Słomiany ogień cz.2 – Korzenie polskiej tolerancji

Udostępnij
Przeczytasz tekst w ok. 5 min.

Angielski purytanin Edwin Sandys w swojej wydanej w 1599 roku książce „Opisanie położenia religii” z dezaprobatą wyrażał się o krajach Europy Środkowej. Powodem była wielka mnogość religii, które się w nich roją, zwłaszcza w Polsce, o której mówią przysłowiowo, że jeśli ktoś utracił swoją religię, to niechaj jej poszukuje w Polsce, a znajdzie ją z pewnością. Jeśli nie, to będzie mógł uznać, że zniknęła ze świata.1 Rzeczywiście w Siedmiogrodzie w latach 1551–72 podjęto decyzję o równouprawnieniu najpierw dwóch, a potem czterech konfesji. Natomiast w Rzeczpospolitej nie było właściwie żadnych ograniczeń. Uchwalona w 1573 roku konfederacja warszawska gwarantowała równość wobec prawa członkom wszystkich społeczności wyznaniowych określających się jako „chrześcijańskie” oraz muzułmanom.2 Legalizowała ona zresztą tylko istniejący od dawna stan rzeczy. W tych czasach, gdy w uznanych za najbardziej kulturalne i godne naśladowania krajach trwała walka między protestantyzmem i katolicyzmem, panująca u nas wolność wyznania zapewniła Rzeczpospolitej Obojga Narodów szokujący Zachód pokój religijny.

 

W zasadzie gorszyli się nim w równym stopniu najbardziej gorliwi po obydwu stronach konfliktu. Jezuici nie mogli się pogodzić z tym, że każdy heretyk znajduje schronienie w Polsce i wszystko mu tu wolno bezkarnie. Również Teodor Beza, następca Kalwina, potępiał panującą u nas diabelską wolność sumienia. Gdy śmierć zaglądała w oczy, poglądy się trochę zmieniały. Jezuici w Anglii zachwalali polską tolerancję tropiącym ich anglikanom, a hugenoci we Francji wyrzynającym ich katolikom. Wielu mieszkańców  Europy Zachodniej odnosiło się z sympatią do kraju, który potrafił uniknąć związanych ze sporami religijnymi wybuchów nienawiści. Niektórzy zauważali, że z polskiego przypadku wypływa ciekawy wniosek. Wolność sumienia nie musi prowadzić do zaburzeń w państwie, a właśnie obawa przed nimi skłaniała władców państw europejskich do prześladowań religijnych.3

Z czasem coraz więcej polityków zauważało, że lepiej jest innowierców pozostawić w spokoju, niż zwalczać. W następnych wiekach na Zachodzie tolerancja stała się „modna”, a u nas wręcz przeciwnie. Pod koniec XVIII wieku dążący do likwidacji państwa polskiego sąsiedzi próbowali uzasadnić swoje działania między innymi tym, że nie zapewniało ono „dysydentom” odpowiednich praw. Niektórym krajom można było w tym względzie zarzucić więcej. Jednak ten pretekst wystarczył, by wielu oświeceniowych filozofów zaakceptowało zniknięcie Rzeczpospolitej z mapy świata, nie pytając Katarzyny II, jakie prawa mają innowiercy w jej państwie.

Właściwie od samego początku unii Polski i Litwy istniała w niej duża swoboda religijna. Wymusiła ją różnorodność zamieszkujących ją narodów i religii. Katolicyzm wyznawali właściwie wszyscy etniczni Polacy. Ich przodkowie nie przyjęli go jednak, by zaspokoić duchowy głód. Niewiele wiemy o tym, jak przebiegała „chrystianizacja Polski”. Gall Anonim w swej kronice wspomina o mieczu nauczania i towarzyszącym mu mieczu zniszczenia przeznaczonym dla opornych.4 O tym, że narzucona religia się zakorzeniła, nie zdecydował jednak miecz. Polaków zawsze poruszał majestat obrzędów, wystrój świątyń i śpiewy. Zakonnicy uczyli ich nowych sposobów uprawy ziemi i rzemiosł. Kapłani prowadzili szkoły, które dawały szansę społecznego awansu, przytułki dla starców i inne formy działalności charytatywnej. To wszystko wraz z „ochrzczeniem” niektórych pogańskich tradycji wytworzyło szczere przywiązanie do „wiary ojców” i akceptację nakładanych przez nią ciężarów. Co prawda, niektóre ruchy będące problemem dla zachodniego katolicyzmu znajdowały zwolenników wśród Polaków – waldensi, biczownicy i przede wszystkim husyci. Było ich jednak niewielu i zwykle niezbyt gorliwych. Rzadko palono naszych przodków na stosach, choć zdarzały się takie przypadki. Na Litwie katolicyzm przyjęli możni, bo tak rozkazał książę. Prosty lud w swej masie trwał przy pogaństwie i do nowej wiary przyciągano go podobnymi metodami, jak w Polsce. Skutek był pewny, ale trzeba było trochę poczekać. Katolikami byli też przybysze z Zachodu, którzy osiedlali się w krajach rządzonych przez Jagiellonów. Najczęściej byli to Niemcy.

