Przeczytasz tekst w ok. 8 min.
Jak było ze zmartwychwstaniem?
„To wszystko jedna wielka ściema. Po co się w to zagłębiać? Można z góry założyć, że kwestia jest kompletnie nieżyciowa lub tak niepewna, że nie ma co czasu tracić na… śledztwo w tej sprawie”.
Podobnie myślał młody Amerykanin Josh, student prawa, który już jako nastolatek uznał chrześcijaństwo za zbiór sloganów i nienaukową teorię dla słabych.
Jak było ze zmartwychwstaniem?
„To wszystko jedna wielka ściema. Po co się w to zagłębiać? Można z góry założyć, że kwestia jest kompletnie nieżyciowa lub tak niepewna, że nie ma co czasu tracić na… śledztwo w tej sprawie”.
Podobnie myślał młody Amerykanin Josh, student prawa, który już jako nastolatek uznał chrześcijaństwo za zbiór sloganów i nienaukową teorię dla słabych.
Miał świetne wyniki na uczelni i był aktywnym organizatorem życia studenckiego, starostą roku etc. Zauważył na uczelni grupę studentów i wykładowców, którzy wydawali się niezwykle szczęśliwi i bardzo w porządku wobec siebie nawzajem – postanowił się z nimi spotkać. Okazało się, że są chrześcijanami i razem studiują Biblię. Znudzony zagadnął jedną ładną dziewczynę: „Powiedz, co przemieniło wasze życie? Dlaczego ono tak różni się od życia innych studentów i profesorów?”. Studentka spojrzała na niego i powiedziała dwa słowa, których nie spodziewał się usłyszeć: „Jezus Chrystus”. On na to: „O, nie! Nie wciskaj mi tych śmieci. Mam dość religii. Mam dosyć…
Jak było ze zmartwychwstaniem?
„To wszystko jedna wielka ściema. Po co się w to zagłębiać? Można z góry założyć, że kwestia jest kompletnie nieżyciowa lub tak niepewna, że nie ma co czasu tracić na… śledztwo w tej sprawie”.
Podobnie myślał młody Amerykanin Josh, student prawa, który już jako nastolatek uznał chrześcijaństwo za zbiór sloganów i nienaukową teorię dla słabych.
Jak było ze zmartwychwstaniem?
„To wszystko jedna wielka ściema. Po co się w to zagłębiać? Można z góry założyć, że kwestia jest kompletnie nieżyciowa lub tak niepewna, że nie ma co czasu tracić na… śledztwo w tej sprawie”.
Podobnie myślał młody Amerykanin Josh, student prawa, który już jako nastolatek uznał chrześcijaństwo za zbiór sloganów i nienaukową teorię dla słabych.
Miał świetne wyniki na uczelni i był aktywnym organizatorem życia studenckiego, starostą roku etc. Zauważył na uczelni grupę studentów i wykładowców, którzy wydawali się niezwykle szczęśliwi i bardzo w porządku wobec siebie nawzajem – postanowił się z nimi spotkać. Okazało się, że są chrześcijanami i razem studiują Biblię. Znudzony zagadnął jedną ładną dziewczynę: „Powiedz, co przemieniło wasze życie? Dlaczego ono tak różni się od życia innych studentów i profesorów?”. Studentka spojrzała na niego i powiedziała dwa słowa, których nie spodziewał się usłyszeć: „Jezus Chrystus”. On na to: „O, nie! Nie wciskaj mi tych śmieci. Mam dość religii. Mam dosyć kościoła i Biblii”. Dziewczyna odparła: „Nie powiedziałam: religia. Powiedziałam: Jezus Chrystus”. Josh nie rozumiał.
