Mieczysław Pajewski
Niektórzy uczeni sądzą, że za wiarę w Boga, podobnie jak za kolor oczu, skóry czy włosów, odpowiadają geny. Twierdzi tak Dean Hamer, autor książki The God Gene. Hamer jest agnostykiem, czyli kimś, kto nie jest pewny, czy Bóg istnieje, czy nie istnieje, i woli się powstrzymać od odpowiadania na to pytanie. Uważa jednak, że duchowość człowieka, jego skłonność do wiary religijnej, a także sposób przeżywania wiary religijnej oparte są na składzie genetycznym każdego z nas. Hamer twierdzi, ze znalazł tytułowy „Boży gen”. Ma on u ludzi występować w dwu wariantach: przy jednym z nich istnieje większa skłonność do uczuć i przeżyć religijnych, przy drugim – mniejsza.
Skąd więc wiemy, że Bóg istnieje? Czy nasza wiara naprawdę wywodzi się z genów? A może musieliśmy dokonać wyboru, by wierzyć w Boga lub odrzucić Jego istnienie? Niektórzy uważają, że wiara religijna z natury rzeczy nie może być oparta na dowodach, bo nie byłaby wiarą. Niewątpliwie, jest w tym jakieś racjonalne jądro. Czy to znaczy jednak, że człowiek wierzący jest istotą całkowicie irracjonalną? Pismo Święte wypowiada inną opinię: „Bądźcie zawsze gotowi do obrony wobec każdego, kto domaga się od was uzasadnienia tej nadziei, która jest w was” (1 Piotra 3,15). Jeśli nawołuje się nas do intelektualnej obrony wiary, to znaczy to, że jest to w ogóle możliwe, że wiara nie jest – czy raczej: nie musi być – „skokiem” z zawiązanymi oczyma, że może mieć i ma także racjonalny fundament.
Apologetyka
W ciągu 2000 lat chrześcijaństwo zgromadziło sporą kolekcję tzw. dowodów na istnienie Boga (z logicznego punktu widzenia lepszym określeniem byłyby „argumenty”, gdyż słowo „dowód” sugeruje absolutną pewność wniosku). Od greckiego słowa apologia, którego Piotr Apostoł użył w wyżej cytowanej wypowiedzi, pochodzi nazwa całej dyscypliny badawczej – apologetyki. Apologetyka zajmuje się jednak nie tylko dowodami na istnienie Boga. Można w niej znaleźć obronę także innych twierdzeń wiary, jak obronę Biblii, jej autentyczności i wiarygodności, obronę Jezusa, jego historyczności i boskości oraz ogólnie – obronę chrześcijaństwa. Istnieje wiele wartościowych dzieł apologetycznych oraz stron internetowych poświęconych apologetyce.
Usprawiedliwianie Boga za zło istniejące w świecie
Ściśle mówiąc, samymi dowodami na rzecz istnienia Boga (a także rozważaniami na temat natury Boga) zajmuje się dyscyplina filozoficzna zwana teodyceą lub – trochę szerzej – filozofią Boga. Samo słowo „teodycea” zostało pierwotnie spopularyzowane przez wybitnego niemieckiego filozofa, Gottfrieda Wilhelma Leibniza, który używał go w węższym sensie: teodycea dla Leibniza była usprawiedliwianiem Boga za zło istniejące w świecie. Problem ten stawia wiele osób, zarówno wierzących, jak i niewierzących: jeśli Bóg jest Stwórcą świata, to dlaczego jest w nim tyle zła i cierpienia? Sam Leibniz skonstruował odpowiedź, która nie wszystkich zadowala, ale która – jak się dobrze zastanowić – nie jest zła. Uważał mianowicie, że stworzony świat jest światem najlepszym z możliwych, że każde jego poprawienie tylko pogarsza sprawę. Jeśli przypomnimy sobie XX-wieczne próby „ulepszania” świata przez dwie lewicowe zbrodnicze ideologie – hitleryzm i komunizm – z owocami w postaci stu kilkudziesięciu milionów trupów i setkami milionów ludzi zamienionych na całe dziesięciolecia w niewolników, to możemy dojść do wniosku, że stary Leibniz miał sporo racji.
Ateizm Darwina
Biografowie Karola Darwina, twórcy teorii ewolucji drogą doboru naturalnego, wskazują, że ten sam problem zła, którego Darwin nie potrafił rozwiązać, był jedną z przyczyn jego ateizmu. Ukochana córeczka Darwina, Annie, zachorowała na nieznaną chorobę i jej stan zdrowia pogarszał się przez wiele miesięcy. Rodzice robili, co się tylko dało, żeby ją uratować, ale bezskutecznie. Annie w końcu zmarła. White i Gribbin, biografowie Darwina, tak przedstawiają skutki tego wydarzenia:
Darwin po śmierci córki, Annie, w 1851 roku wracając wiejskimi drogami do Kent, czuł się zdruzgotany, był pogrążony w najgłębszym w swym życiu, porażającym smutku. Tracąc uroczą córeczkę — którą tak bardzo kochał, bo było to dziecko wręcz idealne, miłe i spokojne, które nigdy świadomie nikomu nie zrobiło przykrości, bystre i inteligentne, wesołe i czułe — stracił też wszelkie resztki wiary. Od tej chwili Darwin stał się absolutnym, nieprzejednanym ateistą, jego jedynym bogiem był racjonalizm, jedynym zbawieniem nauka i logika, i temu poświęcił resztę swojego życia. Istnienie jest jedynie nagromadzeniem wydarzeń biologicznych. Życie jest samolubne i okrutne, bezcelowe i nieczułe. Poza biologią nie ma nic.
