SIATKÓWKA – ECHO WIELKOŚCI DAWNEJ RZECZPOSPOLITEJ

Emocje po wielkim sukcesie polskiej siatkówki już opadły. Czas na kilka refleksji natury ogólnej.
Ci, którzy nie śledzą na bieżąco tej dyscypliny sportu, zapewne nie wiedzą, że Polska od lat jest siatkarską potęgą. Nasza liga należy do najlepszych na świecie, grają u nas utytułowani zawodnicy z różnych stron świata, nasi siatkarze zasilają czołowe kluby europejskie.

 

Ciekawym przypadkiem jest trener naszych zwycięzców Stefan Antiga. Po zakończeniu kariery zawodniczej w reprezentacji Francji objął prowadzenie naszej drużyny narodowej. Twierdzi: „Czuję się w Polsce, jakbym tutaj się urodził”, „dzieci przejęły polskie tradycje i zwyczaje. Syn podczas piłkarskiego Euro kibicował nie Francji, a Biało-Czerwonym”  Wpolityce.pl.

 

Tak właśnie dawna Rzeczpospolita przyciągała wybitne jednostki z bliskiej i dalekiej zagranicy. O naszej potędze i wolnościowych tradycjach było w świecie głośno. Liczne rzesze przybyszów wzbogacały nasz potencjał i asymilowały się w polskim wyjątkowym projekcie państwowym. Silna i otwarta Rzeczpospolita nie miała sobie równych. Gdy upadła, jej tradycje przejęły Stany Zjednoczone Ameryki.

 

Szkoda, że dziś możemy poszczycić się tylko siatkarską namiastką dawnego blasku. Szkoda też, że sportowy sukces, zamiast poprzez kontrast skłaniać nas do refleksji nad ogólną kondycją państwa i narodu, posłużył Bandzie Trzymającej Władzę do budowania w Polakach ułudy potęgi i wielkości. Nasi przodkowie nie zadawalali się namiastkami, ale regularnie bili Rosję i Niemcy w realu…

 

idź Pod Prąd, październik 2014


Moskwa porządkuje Ruch Narodowy

MOSKWA PORZĄDKUJE RUCH NARODOWY

AMATORSZCZYZNA I OBŁUDA
 
Wiązany z Putinem portal WikiLeaks rzekomo wyświadczył przysługę polskim antyfaszystom („znaleźli chwilę żeby zrobić nam nie lada prezent!” – ze strony Antify) i okradł z prywatnej korespondencji czołową postać ONR i Ruchu Narodowego Przemysława Holochera. Warto pokusić się o kilka wniosków wynikających z tej niecodziennej sytuacji ujawniającej zakres ingerencji służb specjalnych w nasze życie polityczne.
 



1) Chłopcy z RN to naiwni amatorzy. Swoje działania i rozmowy polityczne prowadzą za pomocą Facebooka jak nie przymierzając jakieś głupiutkie pensjonarki. Gdyby żył Marszałek Piłsudski, z pewnością powtórzyłby swoje pamiętne słowa: "Wam kury szczać prowadzać, a nie politykę robić”.
 
2) Rosja przystąpiła do kolejnej fazy porządkowania Ruchu Narodowego pod swoją modłę. Oznacza to, że środowisko narodowe jest w Polsce rokującą siłą polityczną lub zbliża się czas użycia go do ważnych celów. W tym świetle należy ocenić tego, kto skorzysta na tym ciosie w ONR. Rusofilstwo jest poważnym grzechem (i skrajną głupotą) obciążającym wielu liderów Ruchu Narodowego. Z pewnością te tendencje zostaną wzmocnione i RN bez przeszkód będzie wykorzystywany do cichego i często zawoalowanego wspierania obozu Bronisława Komorowskiego.
 
3) Jeśli wypowiedzi Holochera i jego rozmówców są autentyczne (sam zainteresowany już przyznał na FB, że „część materiałów jest prawdziwa”), to ich wizja przyszłej Polski nie napawa optymizmem. Ludzie ci nie potrafią zaakceptować, że kluczem do polskości nie jest katolicka religijność czy dogmatyzm polityczny. Fundamentem polskości jest umiłowanie wolności dla siebie i dla innych. To właśnie Wielka Polska cechowała się otwartymi ramionami dla wszystkich prześladowanych z całej Europy i Azji, którzy chcieli włączyć się w budowanie jej pomyślności. Zapowiedź palenia mnie na stosie (Holocher: „nadejdzie taki czas ze chojeckiego spalimy na stosie” – pisownia oryginalna) dowodzi prymitywizmu mentalnego wodzów tego środowiska. Świadczy też o obłudzie ludzi majach gęby pełne frazesów o wolności, a w sercu nienawiść i podstęp. Czym oni się różnią od polityków obecnie nas zniewalających?
 
Szkoda tylko wielu tysięcy młodych polskich patriotów, którzy pokładają nadzieję w nowej sile politycznej. Pod takim przywództwem jedynym osiągalnym celem jest ‘dół’ z przypowieści Jezusa (Mat. 15:14).
 
PS
Ciekawym zbiegiem okoliczności media opublikowały materiały kompromitujące Holochera w przededniu wyjazdu Mariana Kowalskiego (członka Rady Decyzyjnej Ruchu Narodowego i byłego rzecznika ONR) do Kanady na zaproszenie tamtejszej Polonii.

KOŚCIÓŁ BEZ CHRYSTUSA

KOŚCIÓŁ BEZ CHRYSTUSA Rzym zbuduje uniwersalną religię bez Chrystusa Sobór Watykański II otworzył nowy etap w historii katolickiego odchodzenia od Prawdy. Tam położono podwaliny pod budowę...

Ja nie pański, nie hetmański… czyli DLACZEGO BRONIĄ NAM BRONI?

W dyskusji na temat dostępu do broni palnej warto szukać motywacji i celów strony pragnącej naszego rozbrojenia. Zanim jednak odpowiem na te pytania, zajmę się zagadnieniem przeciwnym – jakie skutki wywołuje w człowieku posiadanie broni?

Kiedy syn po raz pierwszy dostaje od ojca do ręki szablę, strzelbę czy pistolet, jakie myśli i uczucia cisną mu się do głowy? Czy rozpiera go duma? Czy czuje, że oto wkracza w świat dorosłych? Czy uświadamia sobie, jak wielką odpowiedzialnością został obdarzony? Odpowiedzi na te pytania są oczywiste. Posiadanie broni palnej czyni młodego mężczyznę:

1) bardziej odpowiedzialnym,
2) bardziej skoncentrowanym,
3) bardziej pewnym siebie,
4) bardziej świadomym swojej roli w społeczeństwie (myśliwy, rycerz).