Nowi znajomi rzucili mu wyzwanie – żeby naukowo zbadał twierdzenia, że Jezus jest Bogiem, umarł na krzyżu za grzechy ludzkości i zmartwychwstał. Myślał, że to żart, nie sądził, że w ogóle istnieje jakikolwiek materiał dowodowy, który można zbadać. Jednak przyjął wyzwanie, żeby obalić wszystkie te twierdzenia i wykazać fikcyjność chrześcijaństwa. Jednym z głównych zagadnień, które zaczął badać, było zmartwychwstanie. Rozpoczął analizę źródeł historycznych, prawnych i literackich. Jeździł po Stanach i Europie, zbierając materiały, buszując po archiwach, bibliotekach, przepytując naukowców.
Co takiego zbadał i jakie były wyniki jego analiz?
Warto szczególnie skupić się na temacie zmartwychwstania, bo w gruncie rzeczy jest to wydarzenie, od którego prawdziwości zależy całe chrześcijaństwo. Jeśli nie miało miejsca, chrześcijaństwo to zwyczajna fikcja, jeśli jednak rzeczywiście Jezus zmartwychwstał, fakt ten uwiarygodnia chrześcijaństwo („Jeśli nie ma zmartwychwstania, to i Chrystus nie zmartwychwstał. A jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także wasza wiara” 1 Kor. 15:13-14). Prześledziliśmy główne tezy, które Josh chciał obalić, a także te, w których upatrywał rozwiązania „problemu”.
Historyczność Jezusa
Josh na warsztat wziął przede wszystkim źródła pozabiblijne. Ku swemu zaskoczeniu odkrył, że współcześni historycy nie podważają faktu, że Jezus był postacią historyczną. Do naszych czasów zachowało się wiele wzmianek o Jezusie w źródłach powszechnie uznanych za źródła historyczne. O Jezusie pisał Józef Flawiusz (37 r. n.e. – po 94 r.), historyk żydowski. Pisał o nim w swoich „Rocznikach” także Tacyt (ok. 55–120), jeden z najsłynniejszych historyków rzymskich. W „Żywotach cezarów” Swetoniusza znajduje się wzmianka o wyrzuceniu z Rzymu Żydów, „którzy ciągle wywoływali rozruchy, podburzeni przez niejakiego Chrestosa”.
Z uwagi na to, że Nowy Testament jest najobszerniejszym źródłem informacji na temat zmartwychwstania, dociekliwy student poddał go trzem podstawowym testom historiografii: bibliograficznemu, świadectw wewnętrznych i świadectw zewnętrznych.
Test bibliograficzny
Test opiera się na sprawdzeniu, na ile rzetelne są kopie danego dokumentu, jeśli nie dysponujemy oryginałem, oraz jaki jest okres dzielący najstarszą posiadaną kopię od oryginału. Nowy Testament przeszedł ten test celująco. Zachowała się ogromna liczba kopii-rękopisów. Nowego Testamentu, bo aż 24 633. (Drugie miejsce pod tym względem w całej historii zajmuje „Iliada” Homera – z jedynie 643 manuskryptami przetrwałymi do naszych czasów).
W końcu XIX wieku odnaleziono wczesne rękopisy papirusowe, które wypełniły lukę między znanymi do tej pory a tymi z czasów Jezusa. Odnaleziono manuskrypt Johna Rylanda z 130 r. n.e., papirus Chestera Beatty’ego z 155 r. n.e. i II papirus Bodmera z 200 r. n.e. (Dla porównania „Historia” Tukidydesa z 460-400 p.n.e. jest znana z 8 manuskryptów datowanych na ok. 900 r. n.e., czyli prawie 1300 lat po jej napisaniu. „Wojna galijska” Cezara datowana jest na 58-50 r. p.n.e., posiada dziesięć kopii powstałych 1000 lat po jego śmierci.)
Czy można zaufać biblijnym relacjom? Test świadectw wewnętrznych
Test świadectw wewnętrznych odpowiada na pytanie, czy pisemny zapis, który dzisiaj posiadamy, jest wiarygodny i do jakiego stopnia. W tej dziedzinie krytycy stosują ciągle zasadę Arystotelesa, która polega na tym, że należy wierzyć dokumentowi dopóty, dopóki jego autor nie zacznie zaprzeczać lub przeinaczać fakty znane z innych źródeł. Nowotestamentowe zapisy dotyczące życia i nauczania Jezusa są utrwalone albo przez ludzi, którzy byli naocznymi świadkami, albo przekazywali relację takowych.
