Kreacjonizm a porządek społeczny

Udostępnij
Przeczytasz tekst w ok. 7 min.

Ten i inne teksty kreacjonistyczne znajdą Państwo w książce Idź Pod Prąd w sporze ewolucjonizm-kreacjonizm”.

Mieczysław Pajewski

Tytuł tego odcinka przypomina znane określenie „Słoń a sprawa polska”, które stosuje się do tych wszystkich osób, które przesadnie traktują znaczenie tego, co robią i wszystko sprowadzają do tego samego problemu. Poniżej postaram się przekonać Czytelnika, że sprawa propagowania kreacjonizmu i zwalczania ewolucjonizmu (czym sam się zajmuję) nie jest marginalną sprawą, że jest naprawdę istotna dla każdego, komu leży na sercu tradycyjny porządek społeczny.

Wszyscy słyszeliśmy kilka lat temu o uczniach w toruńskim technikum, którzy znęcali się nad nauczycielem języka angielskiego. Wielu z nas dziwi się, jak to było możliwe. Wielu z nas zastanawia się, czy jest to odosobniony przypadek, czy raczej reguła. Ale przecież widzimy, że nie tylko w szkołach źle się dzieje. Niemal każdego dnia słyszymy o przestępstwach i zbrodniach, czasami bardzo szokujących – o znajdowaniu zwłok dzieci w beczkach, o zleceniu wydanym przez matkę, by utopiono jej dziecko itp. Nie czujemy się bezpieczni na ulicach. Bandytyzm rośnie niemal z dnia na dzień. Napadów bandyckich dopuszczają się nawet dzieci. Podobno organizacje przestępcze wykonanie morderstw zlecają także dzieciom, bo im jako nieletnim praktycznie nic nie grozi, jeśli zostaną złapane (pobyt w domu poprawczym do osiągnięcia 21 lat życia).

Niektórzy mówią uspokajająco, że zawsze starsi narzekali na młodzież. Daje się nawet przykład jakiegoś starego zapisu egipskiego, który stwierdzał, a było to jeszcze przed narodzeniem Chrystusa, jak bardzo zepsuła się młodzież. Niewątpliwie młodzież wszystkich epok była zawsze bardziej lekkomyślna i skłonna do wybryków niż starsze pokolenia. Ale niewątpliwie mamy też do czynienia z istotną zmianą, jaka zachodzi naprawdę, nie tylko w wyobraźni starszych osób.

Spostrzeżenie Kena Hama

Ken Ham, przewodniczący kreacjonistycznej organizacji Answers in Genesis w Kentucky, USA, wspomina w jednej ze swych książek, że z tym problemem zetknął się 30 lat temu, gdy był nauczycielem biologii w szkole w Australii (Ham jest Australijczykiem z pochodzenia). Już wtedy nauczyciele zaczynali się skarżyć na młodzież, że coraz trudniej im jest ją kontrolować. Młodzi ludzie nie odnosili się z takim szacunkiem do nauczycieli jak dawniej. Szczególne powody do narzekania mieli nauczyciele religii. Młodzież coraz mniej interesowała się tym, czego ich nauczano, a nauczano ich o podróżach apostoła Pawła, o ewangelii Jezusa Chrystusa, o Jego śmierci i zmartwychwstaniu, o nowej ziemi i nowym niebie, i innych nowotestamentowych nauk. Ale młodzieży szkolnej to w ogóle nie interesowało. Ujawniała ona coraz mniejsze zainteresowanie nauczaniem treści biblijnych.

