Telewizja CNN pokazała historię bojownika Państwa Islamskiego, który wrócił do Belgii.
Michael Delefortrie ma 29 lat. Dorastał w katolickiej, belgijskiej rodzinie. Był nawet ministrantem. Jego matka była alkoholiczką, rodzice się rozwiedli, a u niego stwierdzono ADHD. W młodym wieku zaczął handlować narkotykami. Wtedy zetknął się z muzułmanami i jak twierdzi spotkał piękno islamu, dzięki czemu zawrócił ze złej drogi. Został muzułmaninem i zmienił nazwisko na Younnes. Mówi, że islam pomógł mu ułożyć sobie życie.
Szybko nawiązał kontakt z islamskimi ekstremistami. Dołączył do grupy Sharia4Belgium. Członkowie ugrupowania pomogli mu dostać się na terytorium tworzącego się wtedy Państwa Islamskiego. Walczył dla ISIS w Syrii. Twierdzi, że osobiście nikogo nie zabił, a tylko pilnował więźniów. Po kilku latach wrócił do Belgii. W rodzinnym kraju dostał wyrok trzech lat w zawieszeniu za udział w grupie terrorystycznej. Teraz żyje komfortowo, dostaje wysoki zasiłek socjalny. Mimo to nie cieszy się z powrotu.
– Żałuję, że wróciłem. Chcę żyć w kalifacie – mówi w rozmowie z dziennikarką CNN.
– Pragnę kalifatu, tutaj, w Belgii. Nie jestem Belgiem, jestem muzułmaninem. A kalifat jest tym, o czym marzy każdy muzułmanin. Nawet jeżeli nie wypowiada tego na głos. Kalifat to miejsce, gdzie nareszcie można być w 100 procentach muzułmaninem.
– Pragnę kalifatu, tutaj, w Belgii. Nie jestem Belgiem, jestem muzułmaninem. A kalifat jest tym, o czym marzy każdy muzułmanin. Nawet jeżeli nie wypowiada tego na głos. Kalifat to miejsce, gdzie nareszcie można być w 100 procentach muzułmaninem.
Delefortrie twierdzi, że nie ma w planach ataków terrorystycznych, ale chciałby, żeby zachodnie demokracje zostały zastąpione prawem szariatu.