Dodatkowo za historyczną rzetelnością nowotestamentowych opisów życia Jezusa przemawia fakt, że gdy ludzie, którzy napisali Nowy Testament, uzasadniali wiarygodność Ewangelii, odwoływalisię do powszechnej znajomości faktów towarzyszących zmartwychwstaniu. „Zna te sprawy król, do którego śmiało mówię. Jestem przekonany, że nic z nich nie jest mu obce. Nie działo się to bowiem w jakimś zapadłym kącie”. Dz. 26:22-26
Co na to historia, geografia i archeologia? Test świadectw zewnętrznych
Josh zbadał zgodność Nowego Testamentu ze znanymi faktami naukowymi – historycznymi, geograficznymi, archeologicznymi etc. – aby sprawdzić, czy inne materiały historyczne potwierdzają zawartość dokumentu.
Josh natknął się na dzieła starożytne, których autorami lub bohaterami są… znajomi apostołów! Z niedowierzaniem stwierdził, że dwaj przyjaciele apostoła Jana odnoszą się do jego zapisu ewangelii. Pierwszego z nich – Papiasza z Hierapolis – teolog i apologeta Ireneusz z Lyonu nazywa uczniem Jana i słuchaczem apostołów. Drugim z przyjaciół apostoła Jana, również jego uczniem był Polikarp ze Smyrny – pisze o nim jego wychowanek, wspomniany Ireneusz z Lyonu w swoim „Adversus haereses” ok. 180 r.
Amerykanin odkrył także, że znaleziska archeologiczne poświadczają rzetelność Łukasza. Trudno tu wymienić wszystkie odkrycia archeologiczne, ale jedną historię warto wspomnieć. William Ramsay (ur. w 1851 r.), uznawany za jednego z największych archeologów wszech czasów, zorganizował wyprawę do Azji Mniejszej i Palestyny, której celem było wykazanie, że Biblia to wytwór „ambitnych mnichów”, a nie pisarzy natchnionych przez Boga. Poszukiwania zmusiły go do przestudiowania pism Łukasza. Zaobserwował, że ewangelista z drobiazgową dokładnością przedstawiał detale historyczne, np. wymienił w swej księdze 32 kraje, 54 miasta, 9 wysp i wielu władców. Archeolog skonfrontował te wzmianki z rzeczywistością i nie znalazł w nich ani jednej nieścisłości. W efekcie powstała książka, w której prof. Ramsay dowodził, że materiał archeologiczny potwierdza wiarygodność Nowego Testamentu. Późniejsze badania potwierdziły tylko jego wnioski.
Zmartwychwstanie – fakty
Śmierć Jezusa
I wreszcie dochodzimy do kluczowej sprawy, którą obalić miał zamiar Josh.
Czy Jezus rzeczywiście powstał z martwych?
Na wstępie zadał pytanie, czy chrześcijaństwo ma możliwą do przyjęcia bazę historyczną i czy istnieje wystarczający materiał dowodowy upoważniający do wiary w zmartwychwstanie. Amerykanin spędził na studiowaniu tego tematu tysiące godzin. Już na półmetku stwierdził, że „zmartwychwstanie Jezusa jest albo najgorszą, najbardziej okrutną i bezlitosną bujdą wciskaną kiedykolwiek ludziom, albo jest najważniejszym faktem w historii”.
