Coraz mniej katolików w Polsce

Udostępnij
Przeczytasz tekst w ok. 9 min.

Liczba osób w Polsce deklarujących wyznanie katolickie wciąż spada, a proces odchodzenia od religii katolickiej nabiera rozpędu. Wydaje się, że czas dominacji Rzymu w Polsce zbliża się ku końcowi. Świadczą o tym liczby podawane przez instytucje zajmujące się m.in. badaniem tego zjawiska.

Opracowali: Cezary Kłosowicz, Wiesława Gazda, Małgorzata Gazda

GUS

Tekst ukazał się w nowym numerze „Idź Pod Prąd”. Magazyn dostępny jest w salonach Empik, Garmond i w sklepie Idź Pod Prąd sklep.idzpodprad.pl

Główny Urząd Statystyczny w końcu, po dwóch latach, opublikował wyniki Spisu Powszechnego z 2021 r. w dziedzinie religii.

Przynależność do Kościoła katolickiego zadeklarowało ponad 27 milionów osób, to 71 proc. populacji Polski. A pozostali?

Najwięcej odmawia odpowiedzi na pytanie o wyznanie – tak zrobiło ponad 7,8 mln ludzi. Jako nienależących do żadnego wyznania określiło się 2,6 mln osób. Reszta jest członkami innych wyznań. Największe z nich to Kościół prawosławny – 150 tys., Świadkowie Jehowy – 108 tys. i luteranie – 65 tys. członków.

Dziesięć lat temu, w poprzednim spisie, katolicyzm deklarowało ponad 33,5 mln Polaków, czyli 87,5 proc. W ciągu dziesięciu lat liczba zadeklarowanych katolików spadła o ponad sześć milionów. Liczba bezwyznaniowców wzrosła niemal trzykrotnie. Podobnie liczba osób odmawiających odpowiedzi na pytanie o wyznanie.

Spis powszechny został przeprowadzony w 2021 roku. Po kolejnych dwóch latach te liczby na pewno są wyższe.

Przyspieszający proces odchodzenia od katolicyzmu widać też w innych statystykach.

ISKK

Statystyki Kościoła katolickiego również wskazują stały spadek uczestników katolickich praktyk, w ostatnim czasie coraz szybszy.

Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego prowadzi regularne badania, ile osób uczestniczy w mszach i przyjmuje komunię, a następnie przelicza je jako odsetek liczby wszystkich ochrzczonych. Od lat 90. widać było powolny spadek udziału w praktykach religijnych, ale w ostatnich latach nastąpiło mocne przyspieszenie tego procesu. Jeszcze w 2018 r. w mszach uczestniczyło 36,9 proc. osób ochrzczonych w Kościele katolickim, w 2021 r. zaledwie 28,3 proc. Do 12,9 proc. spadł też odsetek osób przystępujących do komunii. Najwięcej wiernych chodziło na niedzielne msze w diecezji tarnowskiej – 59,1 proc., najmniej w diecezji łódzkiej – 17,2 proc.

Wicedyrektor instytutu dr hab. Marcin Jewdokimow stwierdził, że spadek aktywności religijnej jest bardzo gwałtowny: „W poprzednich latach spadki wskaźnika liczby osób uczestniczących w niedzielnej mszy świętej miały charakter stały rok do roku i to było wyraźnie widać. Tym razem mamy do czynienia z tąpnięciem”.

Według badań, cały czas widać stałe odchodzenie Polaków od zaangażowania w religię katolicką.

„Długofalowo mamy do czynienia z procesami zmian społeczno-kulturowych, to pokazują badania socjologiczne. Z drugiej strony dochodzi do pewnej rekonfiguracji katolicyzmu i miejsca religii w przestrzeni publicznej. Zmieniają się potrzeby religijne ludzi i zmienia się sposób funkcjonowania instytucji religijnych” – wyjaśnił Jewdokimow.

Rys. Andrzej Patalon

CBOS

Swoje statystyki prowadzi też Centrum Badania Opinii Społecznej. W listopadzie 2021 roku opublikowało wyniki badania pt. „Religijność młodych na tle ogółu społeczeństwa”. Wynika z niego, że w ciągu 30 lat odsetek regularnie praktykujących spadł z 69 proc. do 23 proc., a odsetek niepraktykujących wzrósł pięciokrotnie: z 8 proc. do 40 proc.

Największe zmiany dotyczą osób urodzonych w roku 1997 lub później. Najgwałtowniej, z 69 proc. do 23 proc. spadła liczba osób praktykujących w wieku 18–24 lata.

