Kiedy 17 kwietnia 1989 r. na placu Niebiańskiego Spokoju (Tiananmen) w Pekinie rozpoczął się studencki wiec, nie przypuszczano, że jego koniec będzie tak tragiczny. Protestujący praktycznie nie wysuwali haseł bezpośrednio atakujących władzę Komunistycznej Partii Chin (KPCh). Nie chcieli obalenia systemu komunistycznego. Domagali się jedynie jego reformy i walki z korupcją.
O 2.00 w nocy 4 czerwca na Tiananmen wjechały czołgi i transportery opancerzone. Według oficjalnych danych rządu chińskiego podczas protestów zginęło 241 osób, w tym żołnierze, a siedem tysięcy osób zostało rannych. Organizacje zajmujące się prawami człowieka szacowały, że liczba zabitych mogła wynieść nawet 5-10 tys. Z odtajnionego w 2017 r. dokumentu brytyjskiej dyplomacji wynika, że co najmniej 10 tys. osób straciło życie. Aresztowano ponad 2,5 tys. osób; w procesach politycznych wydano kilkanaście wyroków śmierci.
Za brutalnym stłumieniem demonstracji opowiedzieli się twardogłowi politycy Komunistycznej Partii Chin, z ówczesnym przywódcą Państwa Środka Dengiem Xiaopingiem na czele.
30 lat po tym, jak chińska armia krwawo rozprawiła się z protestującymi studentami, w Chinach cały czas niszczona jest jakakolwiek pamięć o masakrze na Tiananmen. Publiczna dyskusja o tych wydarzeniach jest zabroniona. Według komunistów w Pekinie „sterowanie opinią publiczną” i budowanie „harmonijnego społeczeństwa” wymaga prowadzenia ideologicznej kontroli sieci. Kierowany przez ministerstwo bezpieczeństwa publicznego system monitoringu sieci internetowej (tzw. Projekt Złota Tarcza) i czujni cenzorzy mają gwarantować, by młodzi ludzie próbujący w Internecie znaleźć informacje na temat tragedii z 4 czerwca 1989 r. nie dowiedzieli się niczego.
30 lat po krwawych wydarzeniach na Tiananmen Chiny to nadal komunistyczne państwo brutalnie prześladujące swoich obywateli i stanowiące zagrożenie dla wolnego świata. Według chińskiego publicysty Cao Changqinga, dziś korupcja w ChRL-u jest jeszcze większa niż wtedy, gdy występowali przeciwko niej studenci na placu Tiananmen. Dziś tę korupcję Pekin eksportuje w ramach inicjatywy Nowego Jedwabnego Szlaku do innych państw. Przekonały się o tym m.in. Malezja, Sri Lanka, Pakistan czy Macedonia, decydując się na chińskie projekty inwestycyjne.
W dzisiejszych Chinach komunistyczna władza zamyka swoich przeciwników w tzw. obozach reedukacji (de facto obozach koncentracyjnych). Trafiło do nich m.in. ponad milion Ujgurów. Trafiają tam także chrześcijanie, bo KPCh prowadzi ostrą walkę z tą religią. Usuwane są krzyże z kościołów, burzone świątynie i domy modlitw, a wierni są aresztowani. Pastor Bob Fu, chiński dysydent i założyciel chrześcijańskiej organizacji China Aid Association mówi, że sytuacja chrześcijan w Państwie Środka jest najtrudniejsza od czasów rewolucji kulturalnej.
30 lat po masakrze na placu Tiananmen Chiny chwalą się się, że zbudowały system, który chciałyby teraz eksportować do innych krajów – socjalizm z chińską charakterystyką. W tym modelu rządzenia obywatele poddawani są ciągłej inwigilacji i ocenie w ramach tzw. systemu „punktów społecznych”. Mówiąc w skrócie: za zachowania niezgodne z aktualną linią partii rządzącej Wielki Brat wymierza obywatelowi karę.
30 lat po Tiananmen nadal znajdują się na Zachodzie ludzie, którzy powtarzają za propagandą KPCh, że Chińczycy nie zasługują na wolność czy demokrację – tak jakby swobody obywatelskie, wolność wypowiedzi czy wolność religijna były tylko przywilejami dla wybranych. Tej indoktrynacji komunistów chińskich ulegają także politycy, publicyści czy tzw. eksperci ds. Chin w Polsce. Smutne to szczególnie dlatego, że na świecie można spotkać Chińczyków, którzy uważają Polaków za jeden z największych antykomunistycznych narodów na świecie i podziwiają nas za walkę z tym zbrodniczym systemem i w obronie podstawowych swobód obywatelskich.
To polska Solidarność była bodźcem dla chińskiego dysydenta Li Wangyanga do stworzenia w 1983 r. związku zawodowego w Shaoyang. Za to między innymi Li był ścigany przez władze i spędził 23 lata w więzieniu. 7 lat temu Li miał się powiesić w sali szpitalnej. Rodzina i znajomi jednak podejrzewają, że został on zamordowany przez reżim komunistyczny.
Chai Ling, jedyna kobieta wśród przywódców protestu studentów na Placu Tiananmen, pisała o tym, co dało jej siłę przejść przez to wszystko – udział w proteście 1989 r., przeżycie masakry, a potem konieczność ucieczki, bo była na liście osób najbardziej poszukiwanych przez władze ChRL i wreszcie jej praca na rzecz zniesienia polityki kontroli urodzeń w Chinach, którą prowadzi w Stanach Zjednoczonych poprzez ustanowioną przez siebie organizację All Girls Allowed (Wszystkie dziewczynki dozwolone). Nie jeden raz jej życie było zagrożone, nieraz traciła nadzieję, ale jednak szła dalej, bo przykładem dla niej byli Polacy. Chai wymieniła tu błogosławionego ks. Jerzego Popiełuszkę i Solidarność.
Urodzona w Chinach Anastasia Lin, była Miss Kanady, po pobycie w Polsce jako obserwator na wyborach w 2015 roku powiedziała mi, że Polacy, są “narodem odważnym, dzielnym i zdeterminowanym” oraz że obserwując nasze wybory i uczestnicząc w konferencji „Świat potrzebuje Solidarności”, zrozumiała, że przez ostatnie 25 lat udało się nam zbudować wolny i demokratyczny kraj, a to znaczy, że „Chińczycy też tego dokonają”.
Starający się o azyl w USA chiński miliarder Guo Wengui powiedział kilka dni temu, że w tym roku 4 czerwca to jeszcze rocznica masakry na placu Tiananmen, zakazana rocznica, ale w przyszłym roku 4 czerwca będzie „Narodowym Dniem Nowych Chin, bo KPCh zniknie z ziemi”.
Pamiętajmy o ofiarach masakry na placu Tiananmen. Nie powtarzajmy propagandy Komunistycznej Partii Chin i trzymajmy kciuki, by słowa Guo Wenguia się spełniły.
W Sobotę 1 czerwca, na zlecenie chińskich władz, twitter zablokował 30 000 użytkowników znanych z mówienia prawdy o komunistycznych Chinach. Zablokowane zostały konta redaktor Hanny Shen, korespondentki IPPTV z Tajwanu oraz pastora Pawła Chojeckiego, redaktora naczelnego IPPTV.
https://twitter.com/HannaShen/status/1134769780936781824?s=20
https://twitter.com/Megakosciol/status/1134840626686681088?s=20