„Rzeczpospolita” dotarła do właściciela pojazdu, który uderzył w samochód posła.
”Byłem na miejscu o 6:52. Zaniepokoiło mnie, że gdy dojechałem, nie było jeszcze żadnych służb. Stały tylko: auto posła, volkswagen caddy i jakiś ciemny samochód, a nasz transit był 80 m dalej – powiedział „Rzeczpospolitej” Marek Kamola. – Rozmawiałem z moim kierownikiem. Mówił, że jechał ok. 80 km na godzinę, ale uderzył w auto posła może przy 30. Nic nie widział, bo samochody nie były oświetlone. Ciemny pojazd posła stał na asfalcie, biały volkswagen w rowie, a nasz kierowca wyjeżdżał zza wzniesienia.”
Właściciel transita twierdzi, że z relacji podróżujących VW caddy wynika, że tuż po wypadku poseł Wójcikowski wysiadł z samochodu. Z latarką w ręku miał oglądać uszkodzenia, a potem wściąść do auta.
„Ciekawe, że w jego samochodzie nie było akumulatora. Stał prosto, jakby go ktoś postawił, 20 m dalej przy barierkach” – stwierdza Kamola. Informację o braku akumulatora potwierdza łódzka prokuratura.
Paweł Kukiz kieruje oskarżenia pod adresem karetki pogotowia, podobnie jak Paweł Bednarz, który w niewyjaśnionych okolicznościach znalazł się na miejscu wypadku.
Dziś w TVP 1 Kukiz stwierdził: „Wypadek ten pokazał stan polskiej służby zdrowia. Brak telefonów komórkowych w karetce – to brzmi wręcz niewiarygodnie”.
Nasza Redakcja 8 lutego w programie Kowalski&Chojecki na żywo wezwała prokuraturę do wnikliwego zbadania wypadku posła Wójcikowskiego w kierunku hipotezy zamachu.