Dlatego właśnie w Szwajcarii mężczyzna wstępował w związek małżeński dopiero wtedy, gdy dorobił się własnego karabinu. Inaczej to ujmując: najpierw karabin, potem kobieta, najpierw odpowiedzialność, potem seks!

Założyciele Stanów Zjednoczonych Ameryki – najpotężniejszego w historii państwa ludzi wolnych – doskonale zdawali sobie sprawę z politycznych skutków posiadania broni. Jeden z nich napisał: Najmocniejszym powodem, by utrzymać prawo do posiadania i noszenia broni przez ludzi, jest to, że stanowi ono dla nich ostateczny środek do obrony przed tyranią rządu.
Tę samą myśl zawiera i nasza tradycja, którą pięknie ilustruje refren pieśni podhalańczyków:

Ja nie pański, nie hetmański
Jeno harny, wolny strzelec podhalański

W naszej kulturze mężczyzna z karabinem to wolny mężczyzna z poczuciem dumy, gotowy bronić wolności osobistej, wolności swojej rodziny i ojczyzny.

Moskiewscy wrogowie cywilizacji ludzi wolnych wiedzieli, że nie pokonają Zachodu, jeśli wpierw nie zmienią rycerskiego wychowania naszej młodzieży. Wymyślili więc rewolucję lat 60. ubiegłego wieku: seks, narkotyki i tępa, zmysłowa muzyka (Sex, drugs & rock’n’roll)! Hasełko „Make love, not war” trafiło na podatny grunt młodych umysłów żyjących w świecie dobrobytu i bezpieczeństwa. Etos rycerski szybko został zastąpiony etosem konsumpcji i pożądliwości wszelkiego rodzaju. Jego produktem jest zniewieściały, zagubiony, narcystyczny maminsynek lub w najlepszym wypadku zuchwały cynik pozbawiony wszelkich norm i hamulców. Taki „produkt” bez walki odda swoją wolność – ze strachu bądź dla korzyści.

Ronald Reagan, gdy objął urząd 40. prezydenta USA, wiedział, skąd bierze się zło współczesnego świata. W 1983 roku udało mu się ponownie skierować wysiłek Zachodu przeciw Imperium Zła, komunistycznej Moskwie. Oficjalnie komunizm został pokonany. Niestety, wcześniej zdążył się przepoczwarzyć i ogarnąć kluczowe instytucje europejskie z Watykanem włącznie. W wyniku zdeterminowanej pracy ideologicznej agentury Wolny Świat Zachodu dogorywa, pogrążając się w wewnętrznym chaosie i moralnym upadku. Czy jest jeszcze szansa na ratunek? Póki my żyjemy, tak! Sprawa jest prosta, choć niełatwa. Nie musimy wcale „wynajdywać prochu”. Wystarczy wrócić do starych, wypróbowanych metod. Wolne społeczeństwa Zachodu zakwitły na gruncie chrześcijańskich wartości. Dziś pod płaszczykiem chrześcijaństwa ukryło się bardzo wiele idei absolutnie mu wrogich – humanizm, pacyfizm, socjalizm itp. Jeśli więc mamy uratować nasz świat, musimy wpierw oczyścić chrześcijaństwo z fałszywych idei. Różne są na to pomysły, ale najrozsądniejszym wydaje się konfrontowanie wszystkich doktryn z Biblią, fundamentem chrześcijaństwa. Jeśli coś stoi w sprzeczności z Pismem, należy to odrzucić. Gdy temu testowi poddamy humanizm, socjalizm czy pacyfizm, bez problemu odkryjemy, że są to całkowicie obce Biblii idee. Udało się je skutecznie podłożyć chrześcijaństwu jak kukułcze jajo, ponieważ chrześcijanie przestali poważnie traktować Biblię, a skupili się na poglądach teologów czy hierarchów, z których większość służy wrogim wartościom. Przykładowo już w latach czterdziestych XX w. Moskwa zleciła włoskim komunistom bratanie z się inteligencją katolicką. Efekty tego spisku opisał Józef Mackiewicz (szczególnie w najbardziej znanym dziele w tej tematyce „Watykan w cieniu czerwonej gwiazdy”). Wszyscy papieże od czasów Jana XXIII to mniej lub bardziej gorący orędownicy humanizmu, socjalizmu, priorytetu naturalistycznej nauki nad Biblią, pacyfizmu i synkretyzmu religijnego. Obecny papież już otwarcie zwraca się przeciw biblijnemu chrześcijaństwu. Podczas przemówienia w Kongresie USA jasno zdefiniował wroga ludzkości:

Wszyscy dobrze zdajemy sobie sprawę i jesteśmy głęboko zatroskani niepokojącą sytuacją społeczno-polityczną w dzisiejszym świecie. Jest on coraz bardziej miejscem gwałtownych konfliktów, nienawiści i brutalnych zbrodni, popełnianych nawet w imię Boga i religii. Wiemy, że żadna religia nie jest wolna od form indywidualnych urojeń czy ekstremizmu ideologicznego. Oznacza to, że musimy być szczególnie uważni na wszelki rodzaj fundamentalizmu, czy to religijnego czy też innego rodzaju.

Wrogiem ludzkości według papieża nie jest zło, fałsz czy grzech, ale… wszelki fundamentalizm, także chrześcijański. Czym jest fundamentalizm? Jest to rygorystyczne trzymanie się zasad i norm wyznaczonych przez daną ideologię. W przypadku chrześcijan jest to rygorystyczne trzymanie się ponadczasowej, objawionej prawdy Pisma Świętego. Franciszek wskazuje więc konserwatywnych chrześcijan jako wrogów ludzkości na równi z islamskimi mordercami! Co więcej, uderza w podstawowy dla chrześcijan dwubiegunowy obraz świata:

Ale jest też inna pokusa, której musimy się szczególnie wystrzegać: upraszczający redukcjonizm, który widzi tylko dobro lub zło; lub jeśli wolicie, sprawiedliwych i grzeszników. Współczesny świat, z jego otwartymi ranami, które naznaczają wiele naszych braci i sióstr, wymaga od nas przeciwstawiania się wszelkim formom polaryzacji, które dzieliłyby go na te dwa obozy.

A więc wszyscy, którzy obstają przy jasnym wytyczaniu granic pomiędzy dobrem a złem, pomiędzy sprawiedliwością a grzechem, pomiędzy obozem ludzi dobrych a Imperium Zła są… wrogami ludzkości. To mówi ten, którego wielu uważa za zastępcę Chrystusa na ziemi…

Podążając drogą kulturowego czy odstępczego chrześcijaństwa, nie zatrzymamy upadku cywilizacji, a tylko wspomagamy postęp jego największych wrogów. Jak to trafnie ujął prof. Kazimierz Jodkowski:

Ratunek dla Europy i świata to konserwatywne i uzbrojone chrześcijaństwo.