Zmiany dotyczą również najstarszego pokolenia (65 lat i więcej). W ich przypadku poziom praktyk spadł z 72,8 proc. regularnie praktykujących w 1992 r. do 56 proc. w 2021 r., a odsetek niepraktykujących w tym okresie wzrósł z 8,7 proc. do 17,5 proc.

A najmłodsi? Jak pokazują badania, w 2021 roku regularny kontakt z Kościołem miała zdecydowana mniejszość millenialsów i najmłodszych (około 1/4 lub mniej), a ponad 1/3 spośród nich nie ma żadnego kontaktu z Kościołem.

W największych miastach Polski w roku 1992 odnotowano 91 proc wierzących wśród ogółu badanych, a w 2021 r. 72,5 proc. Więcej niż co czwarty mieszkaniec Warszawy, Krakowa, Łodzi, Wrocławia i Poznania deklarował się jako niewierzący.

Analizowane dane pochodzą z badań CBOS z okresu od marca 1992 roku do sierpnia 2021 roku włącznie. Badania te realizowane były na liczących około 1000 osób reprezentatywnych próbach losowych dorosłych mieszkańców Polski.

Szkoły

Szybko spada również liczba uczniów uczęszczających na lekcje religii. W roku szkolnym 2021/2022 w zajęciach udział brało 82 proc. uczniów. To spadek o 3,3 punktu procentowego w porównaniu z rokiem poprzednim.

W szkołach podstawowych i średnich z miesiąca na miesiąc przybywa osób, które rezygnują z udziału w lekcjach religii. Władze Łodzi przekazały, że w szkołach średnich już tylko 20 proc. uczniów chodzi na religię. Podobnie jest we Wrocławiu. Dyrektorzy placówek edukacyjnych coraz częściej proszą biskupów o zmniejszenie liczby godzin katechezy w planach lekcji.

Z informacji, które TVN24 uzyskała od Ministerstwa Edukacji i Nauki wynika, że w 1462 szkołach wcale nie ma lekcji religii. To ponad 7 proc. wszystkich placówek. Wśród szkół nieprowadzących religii jest 709 szkół podstawowych, 349 liceów, 156 techników i 171 szkół branżowych. Trzeba podkreślić, że szkoła musi prowadzić lekcje religii, jeśli jest choćby jeden chętny uczeń.

Ciekawie sytuacja wygląda też w przedszkolach. Na ponad 13,7 tys. przedszkoli, które mogłyby prowadzić zajęcia z religii, ponad 7 tys. placówek tego nie robi. W warszawskich przedszkolach na religię uczęszcza zaledwie 12 procent dzieci.

Seminaria

W 2019 r. do seminariów w Polsce przyjęto 498 kandydatów, o 122 mniej niż w 2018 r. (według danych KAI). W ciągu dwudziestu lat liczba uczących się w seminariach spadła o 60 proc. Jak podaje portal Wirtualna Polska, w 2021 r. liczba chętnych do seminariów spadła o 15 proc w porównaniu z 2020 r.

Wedle danych opublikowanych przez „Tygodnik Powszechny” w ciągu dekady liczba powołań w Polsce spadła prawie o 300 proc. Jeszcze w 2014 r. w seminariach nauki pobierało 7465 kleryków, w 2021 r.
już tylko 2556.

Z danych Katolickiej Agencji Informacyjnej wynika, że w ciągu ostatnich pięciu lat liczba kleryków w seminariach diecezjalnych i zakonnych w Polsce zmniejszyła się z ponad 3 tysięcy do niecałych 2 tysięcy.

W 2023 roku w całej Polsce wyświęcono 198 kapłanów, a dziesięć lat temu – 401. W diecezji rzeszowskiej święcenia kapłańskie przyjęło sześciu diakonów, rok wcześniej jedenastu. Chętnych jest coraz mniej, a seminaria są zamykane.

Czy pomogą pieniądze?

Choć coraz mniej Polaków deklaruje przynależność do Kościoła katolickiego, a coraz większa grupa to osoby nienależące do żadnej organizacji religijnej, rząd PiS przekazywał z budżetu państwa na Fundusz Kościelny coraz więcej pieniędzy.

W projekcie budżetu na przyszły rok rząd PiS przeznaczył na Fundusz Kościelny rekordową kwotę: 257 milionów złotych. W ubiegłym roku było to 216 milionów, a jeszcze osiem lat temu, w 2015 roku, Fundusz Kościelny otrzymał połowę tej kwoty, 128 milionów złotych.

Z Funduszu Kościelnego finansowane są między innymi składki na ubezpieczenia społeczne duchownych i właśnie koszty tych składek mają odpowiadać za tak ogromny wzrost wydatków z Funduszu na następny rok.

