i próbowali go blokować. Usiedli w poprzek ulicy, jedna z dziewuch krzyczała: „Patriotyzm to faszyzm!”, jakiś dziarski anarchista rzucał w nas nawet roślinami, które wyrywał z doniczek w ogródkach piwnych. Po interwencji policji pochód nasz dotarł pod pomnik Zaporczyków, przemawiał tam kolega z Gdańska. Celtyki i falangi na flagach i banerach przypomniały mi akcje z początku lat 90. Pomyślałem sobie: „Idzie nowe pokolenie”.

Około roku później spotkałem na ulicy lubelskiego lidera ONR-u Krzyśka i powiedziałem mu, że jestem zainteresowany współpracą. Byłem rozczarowany losem mojego macierzystego UPR-u i chciałem gdzieś podziałać, nawet bez perspektywy startu w wyborach. Nie minęło wiele czasu, a zaproponowano mi funkcję rzecznika ONR-u. Był to również gorący okres Marszu Niepodległości 2011 roku. Krótko mówiąc, skoczyłem na główkę w nieznaną wodę. Sytuacja rozwinęła się na tyle, że powstały Ruch Narodowy stał się przedmiotem zainteresowania mediów i zaczęliśmy brać faktyczny udział w życiu politycznym kraju. Przeciwko Marszowi Niepodległości użyto w 2011 roku lewaków wspomaganych przez bandytów z Niemiec, mimo to Marsz przeszedł. W 2012 roku próbowała nas rozbić policja, a prezydent Komorowski, nie szczędząc sił i środków, zorganizował swój własny „spacerek do niepodległej”. W 2013 przeciw nam wystąpiła też tzw. opozycja (koncesjonowana) prowadzona przez pana prezesa. Tak czy siak, zawsze dotarliśmy do celu, a rozmaite wydarzenia planowane i nieplanowane wzbudzały jedynie zainteresowanie publiczności.

Obecnie toczy się dyskusja, czy RN ma startować w wyborach, stać się partią polityczna itp. Cóż, każde rozwiązanie ma swoich zwolenników i przeciwników. Jeśli chcemy rzeczywiście mieć wpływ na sytuację w Polsce, moim zdaniem nie ma innego wyjścia, niż start w wyborach z wszelkimi tego konsekwencjami. Oczywiście możemy krzyczeć na pochodach czy uniwersytetach, blokować i protestować, ale w tym czasie ci, co nas blokowali na ulicach i wdawali się w bójki, dostają posady dyrektorskie w instytucjach zajmujących się zwłaszcza tzw. kulturą. Mówiąc krótko, Antifa poszła w dyrektory, a anarchiści są na utrzymaniu podatnika. Jeśli chcemy uniknąć sytuacji, że będziemy do nich chodzić z podaniem o wynajęcie sali czy możliwość zorganizowania jakiejkolwiek akcji, musimy pójść dalej niż subkultura - zwłaszcza że to my mamy solidne zaplecze kulturalne, chociażby w postaci muzyków rockowych i hiphopowych. Przecież te lewaki nie dadzą nam nawet sal na koncerty.

