Niemiecki żołnierz pracujący w ośrodku dla uchodźców we Fliegerhorst zdezerterował, bo nie chciał tuszować masowego gwałtu – donosi bawarski dziennik „Merkur”.
Podczas procesu żolnierza, który uciekł do RPA, wyszła na jaw sprawa masowego gwałtu w ośrodku dla uchodźców. Żołnierz zeznał, że jesienią 2015 roku musiał udzielać pomocy czternastolatce, ofierze zbiorowego gwałtu, do jakiego doszło w poczekalni ośrodka we Fliegerhorst. Otrzymał rozkaz odnalezienia dziecka. „Znalazłem ją skrwawioną i w szoku, schowaną pod jednym z łóżek na terenie ośrodka” – opowiadał. Musiał miał wezwać na pomoc karetkę pogotowania, która odwiozła ofiarę gwałtu do szpitala.
„Moi przełożeni powiedzieli, żebym trzymał gębę na kłódkę i pod żadnym pozorem nikomu o tym nie opowiadał, a już zwłaszcza mediom” – powiedział. Twierdzi też, że był szykanowany i poniżany w trakcie służby. Żołnierz opisał sytuację panującą w ośrodku: „Widziałem, jak ci ludzie, uchodźcy, zachowywali się w stosunku do siebie. Przedstawiciele różnych grup narodowościowych i religijnych walczyli miedzy sobą, rzucali jedzenie na podłogę. Najbardziej wstrząsające zaś było zachowanie w stosunku do dzieci”.
Zeznaniami byłego żołnierza zainteresowała się prokuratura z Laufen, która zleciła policji przeprowadzenia dochodzenia.