Przeczytasz tekst w ok. < 1 min.
Miesiąc temu senator Ted Cruz i członek Izby Reprezentantów Mario Diaz-Balart złożyli w Kongresie ustawę, która wciąga Bractwo Muzułmańskie na listę zagranicznych organizacji terrorystycznych.Obecnie w administracji Donalda Trumpa trwa dyskusja, czy to zrobić. Nominat na Sekretarza Stanu Rex Tillerson nazwał bractwo „przedstawicielem radykalnego islamu”. Jednak część doradców nowego prezydenta zwraca uwagę, że Bractwo rozwijało się pokojowo w niektórych krajach. Wyrażają też pragmatyczneobawy, że twarda postawa wobec Bractwa Muzułmańskiego może skomplikować relacje z niektórymi krajami, np. z Turcją. Z drugiej strony na pewno ucieszyłaby takich sojuszników Ameryki jak Egipt, Zjednoczone Emiraty Arabskie czy Arabia Saudyjska.

Temat Bractwa został poruszony w telefonicznej rozmowie Donalda Trumpa z królem Arabii Saudyjskiej, w której wspomniano, że Osama bin Laden był za młodu członkiem Bractwa Muzułmańskiego

Organizacja ta powstała w Egipcie po rozpadzie Imperium Osmańskiego. Jej motto brzmi: Allah jest naszym celem. Prorok naszym przywódcą. Koran naszym prawem. Dżihad naszą ścieżką. Śmierć w imię Allaha jest naszą nadzieją. Działa w różnej formie w 70 krajach na świecie. Zakres działań jest szeroki – od oficjalnej działalności politycznej, przez aktywność społeczną i religijną, aż po terroryzm. Samo bractwo utrzymuje, że jego członkowie brali udział we wszystkich konfliktach zbrojnych na Bliskim Wschodzie i w północnej Afryce.

Dr Eric Trager z Waszyngtońskiego Instytutu Polityki Bliskowschodniej określił Bractwo mianem „totalitarnego kultu, który chce wdrożyć swoją bardzo upolitycznioną wizję islamu, z najwyższym celem stworzenia globalnego, islamskiego państwa, które rzuci wyzwanie Zachodowi”