Musimy sobie uzmysłowić fakt, że jedynym prawdziwym i głównym celem lewicy jest uczynienie ze zwykłych ludzi swoich niewolników, życie na ich koszt i jeszcze wmawianie, że to dla naszego dobra. Jeżeli ktoś nie czuje na sobie brzemienia odpowiedzialności, nie powinien przynajmniej paraliżować inicjatywy innych. Ciągłe narzekanie, kontestowanie i stanie na uboczu nie nie przystoi nam, którzy czujemy się spadkobiercami twórców niepodległości i żołnierzy NSZ-tu. Pokolenie dzisiejszych młodych Polaków wchodzących w dorosłe życie nie po to kończy szkoły, studia czy podejmuje pracę, by to wszystko przyniosło korzyść naszym przeciwnikom i wrogom Ojczyzny. Oczywiście nic nie gwarantuje tego, że unikniemy pokus i pułapek sprawowania władzy, ale to tylko od nas zależy, czy wyrzekniemy się prywaty, zegarków, łapówek czy zwykłej głupoty. Gdybym choć przez chwilę wątpił w zalety dzisiejszych 25-latków, na pewno nie tłukłbym się po kraju na niezliczone spotkania, a spokojnie zasiadł z piwem przed telewizorem. Gdy jednak jechałem na Marsz w 2011, a chłopaki zaczęli puszczać muzykę Gitsów i Legionu, blisko 20 lat po tym, jak ja tego słuchałem, uznałem, że doczekałem się nowego pokolenia. Pokolenia, które wyobraża sobie Polskę bez socjalistycznej zarazy, bez zdradzieckich sojuszników i zakutych łbów siedzących mentalnie w latach tzw. Polski Ludowej. Jedni nią rządzili, drudzy kontestowali, ale to zawsze Ona była punktem odniesienia.

Świat poszedł naprzód i to my staliśmy się Trzecim Światem, a Polska otrzymuje pomoc żywnościową z Unii Europejskiej. Takiej hańby tolerować nie sposób.

Dziś w moim rodzinnym Lublinie jeden z blokujących nasz Marsz w 2010 roku został dyrektorem, a jego środowisko otrzymało kamienicę w centrum miasta. Kiedy my chcemy zorganizować zebranie dla kilkudziesięciu delegatów, to albo sala za droga, albo właściciel boi się nam wynająć. Niech każdy tę sytuację rozsądzi we własnym sumieniu. Skoro w stolicy naszego państwa na placu Zbawiciela stoi tęcza, a Marsz Niepodległości mija ulicę Marchlewskiego i Armii Ludowej, to kto ma to zmienić? Antifa przebrana w garnitury dyrektorskie?

Ostatnio widziałem gościa, który rzucał wtedy w nasz pochód – grzebał w śmietniku w poszukiwaniu puszek. Im też nie wszystko się udaje...

Marian Kowalski


Londyńska przygoda

Nasz „ulubieniec” Lech Wałęsa wybrał się do Anglii w związku z premierą filmu o nim samym. Były prezydent RP to niewyobrażalny pyszałek i cwaniak, który słowo „ja” ma wytatuowane na swej duszy. Obsesyjny egoista, kochającysplendory i sławę oraz pieniądze. Nikt mu tu nie podskoczy. Kręci się o nim filmy i pewnie doczeka się pomnika za życia. Tymczasem angielscy celnicy dokonali „upokarzającej ”procedury na tym żywym pomniku. Już widzę oczyma wyobraźni minę tego bufona, gdy uzbrojony w lateksowe rękawiczki pracownik służb zaprasza go „na bok”. To jest warte każdych pieniędzy. A niby dlaczego nie? Facet, który wykiwał naród, kłamca i kombinator polityczny powinien być uważany za szczególnie podejrzanego i stało się temu zadość. Za te wszystkie wałki i kłamstwa miej przynajmniej tak za swoje! Ta przygoda proktologiczna (tu wykasowałam tak) poruszyła tym zwykle zatwardziałym krętem do tego stopnia, że po powrocie wylądował w szpitalu. Oj, bolało, bolało… W kraju uchodzi za autorytet, ojca, męża, działacza. Wszystko były to kłamstwa i blagi i trzeba było wyjazdu do Anglii, by zwykły urzędnik pokazał mu, kim jest naprawdę i na co zasługuje. Myślę, że następnym razem, gdy wybierze się gdzieś promować swą podłą osobę, będzie trzymał zwieracze na wodzy.