Przed złymi ludźmi z bronią, a tacy zawsze czyhali na naszą wolność i zasoby, obroną są dobrzy ludzie z lepszą bronią i sprawnością! Człowiek staje się dobry dzięki głównemu przesłaniu Biblii – dobrej nowinie o darmowym ratunku od kary za nasze grzechy i mocy zła nad nami. Ten ratunek kupił nam już Jezus na krzyżu Golgoty. Karabin każdy musi kupić sobie sam (Łuk 22:36).

Tylko broń w rękach ludzi moralnych powstrzyma wrogów naszej cywilizacji.

Jeśli Twój syn ma wyjść na człowieka, wyposaż go za młodu w Biblię i karabin!

 

 

 

 

 

artykuł ukazał się w najnowszym numerze "idź Pod Prąd" - do nabycia w kioskach RUCH, Empik i Garmond.

iPod Prąd, nr 10-11 (135-136), październik-listopad 2015


Ogłosił śmierć protestantyzmu, po kilku miesiącach gazety ogłosiły jego śmierć…

Protestancki biskup Tony Palmer, a być może jezuita udający protestanta, rozpoczął w lutym br. perwersyjną rozgrywkę z udziałem papieża Franciszka i amerykańskich zielonoświątkowców z kościoła Kennetha Copelanda. Ogłosił naiwnym charyzmatykom: „protest Lutra skończył się.(…) Pytam Was: skoro już nie ma protestu, jak może istnieć Kościół protestancki?”. W propagowanym na całym świecie materiale filmowym, w którym przedstawiał nagrane na telefon przesłanie papieża do protestantów, kłamał w żywe oczy, twierdząc, że katolicyzm przyjął reformacyjną naukę o usprawiedliwieniu „tylko z łaski”, powołując się na nic nieznaczące w nauce katolickiej uzgodnienie teologów katolickich i luterańskich.


 

Protestancki biskup Tony Palmer, a być może jezuita udający protestanta, rozpoczął w lutym br. perwersyjną rozgrywkę z udziałem papieża Franciszka i amerykańskich zielonoświątkowców z kościoła Kennetha Copelanda. Ogłosił naiwnym charyzmatykom: „protest Lutra skończył się.(…) Pytam Was: skoro już nie ma protestu, jak może istnieć Kościół protestancki?”. W propagowanym na całym świecie materiale filmowym, w którym przedstawiał nagrane na telefon przesłanie papieża do protestantów, kłamał w żywe oczy, twierdząc, że katolicyzm przyjął reformacyjną naukę o usprawiedliwieniu „tylko z łaski”, powołując się na nic nieznaczące w nauce katolickiej uzgodnienieteologów katolickich i luterańskich.

 

Nie minęło wiele miesięcy i ten zwodziciel zdaje przed Bogiem sprawę ze swojego grzechu. 20 lipca zginął w wypadku motocyklowym.

 

Nasuwa mi to dwa skojarzenia. Pierwsze biblijne – Ananiasz i Safira z kościoła w Jerozolimie uwierzyli, że Boga i Jego lud można oszukiwać. Dla przykładu ponieśli śmierć na miejscu:
A Piotr do niej: Dlaczego zmówiliście się, by kusić Ducha Pańskiego? Oto nogi tych, którzy pogrzebali męża twego, są u drzwi i ciebie wyniosą. I upadła zaraz u nóg jego, i wyzionęła ducha. A gdy młodzieńcy weszli, znaleźli ją martwą, wynieśli i pogrzebali obok jej męża. I wielki strach ogarnął cały zbór i wszystkich, którzy to słyszeli. Dz.Ap. 5:9-11

 

Drugie skojarzenie dotyczy abpa Życińskiego. Uczynił w swoim życiu wiele zła przeciw Prawdzie i ludziom. Apogeum swego zaprzaństwa osiągnął jednak po zamachu smoleńskim, kiedy to 9 maja 2010 r. wezwał Polaków do palenia zniczy na grobach „wyzwolicieli” z czerwoną gwiazdą. Nasz kościół zaczął się w tej sprawie modlić:

„Polska historia pamięta zaprzaństwo, jeśli nawet dopuszczają się go koronowane głowy czy purpuraci. Lubelszczyzna to ojczyzna partyzanta najdłużej (do 1963 roku) stawiającego opór tym, których czcisz 9 maja. Zważ więc, jaką Ziemię kalasz swym postępowaniem. Jak zapewne wiesz, nigdy nie jest za późno na nawrócenie. Nasz kościół będzie się za Ciebie modlił, byś przejrzał na oczy, wyzwolił się z ograniczających Cię pęt i stanął po stronie prawdy.” Dlaczego protestowałem przeciw Życińskiemu? iPP nr 70-71 maj-czerwiec 2010

 

W kilka miesięcy później już nie żył…

 

Każdy, kto świadomie zwodzi lud Boga, niech weźmie to sobie do serca. Jeszcze masz czas na nawrócenie. Niedługo…

 

lipiec 2014

PO CO KOMOROWSKI ZBROI POLSKĘ?

Dziś już nawet papież dostrzegł, że toczy się III wojna światowa. Nic więc dziwnego, że i Bronisław Komorowski ogłosił plan rozbudowy naszej prawie nieistniejącej armii. Tak zwana opozycja gromko temu przyklaskuje: „Musimy zwiększyć wysiłek zbrojeniowy” (J. Kaczyński, Forum Ekonomiczne w Krynicy, wrzesień 2014).


Warto jednak zestawić te zadziwiająco zgodne deklaracje z wcześniejszymi oskarżeniami wobec lokatora Belwederu o reprezentowanie opcji rosyjskiej w naszych władzach. Czy BK przeżył jakieś nawrócenie? Jeśli JK coś na ten temat wie, to warto, by oświecił naród. Ja pozostanę na dotychczasowym stanowisku, które przyjąłem ze względu na rolę BK w 2010 roku, zarówno przed katastrofą nad Smoleńskiem, jak i po niej. O zbudowaniu przez BK ustawowych podwalin reżimu prezydenckiego nie będę się rozpisywał, wspomnę tylko, że odbyło się to za cichym przyzwoleniem JK, który konsekwentnie kierował energię patriotów na zwalczanie nic nieznaczącego Donalda Tuska. Tymczasem BK spokojnie urósł w siłę (i popularność w głupim narodzie), pozbył się DT i został praktycznie sam na placu boju o pełnię władzy w Polsce. Opozycjo, dzię-ku-je-my!!!


Zamiast słuchać głupot wypisywanych przez „nasze media”, zastanówmy się poważnie, dlaczego BK planuje zwiększenie wydatków na wojsko i resorty siłowe?