Niektórzy apologeci opowiadają się za nierozsądną tezą, że Darwin był człowiekiem wierzącym. Teza ta wydaje się „potrzebna” zwłaszcza katolickim myślicielom, skoro papież Jan Paweł II zaakceptował teorię ewolucji – 23 października 1996 roku w liście do członków Papieskiej Akademii Nauk stwierdził on, że teoria ewolucji jest czymś więcej niż hipotezą. Arcybiskup Lublina, ks. prof. Józef Życiński, uważa na przykład, że Darwin był wierzący, a jedynie powodowany właściwą dla uczonego ostrożnością wolał się na tematy teologiczne nie wypowiadać:
„Obdarzony zmysłem krytycyzmu Darwin wiedział o swym braku kompetencji filozoficznych czy teologicznych, stąd też starał się programowo unikać komentarzy, wykraczających poza jego specjalność. […] [Darwin] zachowywał rezerwę wobec wszelkich form religii instytucjonalnej, ograniczając się do przyjęcia wiary w Boskiego Stwórcę, który kieruje zmiennością gatunków i całym rozwojem przyrody”.
Badania historyków nauki pokazują jednak, że Darwin został ateistą wiele lat przed śmiercią swojej córeczki, Annie. Ta śmierć spowodowała tylko umocnienie się ateizmu Darwina (zwróćmy uwagę na opinię White’a i Gribbina: „Od tej chwili Darwin stał się absolutnym, nieprzejednanym ateistą”).
Pierwotnie Darwin był wierzący, ale zaczął odchodzić od wiary jeszcze w trakcie słynnej podróży dookoła świata na statku „Beagle” albo w kilku latach po jej zakończeniu. Zaczęło się od wątpliwości na temat wiarygodności pierwszych rozdziałów Księgi Rodzaju. Biblia opisuje, że świat został stworzony w ciągu 6 dni, a następne rozdziały wymieniające rodowody patriarchów sugerują, że nastąpiło to względnie niedawno. W trakcie podróży dookoła świata Darwin czytał 1-szy tom Principles of Geology Charlesa Lyella (drugi tom tej książki, opublikowany już po opuszczeniu Anglii przez Beagle’a, doręczono Darwinowi w Montevideo). Lyell rozwijał ideę Jamesa Huttona, że Ziemia nie jest młoda, jak to sugeruje tekst biblijny, że liczy sobie wiele tysięcy, a może i milionów lat. Książka Lyella wywarła decydujący wpływ na Darwina, czego nigdy się nie wypierał. W ciągu pierwszych dwu lat po powrocie z podróży Darwin sporo, jak pisze w Autobiografii, rozmyślał na temat religii:
„…stopniowo doszedłem do wniosku, że Staremu Testamentowi z jego jawnie fałszywą historią świata, z Wieżą Babel, tęczą jako znakiem itd., itd. i z przypisywaniem Bogu uczuć mściwego tyrana nie należało bardziej ufać niż świętym księgom Hindusów czy wierze barbarzyńców”.
Po porzuceniu Starego Testamentu Darwin wyrzekł się też Nowego Testamentu:
„Uświadamiając sobie dalej, że aby jakiś zdrowy na umyśle człowiek uwierzył w cuda, na jakich oparte jest chrześcijaństwo, potrzebne byłoby najjaśniejsze świadectwo – że im więcej wiemy na temat stałych praw przyrody, tym bardziej cuda te stają się niewiarygodne – że ludzie w owych czasach byli ignorantami i łatwowiernymi do stopnia niemal niepojmowalnego przez nas – że nie można udowodnić, iż ewangelie zostały napisane jednocześnie z opisywanymi zdarzeniami – że różnią się w wielu istotnych szczegółach, zbyt ważnych, bym uznał, że są to zwykłe niedokładności naocznych świadków; przez takie refleksje, którym nie nadaję charakteru najmniejszej nowości czy wartości, ale gdy wpłynęły na mnie, stopniowo doszedłem do niewiary w chrześcijaństwo jako boskie objawienie”.
Ateizm Darwina był końcowym etapem drogi, której początkiem było zwątpienie w prawdziwość biblijnego opisu stworzenia.
Idź Pod Prąd 2005, nr 10 (maj), s. 8-9.