Ale co mnie obchodzi ten zgrany pajac i jego d…a? Jak zapewne państwo wiedzą, jestem szefem ochrony klubu muzycznego. W listopadzie ma się odbyć koncert zespołów Analogs, pisałem już o nich, i TZN Xenna. Xenna to punkowcy, a właściwie to już chyba tylko zlewaczeni starzy durnie. Sam byłem pod wpływem ruchu punk na początku lat 80. Ostra muzyka, szokujące stroje, walka z systemem (wtedy był tu stan wojenny) bardzo mi się podobały i pod wpływem tego zjawiska dałem się nawet wylać ze szkoły i unikać woja przez parę lat. Ze zdziwieniem dowiedziałem się, że muzycy Xenny robią naciski na mojego szefa, by się mnie pozbył, bo jestem, jak to nazywają, nazistą. Najpierw byłem zły, potem śmiałem się z durnoty tych kretynów. Przecież to oni chcą wykluczać, co jest oznaką faszyzmu. Wykręcali się potem, że dostają maile od fanów, że niby nie mają ochoty, by witał ich przy wejściu nazista Kowalski. Już się rozpędziłem witać tych durniów, co to się buntują, dostając kasę od PO na swoje lewackie idiotyzmy. Za moich czasów zomowcy wyrywali punkowcom kolczyki, a te ćmile teraz pewnie czczą Jaruzelskiego, bo to antyfaszysta. Tu pragnę przypomnieć, że to punkowcy pierwsi masowo zaczęli używać symboli hitlerowskich. Nie z miłości do tej idei, ale żeby szokować społeczeństwo. Dziś byliby ścigani za propagowanie tego i owego. Takie to czasy, że durne tumany każą prześladować swego dawnego „kumpla” tylko dlatego, że nie zdradził swych ideałów i nadal krytykuje system zmieniający ludzi w niewolników. Cóż, może i oni kiedyś pojadą do Anglii, a tam na lotnisku…

Lokalną ciekawostką jest wiadomość, że w Białymstoku policja znów błysnęła. Ot, wpadli do piwnicy, gdzie chłopaki zrobili sobie siłownię, i stwierdzili, że to siedlisko faszystów. Myślę sobie, że pewnie wisiał tam portret Hitlera albo co, a tu na zakurzonym lustrze ktoś palcem nabazgrał podobno swastykę. Podobno, bo guzik tam było widać. Skoro jednak min. Sienkiewicz idzie po kiboli i faszystów, to będą wsadzać nawet za kurz na lustrze. Całkiem jak w „Szwejku”, co to muchy srały na Najjaśniejszego Pana, a właściwie na jego portret.

Dziwnym trafem znów mi wyszło sporo o de i gie. Ale skoro władza do de, a jej rządy to gó…, to jak ma być inaczej? Liczę tylko na silne nerwy i zwieracze czytelników. Wkrótce znów Marsz Niepodległości i w mediach sraczka. No nie! Na tym kończę.


Starzy wyjadacze i mężykowie staniku

 Wiele osób zadaje sobie pytanie, dlaczego doszło do najazdu Rosji na Ukrainę? Jeśli spojrzymy na mapę, zauważymy, że od granicy ukraińskiej do Moskwy jest przysłowiowy „rzut beretem”. Od XVIII wieku do dziś granica ta miała charakter administracyjny tak jak u nas między województwami. Uzyskanie przez Ukrainę niepodległości przed 20 laty spowodowało, że to niestabilne państwo krążyło między wschodem i zachodem, ale ostatecznie związałoby się albo z Rosją, albo z Unią. Wkrótce miały się odbyć wybory prezydenckie, a prorosyjski Janukowycz był mocno skompromitowany. Pazerność jego i zaprzyjaźnionych oligarchów mocno wkurzała zwykłych ludzi. Istniało więc realne zagrożenie, że wybory wygra jakiś porządny facet przywiązany do opcji prozachodniej, a granica rosyjsko–ukraińska stanie się realnym faktem po raz pierwszy w historii.