Katolicyzm był bezsprzecznie religią dominującą, ale jego wyznawcy nie stanowili większości. Liczniejsi od razem wziętych Polaków, Litwinów i Niemców byli prawosławni Rusini, choć także oni prawdopodobnie stanowili mniej niż połowę ludności unii. W przyszłości mieli się oni podzielić na Białorusinów i Ukraińców, ale w XV i XVI wieku nie mieli właściwie świadomości narodowej. Mówili jeszcze jednym językiem, który najbliższy był dzisiejszemu białoruskiemu. W tych czasach nazywano go „litewskim”, ponieważ w Wielkim Księstwie spisywano w nim urzędowe dokumenty. Rusini mieli mniejsze prawa od katolików, ale nie zmuszano ich do zmiany wiary. Była to mądra polityka, o czym świadczą wydarzenia wywołane jej zmianą. Pod koniec XVI wieku podjęto próbę narzucenia im władzy papieża poprzez tak zwaną unię brzeską. Większość duchowieństwa prawosławnego przystąpiła do nowego obrządku. Jednak rolę obrońców starego prawosławia przyjęli Kozacy.5 Ich bunty wybuchały z coraz większą siłą. Konflikt społeczny połączony z religijnym wyczerpywał Rzeczpospolitą, aż w końcu w wojnę domową wmieszała się Rosja…

Jagiellonowie panowali także nad Tatarami. Już książę Witold osadził jeńców tatarskich pod Wilnem i sprzyjał ich dobrowolnemu osiedlaniu się w Wielkim Księstwie. Podobnie postępowali jego następcy. Napływ Tatarów trwał przez cały XV wiek. Oczywiście mieszkając na Litwie, nie najeżdżali jej i nie łupili. Wręcz przeciwnie, walczyli za nią, jak na przykład pod Grunwaldem. Jednak ceną za to było tolerowanie islamu, co dla Zachodu było prawdziwym skandalem.

Dla władcy wybór straży przybocznej jest sprawą życia i śmierci. Najlepiej, jeśli składa się ona z ludzi, którzy na zmianie panującego mogą tylko stracić. Księcia Witolda strzegli Karaimowie, którym zapewnił swobodę wyznawania ich religii.

Już w czasach piastowskich wypędzani i prześladowani w wielu państwach Żydzi napływali do Polski, gdzie traktowano ich lepiej. Polscy władcy często potrzebowali pieniędzy i pożyczali je od żydowskich bankierów. Trudno było o innych, bo katolicyzm potępiał pożyczanie pieniędzy na procent. Niewypłacalni monarchowie mogli ustanowić jakieś korzystne dla nich prawo, coś wydzierżawić. Na przykład kopalnię soli. Poza tym Żydzi znali się na medycynie, zarządzaniu i wielu innych sprawach, o których Polacy nie mieli większego pojęcia i nie chcieli mieć. Jagiellonom również brakowało pieniędzy, z tym że pod ich rządami więcej do powiedzenia miała szlachta. Nietrudno było zdobyć jej przychylność. Pan, któremu nie chciało się gospodarzyć, wypuszczał w arendę młyn, karczmę czy ziemię. Otrzymywał stałą roczną opłatę, a dzierżawca „odbijał” ją sobie na jego poddanych.6 Nienawiść niższych stanów do Żydów oczywiście rosła, ale dopóki państwo było w miarę stabilne, mogli się czuć bezpiecznie.

Tolerancja dla Ormian wyznających monofizytyzm też rozpoczęła się jeszcze za Piasta. Kazimierz Wielki, obejmując władzę nad Lwowem, zagwarantował poszanowanie ich religii. Podobnie jak Żydzi, Ormianie pożyczali królom pieniądze, oddawali duże usługi polskiej dyplomacji na wschodzie i wprowadzili modę na noszenie kontusza.7

Trudno się dziwić, że gdy XVI wieku pojawiła się kolejna „nowa wiara”, niewielu mieszkańców Polski i Litwy chciało tępić ją ogniem i mieczem.
cdn.

Przypisy:
1Richard Mackenney, „Europa XVI wieku”, PIW, Warszawa 1997, str.24.
2Elżbieta Elena Wróbel [w], „Dzieje Kościoła w Polsce”, Wydawnictwo Szkolne PWN, Warszawa – Bielsko – Biała 2008, str.216.
3Janusz Tazbir, „Dzieje polskiej tolerancji”, Wydawnictwo Interpress, Warszawa 1973, str.76 – 77.
4Janusz Rajman [w], „Dzieje Kościoła w Polsce”, str.32.
5Aleksander Brückner, „Dzieje kultury polskiej” tom II, Książka i Wiedza, Warszawa 1958, str.365
6http://www.tygielkultury.eu/4_6_2004/aktual/2ram.htm
7http://pl.wikipedia.org/wiki/Ormianie_w_Polsce

Autor
Redakcja IPP