Ken Ham był wówczas nauczycielem biologii i to pozwoliło mu zrozumieć, skąd bierze się ten niekorzystny dla chrześcijaństwa trend. Zauważył mianowicie, że podręczniki biologii oraz innych nauk były przesiąknięte filozofią ewolucjonizmu. Ewolucję, rozwój od mikrobów do człowieka, przedstawiano w nich jako fakt. Dzieci i młodzież przez wiele lat naucza się, że są tylko zwierzętami, które wyewoluowały z jakiejś pierwotnej zupy miliony lat temu. Indoktrynuje się ich, że ewolucjonizm jest nauką. A ponieważ na co dzień widzą, jak nauka – poprzez zdobycze technologii – ulepsza nasze życie (telewizory, telefony komórkowe, samoloty, samochody, szybka komunikacja naziemna i podziemna, itd., itp.), cokolwiek ma więc charakter naukowy, zasługuje tym samym na wielki szacunek. Ewolucjonizm istnieje nie tylko w biologii. Astronomia uczy, jak nasz Układ Słoneczny powstał samorzutnie z wielkiej chmury gazu i pyłu miliardy lat temu. W geologii naucza się, że Ziemia liczy sobie miliardy lat i że zapis kopalny jest zapisem ewolucji życia. Ewolucjonizm przenika niemal wszystkie lekcje szkolne. Dzień po dniu, miesiąc po miesiącu, rok po roku dzieci wchłaniają „prawdę” o ewolucji, o stopniowym procesie, który pozwolił człowiekowi wydobyć się z półzwierzęcego stanu w epoce kamienia.

Jak w tym świetle wygląda sprawa religii i Biblii? Patrząc z perspektywy współczesnej nauki, tej wchłanianej przez wiele lat szkolnej edukacji, Biblia jest po prostu przestarzałą księgą religijną. Była być może potrzebna, gdy człowiek dysponował niewielką wiedzą o świecie. Ale co może ona powiedzieć współczesnemu człowiekowi, skoro pochodzi sprzed kilku tysięcy lat? Biblia mówi coś o pochodzeniu świata i o pochodzeniu człowieka, ale czy takie starocie mogą mieć jakąkolwiek wartość?

Ken Ham zrozumiał, że współczesny system edukacyjny, że treści wpajane w szkołach i na uniwersytetach są wrogie Biblii, są skierowane przeciw niej, nawet jeśli nic się w nich o Biblii nie mówi. Cała ideologia stopniowego rozwoju nieuchronnie prowadzi do wniosku, że wartościowe jest tylko to, co niedawne, że im starsze poglądy, tym bardziej są fałszywe.

Biblia uczy, że pochodzimy od Adama i Ewy, ale przecież z nauki wiemy, że to nieprawda, więc co warte są twierdzenia Biblii? Jeśli ewolucja jest faktem, to nauka dowodzi, że Biblia się myli. To nie Bóg stworzył świat. Wszechświat i życie powstały przez przypadek i rozwijały się w dużym stopniu w przypadkowych procesach. Pochodzimy nie od Adama, ale od małpoludów. Tego typu nauki z konieczności muszą zasiewać wątpliwości co do religii w umysłach młodych ludzi.

Zgubny kompromis

Niektórzy chrześcijanie poszli na kompromis; myślą, że wystarczy pozbyć się pierwszych rozdziałów z Księgi Rodzaju, uznać je za poezję, za coś, czego nie należy traktować dosłownie, a wszystko będzie w porządku. Katoliccy teologowie i filozofowie głoszą to od dawna:

„[…] Kościół teorii ewolucji nie zwalczał. Darwin miał pogrzeb chrześcijański w katedrze westminsterskiej, a do jednego z witraży wprowadzono nawet jego postać jako człowieka, który przyczynił się do wielkiego postępu nauki”.[1]

Niestety, pogląd ten głosi wiele kościołów protestanckich, nawet ewangelikalnych, a jeśli nie ma go w oficjalnej doktrynie, to uważa tak wielu wierzących. Sądzą oni, że przecież istotą chrześcijaństwa jest osoba i czyny Jezusa Chrystusa, a nie to, o czym pisze Księga Rodzaju! Skoro jakaś część Biblii jest niezgodna z nauką, odrzućmy tę część – rozumują ci chrześcijanie – a pozbędziemy się kłopotu. Trzeba zauważyć, że chrześcijanie ci mają mocne argumenty: rdzeniem chrześcijaństwa rzeczywiście jest Jezus, a zbawionym można być przecież, nie wierząc w dosłowność opisu stworzenia świata w Księdze Rodzaju. To wszystko prawda, a mimo to chrześcijanie ci tragicznie się mylą.