Oczywiście Putin nie mógł dopuścić do tego, by ktoś przez okno zaglądał mu w garnki. Zaprzepaściłby w ten sposób ponad 500-letni dorobek polityczno–wojskowy Rosji i sam padłby ofiarą jakiegoś Majdanu na Placu Czerwonym. Zdestabilizowanie Ukrainy okazało się dziecinnie proste. Prorosyjski Janukowycz obiecał realizować politykę prozachodnią. W ciągu jednego dnia wyciął woltę, a na Majdanie pojawiły się barykady. Część majdaniarzy wprost nawiązywała do tradycji hitlerowsko–banderowskiej. Wróble ćwierkają, że dniówka na Majdanie wynosiła 300$, a tajemnicą nie jest, że partia Kliczki finansowana była częściowo przez oligarchów sprzyjających Janukowyczowi. W atmosferze ogólnej rozpierduchy łatwo podsycić antagonizmy między wschodnią banderowską Ukrainą a zachodnią leninowską. Wynik wyborów lub jakichkolwiek uzgodnień byłby i stał się łatwy do podważenia dla Rosji. Gdy podlano to sosem walki z faszyzmem i obrony zagrożonych Rosjan, Putin miał otwartą drogę do realizacji planu zajęcia części, a być może całej Ukrainy.
 
Często na spotkaniach zadaję publiczności pytanie: „Jak nazywa się państwo, w którym żyją faktycznie dwa zwaśnione, choć mówiące tym samym językiem narody, władza utrzymuje się dzięki przychylności sąsiedniego mocarstwa, a lwia część środków publicznych trafia do kieszeni oligarchów?” Padają dwie odpowiedzi. Ukraina i Polska. Różnica polega jedynie na tym, że na Ukrainie jeden naród mieszka bardziej na wschodzie, a drugi na zachodzie państwa. W Polsce natomiast oba narody są przemieszane. Wydarzenia spod Pałacu Prezydenckiego po Smoleńsku unaoczniły ten podział. Wobec posunięć Putina cały Zachód okazał się bezradny i jedynie potrafi ględzić. Tamtejsi politycy walczą o klimat, hołubią zboczeńców i niszczą swoją cywilizację. Rosja natomiast konsekwentnie dba o swoje interesy i zawsze jest o krok do przodu przed tamtymi łajzami. Dodam, że tylko idiota mógł uwierzyć, że Rosja zaryzykuje utratę baz czarnomorskich, które są przepustką do rozgrywania polityki na Kaukazie, w pobliskiej rozczarowanej Unią Grecji i na Bałkanach, a także w gorącej Syrii, Egipcie i całym Bliskim Wschodzie. Rosja, carska czy sowiecka, zawsze konsekwentnie realizuje swoje interesy i wcale mi się to nie podoba.
 
Przypominam, że od 20 lat nienaruszalność granic Ukrainy jest gwarantowana przez Francję i Wielką Brytanię. Znacie Państwo ten kawał?: „W publicznej toalecie po sąsiedzku zasiada dwóch dżentelmenów. Jeden pyta: Czy jest może u Pana papier toaletowy? Niestety nie. A może ma Pan chusteczki albo jakąś gazetę? No niestety. A może rozmieni mi Pan banknot na drobne papierowe? Przykro mi, mam tylko bilon. No to mam kłopot. Niech Pan się nie martwi, mam całą teczkę francuskich i brytyjskich gwarancji.”
 
Mimo że Rosjanie zdobywają kolejne ukraińskie bazy wojskowe, Francuzi zapewniają, że kontrakt na budowę okrętów dla Rosji nie jest zagrożony. I tak na naszych oczach spełnia się przepowiednia Lenina: „Kapitaliści sprzedadzą nam sznur, na którym ich powiesimy.” Jako że startuję w wyborach do Europarlamentu jestem pytany, co jako eurosceptyk mam zamiar tam robić? Odpowiadam: będę dążył do powołania funkcji komisarza ds. handlu zagranicznego. Komisarz ten będzie miał za zadanie wynegocjować z Rosją cenę na gaz i ropę jedną dla wszystkich członków Unii i interweniować, gdy Rosja nakłada kolejne embargo na nasze mięso. Teraz Niemcy płacą za gaz mniej niż Polska. Połowa budżetu armii Putina to pieniądze za gaz i ropę z zachodu. Unia może sprowadzać te surowce z południa i północy. Jak Rosja nie sprzeda nam, to za kilka miesięcy będzie mieć majdan u siebie.
 