Po pierwsze, jak przy wszystkich działaniach sowieciarzy, chodzi o osobisty interes. Mówiąc kolokwialnie, trzeba się nakraść. Autostrady już okradzione, a gdzie są lepsze konfitury niż przy procedurach wojskowych? Każdą niepożądaną kontrolę można przepędzić klauzulą „ściśle tajne”, a w „organach” wojskowych sami swoi…


Po drugie, ciągle ubożejące społeczeństwo - przeciętny Polak ma majątek osobisty CZTEROKROTNIE niższy niż Grek - będzie wymagało coraz pilniejszego dozoru. Stąd konieczność utrzymywania w dobrej kondycji osiłków z nowego ZOMO oraz aparatu inwigilacji i propagandy.


Po trzecie, wydatki na zbrojenia to zakupy nowoczesnych technologii w państwach NATO. Czy ktoś ma wątpliwości, gdzie trafią pozyskane w ten sposób tajemnice?


Po czwarte, gdyby przyszło „co do czego”, po której stronie opowiedzą się generałowie i korpus oficerski armii budowanej przez BK? Przykład poddających się bez jednego wystrzału jednostek ukraińskich na Krymie jest aż nadto pouczający. A można sobie wyobrazić scenariusz jeszcze gorszy…


Z powyższych rozważań wypływa prosty wniosek. Putin z pewnością nie musi się obawiać wspólnej inicjatywy zbrojeniowej Komorowskiego i Kaczyńskiego. Zaszkodzić mu to nie zaszkodzi, a na korzyści są spore perspektywy.


Co w takiej sytuacji mają zrobić porządni ludzie, którzy jeszcze z Polski nie wyjechali? Przyszłość jawi się w bardzo czarnych kolorach i nie ma sensu jej zaklinać. Jednak istnieje jeszcze nikła szansa, że naród przejrzy na oczy.  Nie w kontekście politycznym, bo tu już tylko głupi nie widzi totalnej klęski obozu patriotycznego kierowanego przez łżeopozycję, która już układa listy samorządowe wespół z PO. Należy zadać pytania bardziej fundamentalne - dlaczego jedne narody upadają, a inne prosperują? Czy Bóg ma coś w tym temacie do powiedzenia?


Na podstawie Biblii i historii można wysnuć prosty wniosek: narody, które w swej moralności i pobożności kierują się w stronę Prawdy, doznają wyniesienia. Te, które pogrążają się w rozpustę, nieuczciwość i bezbożność, upadają. (Bredzenia o Polsce jako cierpiącym za innych „Chrystusie narodów” zostawiam tytanom intelektu i duchowości w rodzaju Tomasza Terlikowskiego, o zgrozo, nowego naczelnego TV Republika). Z historii Polski po okresie Złotego Wieku, kiedy zatriumfowała u nas na krótko protestancka reformacja, widać jasno, że wybraliśmy złą drogę. Katolicka fałszywa pobożność ściągnęła na nas pasmo klęsk, zaborów, przegranych powstań, moralnej i intelektualnej degrengolady. Kroczenie dalej tą drogą to rychły koniec naszej mizernej państwowości.


Powstanie światłych elit, które rozpoczną ratunek Polski od nawrócenia do prawdziwego Jezusa i skierowania narodu do Źródła poznania Prawdy, do jedynego Nieomylnego Autorytetu, do Biblii, to jedyny właściwy punkt startowy.

Warto dodać, że w upadłych narodach panoszy się duch pacyfizmu:
Oto wojownicy wśród ciebie zniewieścieli: bramy twojej ziemi otworzą na oścież twoim nieprzyjaciołom, ogień pożre twoje zawory. Neh. 3:13


Polska jest całkowicie rozbrojona także na poziomie indywidualnym, zarówno w znaczeniu bezpośrednim  (najmniej sztuk broni w prywatnych rękach w Europie), jak i duchowym – lewactwo i katolicyzm ręka w rękę pracują nad pacyfistyczną mentalnością Polaków. Kłamstwo, jakoby to „miłość i nadstawianie drugiego policzka” były obroną przed uzbrojonymi agresorami, mocno przeorało nasze umysły. Biblijną prawdą natomiast jest to, że dopiero miecz w rękach prawych powstrzymuje zbrodniarzy i najeźdźców.


Zainteresowanie strzelectwem u młodych Polaków jest być może jaskółką odrzucenia fałszywych ideologii, które niewolą nasze umysły.

Artykuł ukazał się w najnowszym numerze "idź Pod Prąd" (październik 2014).

Miesięcznik można nabyć w kioskach RUCH, EMPiK, GARMOND


JAK POKONAĆ SPISEK?

CZĘSTO MÓWI SIĘ O TEORIACH SPISKOWYCH. JEDNI JE WYŚMIEWAJĄ, INNI TRAKTUJĄ BARDZO POWAŻNIE. FORMUŁUJĄC JE, LUDZIE STARAJĄ SIĘ ODGADNĄĆ, KTO RZĄDZI TYM ŚWIATEM. KRYTYCY PODAJĄ ARGUMENT, ŻE RZECZYWISTOŚĆ JEST ZBYT ZŁOŻONA, BY GRUPA LUDZI, WYPOSAŻONA NAWET W NAJNOWOCZEŚNIEJSZY SPRZĘT, MOGŁA JĄ W PEŁNI KONTROLOWAĆ. CZY BIBLIA ROZSTRZYGA TĘ KONTROWERSJĘ?

 

Obserwując historię ludzkości, można by się pokusić o uogólnienie, że jest ona jednym wielkim pasmem inicjowania i dekonspirowania przeróżnych spisków. Z tego faktu można wyciągnąć przeciwstawne wnioski:
1) spiski rządzą światem;
2) ze względu na działania kontrwywiadowcze oraz niemożliwość pełnego kierowania procesami społecznymi, teorie spiskowe są niewystarczające do opisania świata ludzi.


Jeśli patrzeć na rzeczywistość z punktu widzenia materialnego, należy się przychylić do głosu sceptyków wobec teorii spiskowych. Ilość czynników zaangażowanych w kreowanie zjawisk społecznych jest tak niewyobrażalnie wielka, że prawdopodobieństwo samego tylko przewidzenia ich wypadkowej jest wielce nieprawdopodobne. A kontrolowanie wszystkich tych czynników, to już całkowite science fiction. Wyznawcy tego poglądu nie powinni jednak czuć się uspokojeni swoim poprawnym dedukowaniem. Samo właściwe wnioskowanie nie daje nam gwarancji dojścia do słusznych wniosków. Czynnikiem koniecznym jest jeszcze posiadanie właściwych założeń wstępnych. Materialiści postrzegają świat jako funkcję wyłącznie zjawisk naturalnych. Czy to założenie wstępne jest jednak wiarygodne?