Rozpatrzył ciąg wydarzeń dotyczących zmartwychwstania: Jezus z Nazaretu, Żyd, który twierdził, że jest przepowiedzianym w Pismach żydowskich Chrystusem, został aresztowany, osądzony jako przestępca polityczny i ukrzyżowany. Trzy dni po jego śmierci i pogrzebie pewne kobiety, które przyszły do grobowca, stwierdziły, że grób jest pusty. Uczniowie Jezusa utrzymywali, że Bóg wskrzesił go z martwych i że Chrystus ukazał się im kilkakrotnie przed wstąpieniem do nieba. Chrześcijaństwo rozprzestrzeniło się następnie w Imperium Rzymskim i do dzisiaj wywiera znaczący wpływ na świat.
Student zbadał najpierw okoliczności poprzedzające rzeczone zmartwychwstanie. Stwierdził, że Jezus był niemałym problemem zarówno dla Rzymian, jak i Żydów (motywy polityczny, ekonomiczny, religijny). Skupił się także na badaniu samego procesu ukrzyżowania. Byłato poniżająca kara stosowana wobec buntowników, zazwyczaj politycznych. Po ogłoszeniu wyroku przez sąd skazańca biczowano. Po biczowaniu zwyczajem było wyśmiewanie skazańca. Tak postąpili z Jezusem rzymscy żołnierze. Człowiek skazany na ukrzyżowanie musiał nieść poprzeczną belkę krzyża od więzienia do miejsca egzekucji. Po dotarciu na miejsce skazaniec był przybijany gwoździami lub przywiązywany sznurami do krzyża. Agonia trwała wiele godzin. Śmierć następowała z powodu uduszenia lub niewydolności wieńcowej. Dr Truman Davis, doktor medycyny, opisuje, co się dzieje z ludzkim ciałem po krótkim czasie wiszenia na krzyżu: „W miarę męczenia się ramion fale mocnych skurczów przechodzą przez mięśnie, powodując głęboki, niesłabnący ból. Przy powieszeniu na rękach sparaliżowane są mięśnie klatki piersiowej i mięśnie międzyżebrowe. Powietrze może być wciągnięte do płuc, lecz nie może nastąpić wydech. Po pewnym czasie następuje zapaść ortostatyczna wywołana niedostatecznym dopływem krwi do mózgu i serca. Jedynym sposobem uniknięcia tego przez skazanego jest podniesienie się na piętach, aby krew mogła choć trochę krążyć w górnych częściach ciała” (McDowell, „Sprawa zmartwychwstania”).
Celem łamania goleni było przyspieszenie śmierci skazańca – w wyniku tego nie mógł się podeprzeć i zaczerpnąć powietrza. Jak twierdzi Nowy Testament, Jezusowi nie połamano goleni: „Lecz gdy podeszli do Jezusa i zobaczyli, że już umarł, nie łamali Mu goleni” Jan 19:33. W ten sposób wypełniła się przepowiednia ze Starego Testamentu (II Mojż. 12:46; IV Mojż. 9:12; PS. 34:20).
Strażnik stwierdził śmierć Jezusa, a dla pewności przebił jego bok włócznią. Z rany wypłynęła „krew i woda” Jan 19:34. Truman Davis, doktor medycyny, twierdzi, że był to wyciek wodnistego płynu z jamy osierdzia otaczającego serce. Według niego jest to dowód, że „Chrystus nie umarł przez uduszenie, lecz na niewydolność serca spowodowaną szokiem i uciskiem na serce wywołanym przez płyn w osierdziu” (McDowell, „Sprawa zmartwychwstania”).
Piłat zgodził się na zdjęcie Chrystusa z krzyża dopiero wtedy, gdy czterej wykonawcy egzekucji potwierdzili jego śmierć. Wydał ciało po kilkukrotnym upewnieniu się, że Jezus nie żyje.
Josh przebadał także „techniczne” aspekty pochówku Chrystusa.
Grób w skale
Według Nowego Testamentu ciało Jezusa zostało złożone w prywatnym grobie Józefa z Arymatei. Grobowiec był wykuty w litej skale (Mt. 27:60), dostęp do niego był wyłącznie przez niskie frontowe wejście, które zasunięte było dużym kamieniem.