Mąż stanu od polityka różni się tym, że kombinuje w kategoriach pokoleń, a nie od wyborów do wyborów. Albo Unia będzie roztropna i solidarna, albo zajęta lewackimi kretynizmami straci rację bytu, a jej przywódcy obudzą się w lesie z odbitym na dupie śladem sowieckiego buciora. W międzyczasie Polaków trzeba uzbroić, co jest moim hasłem na wybory krajowe. W końcu oprócz wędzonej kiełbasy (jeszcze dozwolonej) zawsze mieliśmy najlepszą na świecie partyzantkę. Piszę to 20 marca 2014 r.
 
PS Ciekawe, gdzie dziś są te mądrale, co jeszcze miesiąc temu
wyciągały swoje banderowskie łapy po Przemyśl i Chełm.
 

MIELIŚMY PAPIEŻA, MAMY CESARZA

Ledwie Donald Tusk otrzymał stanowisko prezydenta Unii Europejskiej, a sam Janusz Palikot oznajmił Polakom, że po papieżu Polaku to drugi zaszczyt, jakiego dostąpił nasz naród. No, skoro sam pedalski führerogłasza taki komunikat, to chyba wie, co mówi. W końcu nie jest żadnym menelem spod GS-u, bo jak wiemy, żeby wytrąbić buteleczkę wina z Aleksandrem Kwaśniewskim, specjalnie w tym celu udaje się do Szwajcarii. Wspomniany Aleksander Kwaśniewski też był stręczony m. in. na szefa NATO, ale żadnej godności nie dostąpił, pewnie dlatego, że potrafi sobie golnąć częściej i bliżej. Wprawdzie zdychająca cywilizacja białego człowieka podniosła do rangi cnoty najrozmaitsze słabostki i nałogi, ale żeby tak po prostu moczyć mordę? Co to, to nie!

 

Reżimowe media urządziły prawdziwą akademię ku czci ekspremiera i same nie wiedzą, w co go za to wywyższenie całować. I choć do Gwiazdki zostało ponad 100 dni, PiS doczekałnajwspanialszego daru od losu, bo Tusk przestał być premierem. Partia ta zresztą od dawna traktowała to jako jedyny cel i sens swych poczynań i teraz śmiało może się rozwiązać. Chyba, że…

 

Obdarowanie Tuska taką godnością wcale nie jest nagrodą za jego nadzwyczajne osiągnięcia w rządzeniu Polską. Myślę sobie, że dziejowa misja Tuska dopiero przed nim. Ślimaczący się konflikt zbrojny ukraińsko – rosyjski ma swój sens i logikę. Celem Rosji jest odepchnięcie Banderlandu od Morza Czarnego i trwałe pozbawienie przemysłowego wschodu. Wschód i Krym już diabli wzięli, teraz krok po kroczku trzeba doczłapać do Naddniestrza i Mołdawii. Rosja musi mieć swobodne wyjście na Morze Śródziemne i przez Kanał Sueski na Bliski Wschód. Turcji wprawdzie nie połknie, ale przynajmniej chwiejne państwo ukraińskie nie będzie żadnym zagrożeniem. I co by tu nie mówić o Ruskich, nieźle kombinują w kategoriach dziesięcioleci, nie tak jak nasi mężykowie staniku od wyborów do wyborów.