 

Niestety, jak dotąd żaden naukowiec nie dał na to dowodu. Inaczej mówiąc, nikt nie udowodnił, że nie ma tzw. sił nadprzyrodzonych. Co więcej, spora część wielkich umysłów ludzkości obstaje przy twierdzeniu, że one istnieją, a nawet, że wywierają wpływ na historię naturalną (świat materii)!

 

Na przestrzeni dziejów ludzkiej cywilizacji Biblia okazała się najpewniejszym przewodnikiem po świecie nadprzyrodzonym. Zarówno socjologowie przyznają, że Biblia wywarła bardzo pozytywny wpływ na społeczności jej słuchające (np. Max Weber), jak również najzagorzalsi krytycy kapitulują przed jej głównym dowodem na istnienie i działanie sił nadprzyrodzonych, jakim jest zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa (np. prof. Jerry Coyne: „Nie potrafimy obalić zmartwychwstania”). Co więc ona mówi o spiskach?

 

W końcu, bracia moi, umacniajcie się w Panu i w potężnej mocy jego. Przywdziejcie całą zbroję Bożą, abyście mogli ostać się przed zasadzkami diabelskimi. Gdyż bój toczymy nie z krwią i z ciałem, lecz z nadziemskimi władzami, ze zwierzchnościami, z władcami tego świata ciemności, ze złymi duchami w okręgach niebieskich. Efez. 6:10-13

 

Już w kontekście tylko krótkiego fragmentu widzimy absolutną niewystarczalność podejścia materialistycznego do właściwego oglądu naszej rzeczywistości. Biblia opisuje historię naturalną (zmagania na poziomie krwi i ciała) jako drobny wycinek autentycznych dziejów wszechświata. Przyjęcie więc założeń naturalistycznych wyklucza zarówno pełne zrozumienie otaczającej rzeczywistości, jak też, co ważniejsze, wyklucza zdiagnozowanie właściwego wroga ludzkości, a co za tym idzie zwycięstwo nad nim.

 

Jak więc należy patrzeć na historię i współczesność ludzkości?

1. Cały czas znajdujemy się na polu bitwy. Nie żyjemy w neutralnej czy przyjaznej nam rzeczywistości – znajdujemy się w centrum „duchowego cyklonu”.

2. Rzeczywistość materialna podlega działaniom sił wyższych, nadprzyrodzonych. Zdarzenia naturalne są wynikiem konfliktów w sferze duchowej.

3. Zasadniczo możemy podzielić siły duchowe na dwie kategorie: stronnictwo Boga (Pana) oraz siły ciemności.

4. Siły ciemności mają do dyspozycji znaczne obszary świata materialnego i normą ich postępowania są działania tajemne, spiski (zasadzki); człowiek jest skazany na klęskę w samotnym starciu z nimi.

5. Głównym celem spisków sił ciemności są ludzie, którzy przeszli na „jasną stronę mocy” (słowo bracia w omawianym wersecie oznacza tych, którzy tak są pełniej opisani: „Dziękując Ojcu, który was zdolnymi uczynił do uczestniczenia w dziedzictwie świętych w światłości, który nas wyrwał z mocy ciemności i przeniósł do Królestwa Syna swego umiłowanego, w którym mamy odkupienie, odpuszczenie grzechów” Kol. 1:12-14)

6. Pan sił światła jest dla człowieka jedynym wystarczającym źródłem mocy i obrony przed spiskami sił ciemności.

7. Do zwycięstwa konieczne nam są: świadomość pola walki (przeciwnik prawdziwy i pozorny, realna ocena sił i stosowanej taktyki) oraz kompletny ekwipunek żołnierza sił światła (pełna zbroja – w celu jej poznania odsyłam do dalszej części wzmiankowanego fragmentu Biblii).

 

Wracając więc do naszego kluczowego pytania o „teorie spiskowe” - ich odrzucanie charakterystyczne jest dla ludzi przyjmujących ograniczony w swej istocie światopogląd materialistyczny. Dla ludzi wierzących w Boga Biblii „patrzenie poza kurtynę” oficjalnej wersji dziejów powinno być oczywistą oczywistością. Czyhają tu jednak na nas przynajmniej dwie pułapki – upraszczanie rzeczywistości (bój toczymy nie z krwią i z ciałem) lub lekceważenie przeciwnika oraz niechlujne przygotowywanie się do walki (przywdziejcie całą zbroję).

 

Kolejne ważne wnioski dostrzeżemy, patrząc pod kątem powyższych obserwacji na historię Polski. Od czasów kontrreformacji (przełom XVI i XVII wieku) spadają na nas liczne klęski i nieszczęścia, z których najgroźniejszym jest obecna sytuacja, gdy wrogów postrzegamy jako przyjaciół, a ratunku poszukujemy tam, gdzie czekają nas kolejne zasadzki. Naród może się ostać przed spiskami złych mocy tylko i wyłącznie w przypadku, gdy kierowany jest przez elity realnie oceniające sytuację oraz uzbrojone do walki z zasadzkami wrogów. Jak na razie zarówno naród, jak i jego elity pogrążone są w mrokach fałszywej duchowości katolickiej. Stąd jesteśmy łatwym łupem w duchowej wojnie, która się toczy.

 

Nie nastąpi zasadnicza zmiana w losie Polski, dopóki na jej czele nie staną ludzie w pełnej zbroi Bożej.

 

idź Pod Prąd, grudzień 2014


Na podobieństwo Boga czy małpy?

Wielu ludzi „nowoczesnych” opis stworzenia z pierwszej księgi Biblii traktuje jako bajkę. W swej wykształciuchowatej pewności siebie perorują o symbolicznej interpretacji dni stworzenia i podają koronny argument, że „nauka udowodniła” miliony lat kształtowania się Ziemi, powstawania na niej życia itp.


Wielu ludzi „nowoczesnych” opis stworzenia z pierwszej księgi Biblii traktuje jako bajkę. W swej wykształciuchowatej pewności siebie perorują o symbolicznej interpretacji dni stworzenia i podają koronny argument, że „nauka udowodniła” miliony lat kształtowania się Ziemi, powstawania na niej życia itp.