Żydowski pogrzeb
Pogrzeb Jezusa odbył się według żydowskich zwyczajów. Jezus został zdjęty z krzyża i owinięty płótnem. Żydzi ściśle stosowali się do przepisu zabraniającego, by ciało pozostawało przez noc na krzyżu.
Ciało było natychmiast przenoszone na miejsce pogrzebu, następnie było myte, namaszczane, ubierane w szaty pogrzebowe, następnie zaszywane przez kobiety. Żadne węzły nie były dozwolone. Nikt nie mógł być pochowany w mniej niż trzech oddzielnych okryciach. Rozpoczynając od stóp, owijano ciało lnianym płótnem. Między zwoje wkładano mirrę zmieszaną z aloesem. Osobnym płótnem zawijano głowę. Jan Chryzostom w IV w. po Chrystusie pisał: „Mirra, którą się posłużono, była substancją przylegającą do ciała tak mocno, że płótna pogrzebowe były trudne do usunięcia”.
Ogromny kamień
Marek pisze, że kamień, którym zakryto wejście do grobowca Jezusa, był bardzo wielki. Josh sprawdził, że kamień potrzebny do zasłonięcia wejścia wielkości 4,5-5 stóp ważyłby od 1,5 do 2 ton. Amerykanin dotarł do tekstu ewangelii Marka w rękopisie Bezy (Kodeks Bezy z ok. 400 r. n.e.), znajdującym się w Cambridge Library w Anglii, w którym fragment Mk 16:4 jest uzupełniony stwierdzeniem ujętym w nawiasie: „Gdy Go tam złożono, (Józef) zatoczył przed grób kamień, którego nie mogło odsunąć dwudziestu ludzi”. Grób zamykano, staczając kamień po pochyłości w dół. Aby kamień odsunąć, należało go wytoczyć w górę.
Rzymska straż
Zarówno Rzymianie, jak i Żydzi chcieli pozbyć się problemu Jezusa raz na zawsze. Żydzi przypomnieli sobie, że Jezus zapowiadał swoje zmartwychwstanie po trzech dniach od śmierci, poprosili więc Piłata o zabezpieczenie grobu Jezusa. „Nazajutrz, to znaczy po dniu Przygotowania, zebrali się arcykapłani i faryzeusze u Piłata i oznajmili: Panie, przypomnieliśmy sobie, że ów oszust powiedział jeszcze za życia: Po trzech dniach powstanę. Każ więc zabezpieczyć grób aż do trzeciego dnia, żeby przypadkiem nie przyszli jego uczniowie, nie wykradli Go i nie powiedzieli ludowi: Powstał z martwych. I będzie ostatnie oszustwo gorsze niż pierwsze. Rzekł im Piłat: Macie straż, idźcie, zabezpieczcie grób, jak umiecie. Oni poszli i zabezpieczyli grób, opieczętowując kamień i stawiając straż”. Mt. 27:62-66
Czym była rzymska straż? Oddział wartowniczy rzymskich legionów był solidnie wyszkolony, zdyscyplinowany i dobrze uzbrojony. Taki oddział składał się z 4–16 ludzi. Zazwyczaj postępowali oni następująco: czterech ludzi ustawiało się przed tym, czego mieli pilnować. Pozostała dwunastka układała się do snu w półkolu przed nimi – głowami do środka. Zmieniali się co 4 godziny.
Rzymska pieczęć
Mateusz napisał, że rzymscy żołnierze wysłani przez Piłata do pilnowania grobu Jezusa „zabezpieczyli grób, opieczętowując kamień”. Taka pieczęć mogła być założona jedynie w obecności rzymskiej straży, która pozostawała na posterunku, było to potwierdzenie autentyczności – publicznym świadectwem, że ciało Jezusa znajduje się w grobowcu. Stwierdzała również fakt, że jego ciało jest chronione mocą i autorytetem Imperium Rzymskiego.
W następnym numerze cz. 2.