 

Rzecz jasna, Niemcy póki co są powściągliwe w hamowaniu putinowskich zapędów, ale w końcu pieprzną pięścią w stół. I jako naród rozsądny wolą, by ta pięść była im posłuszna i nie zabolała, jeśli rąbnie w coś twardego. Któż do tej roli pięści nadaje się lepiej niż odwieczni frajerzy Europy, czyli my – Polacy? Za wolność waszą..., przedmurze czegoś tam, za poklepywanie po plecach, tytuły i ordery wpakujemy się znowu w katastrofalną awanturę. Już jestem w stanie sobie wyobrazić kolejnych Kolumbów gnijących w podkijowskich okopach, drzemiących przy banderowskich dumkach nuconych przez towarzyszy niedoli. Jeżeli Unia dowodzona przez Berlin wyda ustami Tuska rozkaz „bij Moskala”, to nawet prezes Kaczyński podskoczy z zachwytem. W końcu wówczas będzie to kolejny sukces PiS-u, bo Tusk zrealizuje drugie marzenie tej partii. Wszystkie stronnictwa polityczne tego Sejmu łykną ten rozkaz z zachwytem jak młody pelikan. A i nie bez powodu Schetyna został nowym Sikorskim. Wprawdzie ten pan z Donaldem byli wzajemnie sfochowani, ale jak trzeba będzie polskimi rękoma znów wyprać gacie historii, to ręczę, że mogą być zgranym duecikiem niczym Flip i Flap. Dlaczego Unia rządzona przez Niemcy potrzebuje wojować z Putinem per prokura? Bo jak wszystko pójdzie dobrze, to będzie ich sukces, a jak źle, to znów będzie winna Polska z tym jej „Gdańskiem” lub jaką inną cholerą.

 

Chociaż jakieś plusy można znaleźć. Po pierwsze: nawet najgłupszy prezydent USA będzie musiał być czujny w temacie Moskwa. Po drugie: Ukraińcy na własnej d... poczuli, że Moskal nie był i nie jest dla nich bratem. Po trzecie wreszcie: Ukraina pozbawiona zaplecza surowcowo–energetycznego tym chętniej może opróżnić nasze hałdy węglowe.

 

Jeśli nie damy się wpędzić w wojnę albo zrobimy to jak najpóźniej, a naród polski przy wyborach oprócz tyłka ruszy także głową, przeflekowana Ukraina może wrócić w orbitę naszych wpływów, co obu stronom wyjdzie na zdrowie.

 

Nie dziwi mnie także fakt, że pewne osoby w Polsce kibicują Putinowi. Idiotów nigdy nie brakowało, a niektórzy nie wiedzieć czemu każą tytułować się narodowcami. Ruch Narodowy identyfikujący się z tradycją Żołnierzy Wyklętych nie widzi najmniejszego powodu, by kibicować spadkobiercom idei strzelania w tył głowy jeńcom wojennym. Nie będziemy się też przyjaźnić za darmo ze spadkobiercami myśli Bandery. Stawiamy sobie za cel uchronienie młodych Polaków od kolejnej bezsensownej daniny krwi. W najgorszym wypadku do wojny mamy wejść jak najpóźniej i określić jasno warunki przystąpienia.

 

W tej bezsensownej, głupiej i niejasnej dla przeciętnego wyborcy sytuacji mamy szansę osiągnąć realne korzyści znacznie ważniejsze niż zaszczytny tron naszego ekspremiera.

 

idź Pod Prąd, październik 2014


A więc oni też?

Wiosna 2013 minęła nam na organizowaniu kongresu Ruchu Narodowego. Zebranie pieniędzy, znalezienie sali na ponad 1000 delegatów przy jednoczesnym zakładaniu struktur to spory wysiłek. Reżimowe media kłamały i psuły klimat jak mogły. Kongres odbył się i wypadł, według mnie, super. Pierwszym medium, które zaatakowało, i to kłamliwie, nie była wcale Wyborcza, lecz powiązana z Gazetą Polską, a więc PiS-owska Niezależna.pl.