Gdy robią to zagorzali ateiści, nie ma się czemu dziwić. Ewolucja to przecież ich kluczowa broń w walce z chrześcijaństwem. Zaskakuje natomiast głupota ludzi podających się za chrześcijan, którzy wierzą w te same nonsensy. W konflikcie twierdzeń pomiędzy Biblią a naturalistyczną nauką posłusznie stają po stronie autorytetów ludzkich i pod ich dyktando odczytują Słowo Boga. Nie widzą, że postępując w ten sposób, odrzucają autorytet Boga. Nie umieją dostrzec prostej konsekwencji tego, że odrzucając dosłowne traktowanie jednej księgi Biblii, otwierają drogę do dowolnego traktowania jej całej! Nie przychodzi im do głowy prosty wniosek, że jeśli Jezus wierzył w „nieprawdziwy” opis stworzenia z Księgi Rodzaju (często się do niego odwoływał), to jak widzieć w Nim Boga, który objawia Prawdę? O bezsensie nauki o odkupieniu z grzechu Adama, który jest przecież postacią mityczną, a nie realną, jak chce tego Biblia, szkoda nawet przemawiać do tych muminkopodobnych „wierzących”.

Ludzie myślący już dawno dostrzegli, że odrzucenia biblijnego opisu stworzenia człowieka na obraz Boga i zastąpienie go materialistyczną wizją pochodzenia od małpy przyniosło na świat najbardziej zbrodnicze ideologie w historii ludzkości. Hitler poprowadził Zachód w utopię mitycznego nadczłowieka, a Lenin i Stalin zaczadzili Wschód wizją komunistycznego nadspołeczeństwa wiecznej sprawiedliwości społecznej. Dla wyznawców obu tych ideologii człowiek był tylko nawozem - to jest prosta konsekwencja ewolucjonizmu. Albo jesteśmy zlepkiem materii, albo unikatowym, autorskim projektem Stwórcy uczynionym na Jego podobieństwo.

Każdy, kto tęskni za powrotem do starych, dobrych wartości, musi rozpoznać początek ich upadku. To tu tkwi klucz do jego cofnięcia…

 

idź Pod Prąd, nr 7-9 (132-134), lipiec-wrzesień 2015

Papież Franciszek ośmiesza chrześcijaństwo!

Wypowiedzi papieża Franciszka na temat emigrantów czynią z chrześcijaństwa religię dla idiotów. Dziś mamy kolejną tego próbkę:

 

"Prawdą jest, że zaledwie 400 kilometrów od Sycylii znajduje się niebywale okrutna grupa terrorystyczna. A więc jest niebezpieczeństwo infiltracji, to prawda.(…) Oczywiście, gdy przybywa uchodźca, mimo wszystkich tych kroków zapobiegawczych związanych z bezpieczeństwem, musimy go przyjąć, bo takie jest biblijne przykazanie" Interia.pl http://m.interia.pl/fakty/news,nId,1885553

 

Niestety F1 nie wskazał konkretnie, jakie to biblijne przykazanie każe przyjmować do własnego państwa wrogów, terrorystów czy też osoby o niepewnych zamiarach. Nawet powierzchowna lektura Biblii (nie mówiąc o podstawach zdrowego rozsądku) pokazuje, że głowa Kościoła katolickiego bezczelnie wprowadza ludzi w błąd i kompromituje chrześcijaństwo.

 

Rządzący bowiem nie są postrachem dla tych, którzy pełnią dobre uczynki, lecz dla tych, którzy pełnią złe. Chcesz się nie bać władzy? Czyń dobrze, a będziesz miał od niej pochwałę; Jest ona bowiem na służbie u Boga, tobie ku dobremu. Ale jeśli czynisz źle, bój się, bo nie na próżno miecz nosi, wszak jest sługą Boga, który odpłaca w gniewie temu, co czyni źle. List do Rzymian 13:3-4

 

Te jasne zasady znajdziemy w Biblii i takie stanowisko prezentują biblijni chrześcijanie. Strzeżenie porządku moralnego w państwie jest obowiązkiem każdej władzy państwowej. Obowiązkiem nadanym jej przez samego Boga! Władze państwowe muszą więc mieć jasne kryteria odróżniania dobra od zła (temu służy prawo), musi umieć oceniać ludzkie działania i zdecydowanie reagować mieczem, gdy ktoś (niezależnie przybysz, gość czy obywatel) czyni zło. Planowanie aktów terroru czy wyłudzania pieniędzy bez wątpienia jest czynem złym. Tyle w temacie. Mordercom i złodziejom wara od naszych granic!

 

***

 

W dyskusji nad falą uchodźców zalewającą Europę słyszy się też często pseudochrześcijański argument o konieczności okazywania im miłosierdzia. To kolejna parodia chrześcijańskiej postawy. Miłosierdzie za wszelką cenę, niezależnie od kosztów, nie jest i nigdy nie było chrześcijańskim nakazem. Wręcz przeciwnie! Zaniedbywanie swoich bliskich kosztem innych fanaberii jest wielkim grzechem! Ludzi tak czyniących Nowy Testament nazywa gorszymi od niewierzących:

 

A jeśli kto o swoich, zwłaszcza o domowników nie ma starania, ten zaparł się wiary i jest gorszy od niewierzącego. 1 List do Tymoteusza 5:8

 

Wspieranie sytuacji, gdy tysiące polskich dzieci odbieranych jest rodzicom z powodu biedy lub emigracji przy jednoczesnym fundowaniu gościom warunków (praca, mieszkanie, zasiłki, opieka zdrowotna itp.), o jakich daremnie marzy wielu Polaków, jest kpiną ze zdrowego rozsądku i jawnym sprzeciwem wobec nauki Jezusa!

 

Paweł Chojecki,

Kościół Nowego Przymierza w Lublinie,

www.knp.lublin.pl

 

fot. Roberto Rizzato/flickr.com/CC BY-NC


Jak zbudzić ducha w narodzie – Plan ewangelizacji Polski?

Niedawno prof. Andrzej Zybertowicz zamieścił na Twitterze prawie dramatyczny wpis–prośbę? „Noc. Szukam słów. By wyrazić ducha polskości. Uchwycić? Z-re-konstruować? Tekstem?! A co było na początku?” W Polsce to niestety rzadkość, by osoba ze ścisłej elity intelektualnej publicznie stawiała tego rodzaju pytania. Niewielu ma tyle odwagi, by kwestionować stan ducha narodu. Krytyka w tym obszarze uderza bezpośrednio w odwiecznego strażnika polskiego ducha, w Kościół rzymskokatolicki. A przecież atak na Kościół to atak na polskość, to przyłączanie się do ostatnio coraz brutalniejszych ataków lewactwa i barbarzyńców?  Zdecydowana  większość  polskiej  elity  opiniotwórczej  ucieka  od  tego  trudnego  problemu  i  udaje,  że  ze sferą ducha jest w narodzie wszystko w porządku, pozostawiając ją w wyłącznej gestii hierarchów. Taka postawa jest
jednak  bardziej  antypolska  niż  najgorsze  ataki  swołoczy spod znaku biłgorajczyka. To ona właśnie gwarantuje dzikusom sukces w dłuższej perspektywie czasowej. Polska to tylko z nazwy kraj chrześcijański. Od kilku lat nie można już o nas mówić nawet jako o narodzie religijnym (religia to  zespól  działań,  które  ludzie  podejmują,  by  przypodobać  się Bogu/bogom; chrześcijaństwo to osobista odpowiedź na działanie Boga, na ofertę zbawienia złożoną ludziom przez Boga Ojca, który posłał na śmierć za nasze grzechy Swego Jedynego Syna). Stwierdzenie,  że  Kościół  rzymskokatolicki  nie  ma  sposobu  na prowadzenie Polaków do Chrystusa ani nie potrafi w obecnych realiach  utrzymać  ich  w  karbach  postaw  moralnych,  jest  truizmem, „oczywistą oczywistością”. Dlaczego jednak polscy ewangeliczni chrześcijanie nie umieją zagospodarować coraz bardziej widocznej pustki duchowej w swoim narodzie? Odpowiedź na to pytanie stanowi problem bardziej złożony.

