„Wczoraj Kościół odmówił wydania swoich akt Komisji ds. pedofilii. (…) Być może obawia się o to, co tak naprawdę w nich jest, bo okazałoby się, że skala zjawiska jest na pewno znacznie większa niż to, co widzimy” – powiedział w wywiadzie dla Idź Pod Prąd Tomasz Idzikowski – pokrzywdzony przez księdza Jana W. „Jeden z najbardziej niebezpiecznych pedofilów od 30 lat jest na wolności!” – dodał. Dlaczego papież nie pozbawił go sutanny? Rozmawiała red. Kornelia Chojecka.
Ksiądz Jan W. został skazany przez Watykan za czyny pedofilskie wobec ministranta, miał przebywać w odosobnieniu. Jak się okazało, po raz kolejny złamał kościelne zakazany. Po informacji Onetu do sprawy odniosła się kuria. Tymczasem prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie tego samego księdza o wykorzystywanie seksualne innego ministranta. Jednak Sąd Rejonowy w Żywcu uchylił postanowienie, więc śledztwo zacznie się od nowa. Co powinien po pierwsze zrobić Kościół katolicki, a po drugie państwo polskie, żeby doprowadzić sprawiedliwie sprawę księdza Jana W. do końca?
Kościół katolicki powinien współpracować z państwem polskim, ponieważ w tej chwili rozdział Kościoła od państwa służy tylko Kościołowi – jest to państwo w państwie. Jak widać, kościelna kara dla Jana W. jest fikcją. Natomiast prawo państwowe ani skutecznie nie zapobiega, ani nie karze tego typu przestępców, wymaga to więc sporej zmiany w polskim prawie.
Czy ksiądz Jan W. powinien zostać wydalony ze stanu duchownego?
Moim zdaniem powinno stać się to już bardzo dawno, natomiast prawo mamy, jakie mamy. (…) Komisja ds. pedofilii ma narzędzia, żeby wpisać go do rejestru pedofilów – jest osobą skazaną i jestem zdziwiony, dlaczego jeszcze w tym rejestrze nie istnieje. Rozumiem natomiast, że musi się odbyć jakiś proces karny, państwowy.
Czy Watykan rzeczywiście zdecyduje się na ten krok?
Mam nadzieję, że tak. Odniosłem wrażenie, że przedstawicielowi Kościoła, z którym rozmawiałem, bardzo zależy na dobru tej sprawy i na dobru Kościoła. Jest on w zasadzie osobą, która na doniesienia o przebywaniu Jana W. w Bielsku zareagowała natychmiast. Natychmiast podjął kroki, wszczął śledztwo, w wyniku którego ustalono dokładne miejsce pobytu, znaleziono osobę, z którą był. Więc efekty jego pracy były natychmiastowe. Wiążę z tym nadzieję.
Czy może pan wyjawić, kim był ten przedstawiciel Kościoła katolickiego?
Jest to współpracownik biskupa, wikariusz ks. dr Marek Studenski.
Ksiądz Jan W. wielokrotnie łamał restrykcje kościelne. Portal Onet informował, że odprawiał nawet mszę w Wieluniu – mówimy o wyroku, który zapadł w 2015 roku. Za kilka dni wyrok może przestać obowiązywać – czy możliwy jest taki scenariusz, że ksiądz Jan W. nagle stanie się bezkarny i będzie mógł dalej pełnić posługę tak, jak przed wyrokiem?
Dla mnie byłby to koszmar. Jest to rzecz, której najbardziej się obawiam. W tej chwili jestem dorosłym człowiekiem, mnie nie może już skrzywdzić, obawiam się natomiast o jego postępowanie, kiedy zostanie dopuszczony z powrotem do swojej niekontrolowanej działalności. Dla mnie jest jednym z najbardziej niebezpiecznych przestępców seksualnych, jaki żyje. Pozostaje na wolności od ponad 30 lat, pomimo że sprawa była zgłaszana już ponad 30 lat temu.
Wczoraj Kościół odmówił wydania swoich akt Komisji ds. pedofilii. [Kościół] działa w ten sposób, że co nie jest zabronione, to jest dozwolone. Być może obawia się również o to, co tak naprawdę jest w tych aktach, bo okazałoby się, że skala zjawiska jest na pewno znacznie większa niż to, co widzimy – moim zdaniem niewiele ofiar się zgłasza. Dla totalnego oczyszczenia Kościoła to wszystko powinno być ujawnione. Stoję po prostu po stronie skrzywdzonych ludzi, a nie po stronie tych, którzy trzymają władzę.