Policja blokuje uroczystości w Jedwabnem, a nie reaguje na ekscesy narodowców! – red. Pytlakowski z „Polityki” w IPP

Udostępnij
Przeczytasz tekst w ok. 2 min.

– To, co zrobiła policja było straszne. Zablokowała możliwość udziału w uroczystościach pod pomnikiem w Jedwabnem. Zagoniła ludzi na chodnik i otoczyła kordonem. A dzień wcześniej nie reagowała na to, jak narodowcy przeszkadzali księdzu Lemańskiemu odprawiającemu modlitwę przy pomniku ofiar. Obrażali go, wymachiwali swoimi flagami ze Swarożycem, z pogańską swastyką – relacjonował uczestnik wydarzeń red. Piotr Pytlakowski z tygodnika „Polityka” w wywiadzie dla telewizji Idź Pod Prąd. Atmosfera była straszna, w ogóle nie licująca z godnością tego miejsca i potrzebą zachowania ciszy dodał dziennikarz. Rozmawiała red. Kornelia Chojecka i pastor Paweł Chojecki.

ZOBACZ CAŁOŚĆ ROZMOWY Z RED. PYTLAKOWSKIM:

Był pan w Jedwabnem podczas obchodów 80 rocznicy mordu na Żydach. Czy to, co miało miejsce podczas tych uroczystości ze strony policji można nazwać niczym nieuzasadnioną blokadą?
W niedzielę właściwie z całej Polski zjechały się osoby na pielgrzymkę śladami ofiar – po miejscach, gdzie dokonywano zbrodni. Uroczystości te rozpoczęły się w Jedwabnem. Na miejsce prowadzi wąska ulica. Została ona zablokowana przez policję, mnie udało się przejść wcześniej. Sfilmowałem to, co się działo zza pleców policjantów – to, co robili z tymi ludźmi było straszne. Zgonili ich na chodnik, otoczyli kordonami i ci ludzie stłoczeni w niebywałym upale, mimo panującej przecież w Polsce sytuacji pandemicznej, czekali na jakieś decyzje. Policja się z tym nie spieszyła – uroczystości miały zacząć się o godzinie 11:00, ten czas już minął, a wszelkie negocjacje były nieudane. Obecny tam rzecznik Bodnar, próbował negocjować, policja go nie posłuchała. Posłuchali dopiero rabina Schudricha, który widocznie trafił do ich sumień.
W sobotę na miejscu odbyła się manifestacja narodowców, przemawiał Robert Bąkiewicz, prezes Stowarzyszenia „Marsz Niepodległości”. Jak wtedy zachowała się policja?
Byłem w Jedwabnem przez dwa dni. Ponieważ 10 lipca, kiedy przypadała faktyczna rocznica tego mordu, Żydzi nie mogli uczestniczyć w obchodach, przeniesione zostały na 11 lipca. W sobotę zjechali się różnej maści narodowcy, nacjonaliści i negacjoniści ustaleń o tym, co stało się stało z ofiarami w Jedwabnem i innych miejscowościach tego obszaru. Przeszkadzali oni obecnemu tam księdzu Wojciechowi Lemańskiemu, odprawiającemu modlitwę przy pomniku ofiar. Obrażali go, wymachiwali swoimi flagami ze Swarożycem, z pogańską swastyką. (…) Atmosfera była straszna, w ogóle nie licująca z godnością tego miejsca i potrzebą zachowania ciszy. (…) Opowiadam o sobocie, ponieważ wtedy również obecna była policja i nie czyniła żadnych przeszkód tym grupom, żeby dotarły na miejsce, zachowywały się tak, jak się zachowywały, obrażały nie tylko księdza Lemańskiego, ale i inne osoby, które razem z nim się modliły. Policja zachowywała wtedy stosunek bardzo obojętny.