PO PIERWSZE: METODA
By  zilustrować  podstawowy  brak  w  ewangelizacji  Polski, sięgnę  do  egzotycznego  przykładu.  Indie  były  od  XVIII  wieku przedmiotem  zainteresowania  wielu  europejskich  ośrodków misyjnych.  Mimo  imponujących  wysiłków  chrześcijaństwo  nie mogło trwale zadomowić się wśród Hindusów. Schemat działania misjonarzy był podobny: zakładali bazę misji i rozpoczynali działalność  charytatywno-ewangelizacyjną,  na  którą  reagowali głównie  przedstawiciele  najniższej  kasty  niedotykalnych.  Po pierwszych ewangelizacyjnych sukcesach misję oblegało tysiące
pariasów  zdanych na pomoc misjonarzy,  co  całkowicie  wiązało im  ręce.  Klasy  wyższe  społeczeństwa  pozostawały  nietknięte. Sytuację zmienił Aleksander Duff, który w 1830 roku przybył ze Szkocji do Kalkuty i nieomal z marszu rozpoczął działalność edukacyjną skierowaną do młodych przedstawicieli hinduskich elit. Nie  prowadził  tradycyjnej  działalności  ewangelizacyjnej,  ale skoncentrował się na założeniu szkoły uczącej elementów kultury Zachodu – nauki, sztuki, obyczajów itp. Poznanie Biblii następowało niejako „przy okazji”. Spotkało się to z dużą otwartością wyższych warstw, które w tym czasie z ciekawością patrzyły na zdobycze cywilizacyjne Zachodu i chętnie posyłały swoje dzieci
do szkoły Duffa. Pierwsze lekcje odbywały się dla sześciu studentów w cieniu drzewa figowego. Po tygodniu zgłosiło się już 300 chętnych!  Przez  szkoły  (wkrótce  powstała  także  żeńska)  Duffa przewinęło się kilkadziesiąt tysięcy młodych Hindusów, ale nawróciły  się  tylko  33  osoby.  Niektórzy  uznaliby  to  za  klęskę  w porównaniu z wieloma tysiącami ochrzczonych pariasów w tradycyjnych misjach. Jednakże dzięki strategii Duffa, którą można by w uproszczeniu nazwać preewangelizacją, elita Indii oswoiła się z Biblią i chrześcijaństwem. Tych trzydziestu trzech nawróconych odegrało znaczącą rolę w budowaniu tamtejszego Kościoła. Bariera izolacji została trwale przełamana. Niedawno  rozmawiałem  z  jednym  z  polskich  pastorów. Zapytałem o metody ewangelizacji jego kościoła. „Chodzimy do aresztu” - odpowiedział. Zaciekawiło mnie, jak ocenia rezultaty. „Trudna sprawa. Wielu tych ludzi chętnie słucha i przychodzi na nasze nabożeństwa, ale po wyjściu na wolność nie umieją sobie
poradzić w normalnym społeczeństwie i często wracają za kratki”. Zapytałem: „Dlaczego więc nie działacie w innych środowiskach?” „Tylko w areszcie chętnie nas słuchają…” – usłyszałem w odpowiedzi. Ta  rozmowa  pokazuje  stan  wielu  polskich  środowisk ewangelicznych.  Nie  mając  sposobu  na  ewangelizację  narodu, skupiają się głównie na działalności charytatywnej (paczki świąteczne,  rozdawanie  żywności itp.)  oraz  na ewangelizacji  środowisk patologicznych. Nie trzeba być wielce przenikliwym obserwatorem, by stwierdzić, że ta metoda (a właściwie jej brak) jest
nierozwojowa. Pomimo wielu lat działań ewangelizacyjnych odsetek  nowonarodzonych  w  Polsce  oscyluje  nadal  na  poziomie krajów arabskich…