Podali, że honorowym gościem był Bohdan Poręba, reżyser „Hubala”. Napisano, że był on dygnitarzem PZPR-owskim. Pan Poręba był zwykłym uczestnikiem i poprosił o głos celem zarekomendowania swej inicjatywy nakręcenia filmu o Jedwabnem. Przemawiał jako ostatni i nie brano pod uwagę ani obecności, ani chęci występowania pana Poręby. Nazwanie go dygnitarzem to spora przesada.

Poza tym posłanka Pawłowicz, mówiąc o nas, zadała stale powtarzające się pytanie: ”Kto za nimi stoi?”. A więc za każdą inicjatywą polityczną w Polsce musi ktoś stać? I mówi to posłanka PiS-u? Rozumiem, że ten ktoś stojący to nie jakiś menel spod sklepu, lecz ktoś z pieniędzmi i innymi możliwościami, których możemy się jedynie domyślać. Mój wcale nie garbaty nos mówi mi, że skoro za każdym ktoś stoi, to i stoi za PiS-em. Czyżby oznaczało to, że Jarosław Kaczyński otrzymał od gen. Kiszczaka przy Okrągłym Stole koncesję na odgrywanie roli prawicy i to takiej, żeby nigdy nie objęła skutecznie władzy? Wszystko układa się w logiczną całość. Dystansowanie się od rządu Jana Olszewskiego, oddanie bez walki władzy PO, zapaskudzanie sprawy Smoleńskiej nowinkami Macierewicza to tylko kilka przykładów dołowania „prawicy” przez pana Prezesa. Obecnie PiS wyprzedza w sondażach PO, ale nadal nie przekracza 30 %. Do tego nie ma żadnej zdolności koalicyjnej z obecnymi partiami. A tu robią, co mogą, żeby jedynego potencjalnego koalicjanta, czyli RN, przedstawić w czarnych barwach. A poseł Hoffman nie wyklucza koalicji z SLD. Toż to jaja na twardo! Antykomunistyczny PiS, sprawca śmierci pani Blidy, ma rządzić razem z postkomuną! Oj, coś mi podpowiada, że CAŁY układ polityczny gra swoje role, a reżyserem wcale nie jest pan Poręba. Dotychczas przychylnie spoglądałem na PiS mimo jego lewackiego odchylenia w sprawach gospodarczych. Gdy byłem w UPR-ze, liczyłem na koalicję z PiS-em. Ci jednak po Smoleńsku zrobili wszystko, żeby cały powstały wówczas potencjał społeczny rozproszył się i zmarnował. Rola wiecznej opozycji, immunitety, diety i 14 mln zł rocznie dotacji, zero odpowiedzialności to super pozycja, a Polska niech sobie tonie rządzona przez kretynów, którzy nawet na koncercie Madonny ponoszą stratę.

Widzę, że nie ma innego wyjścia, tylko zawalczyć przeciw wszystkim panom i paniom posłom oraz cudakom bezpłciowym paraliżującym inicjatywę Polaków. No, ale skoro za każdym z nich ktoś stoi, to wszystko jasne. Dałbym jednak chętnie 100 zł, żeby choć raz takiego kogoś zobaczyć, a każde pieniądze, by się dowiedzieć, kto temu ktosiowi płaci i wydaje rozkazy. No, ale jest wolność i demokracja, jak zapewniał pan Prezydent Komorowski 4 czerwca, nie mogąc sobie przypomnieć, czy głosował w pamiętnych wyborach, rzekomo obalających komunę. W końcu pani prezydentowa przypomniała małżonkowi, że nie głosowali wcale. I znów nie wiem, czy śmiać się, czy płakać, że pani prezydentowa ma lepszą pamięć niż małżonek, i to przy takiej tuszy. A i tak dobrze, że nie wrąbała słynnego orła z czekolady.