To prawda, że jeśli ktoś wierzy w Jezusa, w Jego ofiarę na krzyżu, śmierć i późniejsze zmartwychwstanie, i jeśli uzna, że Jezus jest jego Panem i Zbawicielem, to będzie zbawiony, ale jak do tej wiary doprowadzić miliony współczesnych ludzi? Każdy, kto choć raz próbował ewangelizować obce osoby, wie, jaka jest najczęstsza reakcja. Ludzie po prostu nie chcą słuchać. Oni nie są zainteresowani sprawami religijnymi. Nie mają, jak to się mówi, „wielkiego nabożeństwa” do religii. A dlaczego? Dlatego, że nie religia, a nauka jest dzisiaj w największym poważaniu. A to, co się ludziom podaje za naukę, jest niezgodne z religią. Ewolucjonizm wpaja ludziom ideę postępu, rozwoju, zmiany. Religia powoli staje się przeżytkiem, reliktem przeszłości. Zanim więc możemy skutecznie mówić ludziom o Jezusie i Jego dziele, muszą oni być przychylnie nastawieni wobec tego, co mamy do powiedzenia. Zanim zasiejemy ziarno prawdy, glebę należy zaorać i spulchnić. Dopiero wtedy treści religijne mają jakieś szanse. Ale jeśli tak, to należy najpierw zadbać o przywrócenie autorytetu dla Biblii. Ewolucja nie jest żadnym faktem. Nie istnieją dowody na jej rzecz, to zwykła hipoteza. Nie było żadnych małpoludów. Ziemia nie liczy sobie miliardów lat itd., itd. Jednym zdaniem, prawdziwa nauka nie tylko nie obaliła Biblii, ale Biblia nadal może służyć jako wskazówka w badaniach naukowych.

Istota kreacjonistycznej ewangelizacji

Ken Ham propaguje tzw. kreacjonistyczną ewangelizację. Skoro współcześni są przekonani, że nauka jest wroga religii, należy pokazać, że błędne są podstawy tego, co dzisiaj przedstawia się jako naukę – czyli ewolucjonizmu. Nie byłoby to potrzebne w epoce, w której religię się szanuje, w której Biblię czyta się w domach na co dzień. W takiej epoce można było od razu zaczynać od spraw najistotniejszych. Ale nie dzisiaj. Dzisiaj ewangelizacja nawet w tzw. krajach chrześcijańskich, jak Polska, musi przebiegać podobnie jak w krajach o zupełnie innej kulturze. Należy najpierw zrozumieć ową kulturę, a potem ewangelizację prowadzić odpowiednio do jej charakteru.

W Japonii na przykład nie wystarczy mówić po prostu o Bogu, bo w religii szintoizmu jest wiele bogów i Japończyk zrozumie, że mówimy o jednym z nich. Jeśli Japończykom mamy mówić o Bogu z Biblii, to musimy powiedzieć, że mamy na myśli Boga, który wszystko stworzył i którego nie należy mylić ze stworzonym światem. W Polsce tego nie trzeba tłumaczyć. Inna kultura wymaga innego podejścia. Ale znaczy to także, że zmieniające się pod wpływem propagandy ewolucjonistycznej w naszym kraju postawy ludzi wymagają zmiany charakteru ewangelizacji. Do nich trzeba docierać inaczej niż do ich ojców i dziadków.

Prawdą jest, że bez pomocy Boga nie dotrzemy do serc ludzi z przesłaniem o Jezusie. Tylko On może otworzyć serca ludzi, aby słyszeli i rozumieli. Nie znaczy to jednak, że ewangelizację możemy uprawiać byle jak, bo i tak Bóg zrobi resztę za nas. Przykłady, jakie widzimy w Biblii, pokazują, że Bóg zostawił także i nam, wierzącym, wyraźne obowiązki. Wiele przykładów ewangelizacji ludzi o różnych przekonaniach znajdujemy w Dziejach Apostolskich. Często tam występują takie słowa jak „rozprawiał” (9:29; 17:2; 18:4; 18:19), „rozprawiając i przekonując” (19:8-9), „dowodząc” (9:22), „wyjaśniał” (17:3), „dzielnie uchylał twierdzenia (…), wykazując (…)” (18:28). Wszystkie te określenia świadczą, że Paweł Apostoł stosował ewangelizację na najwyższym poziomie intelektualnym i nie polegał jedynie na, niezbędnej skądinąd, łasce od Boga. Paweł używał każdego rozumowania, jakiego mógł użyć, by przekonać swoich słuchaczy do Słowa Bożego, wiedząc, że ostatecznie to nie on, Paweł, przekonuje i to nie on, Paweł, nadaje moc argumentom. „Chodźcie i spór ze mną wiedźcie! – mówi Jahwe” (Iz. 1:18).