PO DRUGIE: KOMPROMIS
Kompromis  w  sprawach  zasadniczych  kończy  się  zwykle podobnie jak historia o myśliwym i niedźwiedziu. Późną jesienią do lasu wybrał się myśliwy w poszukiwaniu futra na zimę oraz głodny miś szukający porządnego posiłku przed snem zimowym. Spotkali się na polanie – myśliwy przyłożył sztucer do ramienia i już  miał  wystrzelić,  gdy  miś  zawołał:  „Po  co  się  tak  śpieszyć!? Zawsze  możemy  porozmawiać!”.  Myśliwy  po  chwili  namysłu przyznał  rację  misiowi  –  „Ze strzałem zawsze zdążę, a  cóż  mi szkodzi  chwila  pogawędki?”  Jak  pomyślał,  tak  uczynił.  Usiadł  z misiem na kłodzie drzewa, by porozmawiać o kompromisie. Po niedługiej  chwili  miś  miał  swój  posiłek,  a  biedny  myśliwy  (w pewnym sensie) futro… Metoda  pozyskania dla Chrystusa  młodych  elit  narodu została już w Polsce zastosowana. Pod koniec lat pięćdziesiątych ks. Franciszek Blachnicki stworzył Ruch Oazowy skoncentrowany na formowaniu duchowości polskiej młodzieży. Do jego sukcesu walnie przyczyniła się protestancka organizacja amerykańska  Campus  Crusade  for  Christ,  z  którą  ks.  Blachnicki  podjął współpracę w połowie lat siedemdziesiątych (za wiedzą i zgodą kard. Karola Wojtyły). Przez pierwsze lata współpraca układała się świetnie. Studenckie grupy Ruchu Światło-Życie powstawały w całej Polsce (jedną z nich miałem okazję prowadzić), a na letnie obozy oazowe wyjeżdżało do kilkuset tysięcy młodych ludzi! Gdy jednak pierwsi liderzy wychowani na protestanckich materiałach  osiągnęli  dojrzałość  w  Chrystusie,  zaczęły  się  poważne
problemy. Naczelną ideą ks. Blachnickiego była próba bezkolizyjnego  połączenia  protestantyzmu  z  katolicyzmem.  Przykładowo wzywano  młodych  ludzi  do  osobistego zaufania  Chrystusowi i uznania  Go za  swojego  Pana  i  Zbawiciela  (czyli  traktowano  jak niewierzących),  a  następnie  wspólnie  odmawiano  różaniec  i uczestniczono w mszy. Na jednym spotkaniu formacyjnym uczono  ludzi,  że  Jezus  od  momentu  zaproszenia  Go  mieszka  w  ich sercu,  nigdy  ich  nie  opuści,  przebaczył  im  wszystkie  grzechy i mają już życie wieczne, a za chwilę na mszy musieli powtarzać sprzeczną z tym formułę: „Panie, nie jestem godzien, abyś przyszedł  do  mnie,  ale  powiedz  tylko  słowo,  a  będzie  uzdrowiona dusza  moja”  albo  iść  do  spowiedzi,  by  otrzymać  przebaczenie grzechów.  Ludziom  bezmyślnym  te  sprzeczności  nie  przeszkadzały, ale był to ruch skierowany do przyszłej elity, a więc liczba pytań i wątpliwości rosła. Za nimi poszły decyzje. Najpierw jednostki,  a  potem  i  całe  grupy  oazowe  zaczęły  opuszczać  katolicyzm  z  powodu  jego  niewierności  Biblii  –  depozytowi  wiary chrześcijańskiej.  W  odpowiedzi  hierarchia  katolicka  mocno  zaostrzyła  kontrolę  nad  grupami,  ograniczyła  rolę  świeckich  animatorów  i  doprowadziła  do  ponownej  rekatolicyzacji  ruchu, który stracił dawny impet i stał się marginalnym, religijnym dodatkiem do parafii. Pewną odmianę tej metody zastosowali nieco później (’80) protestanci z Campus Crusade for Christ, tworząc własne wspólnoty  luźno  związane  z  katolicyzmem  (opiekunem  kościelnym jednej  z  nich  w  Krakowie  był  w  połowie  lat  osiemdziesiątych ubiegłego wieku ks. Tadeusz Rydzyk). Ludzie ci w sercu byli nowonarodzonymi  protestantami,  ale  zewnętrznie  udawali  katolików. Taka partyzantka nie odegrała jednak jak na razie znaczącej
roli w ewangelizacji Polski. Albo za bardzo udaje katolicyzm i wtedy  nie  potrafi  jasno pokazać potrzeby nowego narodzenia i
radykalizmu nawrócenia, albo zbyt szybko się dekonspiruje i zostaje przegnana z parafii.

PO TRZECIE: TW „ZAŁOŻYCIELE”
Nad  bezproduktywnością  polskich  kościołów  protestanckich  czuwają  konfidenci  rodem  z  realnego  komunizmu  lub  ich młodzi sukcesorzy. Zwykle piastują przywódcze funkcje we władzach kościołów i kontrolują ich majątek. Nawet ujawnienie SB-eckiej przeszłości tych ludzi niekoniecznie powoduje zmiany. To raczej zbyt dociekliwi i prawi członkowie tych wspólnot muszą odejść  lub  są  dyskryminowani.  Tego  rodzaju  przypadek  miał miejsce  w  największym  kościele  protestanckim  w  Polsce.  Jego zwierzchnik okazał się TW „Januszem”, a biskup, który zdecydowanie  dążył  do  odsunięcia  go  od  funkcji  kościelnych,  „zapłacił utratą  stanowiska  za  domaganie  się  pełnej  lustracji  w  Kościele ewangelickim oraz wyjaśnienia afery finansowej, w którą mogły być  zaangażowane  najwyższe  władze  Kościoła  luterańskiego  w
Polsce” (Cezary Gmyz, „Księciunio”, Rp maj 2010). O ile mi wiadomo,  żadne  wyznanie  funkcjonujące  za  pierwszej  komuny  nie przeprowadziło w swoich szeregach skutecznej lustracji. Można więc śmiało założyć, że tymi kościołami nadal kierują (a precyzyjniej:  hamują)  przeróżni  „Janusze”  i  ich  młodsi  protegowani. Czy w takiej sytuacji może dziwić bezwład i uległość wobec wytycznych władzy w polskich kościołach protestanckich?

OD FUNDAMENTÓW
Jeśli więc ma powstać w Polsce autentyczny i skuteczny ruch wierzących, którzy obiorą sobie za cel ruszenie zmurszałych fundamentów  duchowych  narodu, musi zostać zbudowany od podstaw. Oparcie go na jakiejkolwiek istniejącej płaszczyźnie kościelnej lub świeckiej grozi mu zainfekowaniem duchem kompromisu i przejęciem kontroli przez funkcjonariuszy status quo. Koncepcja  budowy  od  fundamentów  rodzi  pytania  o  dojrzałych przywódców i bazę materialną takiego przedsięwzięcia, ale - w obliczu mizerii, zmarnowanych dla sprawy ewangelizacji
kilkudziesięciu ostatnich lat - jawi się ona jako jedyna droga wyjścia z obecnego impasu. Nowy ruch misyjny dla Polski  musi  znaleźć  metodę  dotarcia do polskich elit. Musi umieć wykazać atrakcyjność biblijnego  chrześcijaństwa  dla  polskości,  zarówno  w  kontekście  naszej bogatej  tradycji  protestanckiej  Złotego  Wieku,  jak  również  w rozwiązywaniu  bolączek  teraźniejszości.  Polski  patriota  musi  w orędziu Biblii i w osobie Jezusa Chrystusa zobaczyć jedyny ratunek nie tylko dla siebie, ale i dla swojego narodu. By to osiągnąć, nie  można  bezmyślnie kopiować  wzorów  amerykańskich  czy jakichkolwiek  innych.  Musimy  opracować  naszą  własną,  polską metodę.
Praca od podstaw wymaga od nas ducha pionierów  i całkowitego oddania. Takiego, jakie cechowało ap. Pawła:

A przy tym chlubą moją było głosić ewangelię nie tam, gdzie  imię  Chrystusa  było  znane,  abym  nie  budował  na  cudzym fundamencie,

Rzym. 15:20

PS
Dla naszych stałych Czytelników nie jest tajemnicą, że powyższy cel przyświeca nam od początku istnienia gazety. Każdego,  komu  w  duszy  grają  podobne  myśli,  bardzo  zachęcamy  do kontaktu i połączenia wysiłków. Za miesiąc postaram się napisać o konkretnych zadaniach w dziele ewangelizacji Polski.