W dzisiejszych czasach, w czasach, w których żywi się nabożną cześć dla nauki i w których za naukę przedstawia się ewolucjonizm, ewangelizacja z Biblią w ręku ma sens tylko wówczas, jeśli nasi słuchacze mają dla Biblii szacunek, jeśli nie uważają jej za śmieszny przeżytek sprzed tysięcy lat, „stare legendy Bliskiego Wschodu”, jak ją nazwał Izaac Asimov, znany pisarz Science Fiction i czołowy propagator ewolucjonizmu.[2] Ale to jest możliwe tylko wtedy, gdy im wykażemy, że ewolucjonizm nie ma charakteru naukowego, że jest to teoria bez poparcia empirycznego, że główne poparcie czerpie ona z pewnej filozofii i z pewnego światopoglądu, światopoglądu ateistycznego.

Podwójny cel Polskiego Towarzystwa Kreacjonistycznego

Jedyną polską organizacją sprzeciwiającą się monopolowi ewolucjonistycznemu jest Polskie Towarzystwo Kreacjonistyczne. PTKr uważa, że zdobyte dotąd fakty lepiej pasują do kreacjonistycznej wizji życia, że przewidywania ewolucjonistów zakończyły się w dużej mierze fiaskiem. Monopol, jaki zapewniają sobie ewolucjoniści, jest, jak każdy monopol, niebezpieczny – w tym wypadku dla prawdy naukowej. Istnieją też powody pozanaukowe działania PTKr. Społeczeństwa końca XX wieku przeżywają kryzys widoczny gołym okiem: rosnąca przestępczość, narkomania, zanik więzi rodzinnych, upadek autorytetów (kościoła, państwa, rodziny) i rosnąca anarchizacja życia społecznego, wzrost relatywizmu moralnego połączony z postawą konsumpcyjną, czego skutkiem są na przykład liczby dokonywanych aborcji, itd., itd. W istocie jest to kryzys moralny, a przyczyną tego kryzysu jest stopniowa utrata wiary w Boga-Stworzyciela, który nie tylko stworzył świat i człowieka, ale który także zostawił mu zasady właściwego życia: stosunku do Boga, do innych ludzi i do świata. Propagowanie kreacjonistycznej wizji rzeczywistości może ten niebezpieczny trend zahamować i odwrócić, a jeśli nawet jest to w ogólnej skali niemożliwe, to przynajmniej niektórym może ono pomóc odzyskać utracone poczucie ładu moralnego.

Polskie Towarzystwo Kreacjonistyczne nie proponuje nauczania kreacjonizmu w szkołach, co często kreacjonistom zarzucają ewolucjoniści. Wiemy, że dzisiejsze rozumienie nauki (tzw. naturalizm metodologiczny) umieszcza kreacjonizm poza nauką. Żądamy jedynie obiektywnego przedstawiania w szkołach nie tylko zalet, ale też wad i słabości ewolucjonizmu. To wystarczy, aby nie pozwolić zindoktrynować młodych pokoleń przez ateistyczno-materialistyczną ideologię.

Mieczysław Pajewski

W tekście wykorzystano książkę Kena Hama pt. Why Won’t They Listen? The Power of Creation Evangelism, Answers In Genesis 2002.

Przypisy:

[1] Abp Józef Życiński, „Niedźwiedzia przysługa fundamentalistów”, Gazeta Wyborcza 16-17 lipca 2005, s. 26.

[2] Isaac Asimov, Błądzący umysł, Pandora, Łódź 1995, s. 13.

Idź Pod Prąd 2005, nr 13 (sierpień), s. 8-9.