Podczas gdy rząd PiS przeznaczał coraz więcej pieniędzy z budżetu na Fundusz Kościelny, w środowisku partii opozycyjnych w trwającej kampanii wyborczej podnoszony był postulat jego likwidacji. Podjęcie takiej decyzji deklarowały Lewica i Koalicja Obywatelska. Jest to też postulat Szymona Hołowni, lidera partii Polska 2050.

Fundusz Kościelny, oprócz składek na ubezpieczenia społeczne duchownych, służy też do finansowania dotacji na „wspomaganie kościelnej działalności charytatywno-opiekuńczej” oraz „konserwację i remonty obiektów sakralnych i kościelnych o wartości zabytkowej”. Na ten ostatni cel decyzją z marca 2023 roku MSWiA przeznaczyło 3,24 mln złotych z tego Funduszu.

Remonty i renowacje obiektów sakralnych i kościelnych o wartości zabytkowej pochłaniają ogromne kwoty także z Rządowego Programu Odbudowy Zabytków. Program ten miał dotyczyć różnorodnych zabytków, wśród których na pierwszym miejscu wcale nie wymieniano obiektów kościelnych.

Tak o rządowym programie pisało Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, gdy w lipcu ogłaszało drugą edycję naboru wniosków o dotacje:

„To dodatkowe środki dla samorządów na ochronę zabytków i opiekę nad nimi. […] To oznacza odnowione budynki użyteczności publicznej, ważne dla społeczności lokalnej – takie jak szkoły czy domy kultury”.

W pierwszej edycji dofinansowanie przyznano na ponad 4800 projektów. Łącznie wydano ponad 2,5 miliarda zł. Już wtedy zwracano uwagę, że obiekty sakralne: kościoły, kapliczki, ołtarze czy kościelne organy otrzymywały dotacje znacznie częściej niż inne rodzaje zabytków.

Pod koniec września ogłoszono wyniki drugiej edycji, w której wydano kolejny 1,8 mld złotych na ponad 3200 projektów. Jak wskazują media, około 70-80 proc. tych pieniędzy pójdzie na remonty czy renowacje obiektów kościelnych, choć jak podaje Wirtualna Polska: „Według Narodowego Instytutu Dziedzictwa obiekty sakralne to niecałe 19 proc. zabytków w Polsce. Największą część stanowią zabytkowe obiekty o funkcji mieszkalnej, a także dawne folwarki, rezydencje oraz cmentarze”.

Kościół dofinansowują też Lasy Państwowe, z których duże pieniądze płyną m.in. do diecezji, parafii i organizacji katolickich. Sprawę opisał portal Gazeta.pl.

Lasy Państwowe prowadzą fundusz na cele społecznie użyteczne. Przekazywana jest tam część zysku, który nadleśnictwa wypracowują głównie przez sprzedaż drewna. W 2022 r. fundusz miał do dyspozycji ponad 37 milionów złotych. Podmioty chcące uzyskać dofinansowanie wysyłają wniosek do nadleśnictwa, a nadleśniczy decyduje o przyznaniu środków.

Dziennikarze portalu Gazeta.pl zwrócili się o udostępnienie listy darowizn do nadleśnictw podlegających Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Radomiu. Nadleśnictwa nie chciały przekazać informacji. Zrobiły to dopiero po tym, jak dziennikarze złożyli skargę do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. W latach 2015-2023 nadleśnictwa z regionu radomskiego (jednego z siedemnastu regionów) zrealizowały w ramach fundowania celów społecznie użytecznych 4258 przelewów na łączną kwotę ponad 5,5 miliona złotych.

Ponad 1,2 mln zł trafiło do diecezji, kurii, parafii, stowarzyszeń i fundacji związanych z Kościołem katolickim.

Sposobem na transfer pieniędzy są też konkursy ogłaszane przez Lasy Państwowe. Okazuje się, że laureatami są najczęściej parafie i organizacje parafialne. W 2022 r. pod koniec lata Lasy Państwowe ogłosiły konkurs „Drewno jest z lasu”, którego celem było „promowanie drewna i Lasów Państwowych jako głównego dostawcy tego surowca”. Pula nagród wynosiła 11 mln zł. Według informacji „Gazety Wyborczej” łącznie w konkursie nagrody otrzymało 118 podmiotów, z czego prawie 100 to właśnie parafie lub organizacje katolickie.

Mimo że pieniądze z budżetu państwa płyną do Kościoła szerokimi strumieniami (pominęliśmy np. dotacje dla przedsięwzięć księdza Rydzyka), nie odwraca to niekorzystnych dla katolicyzmu tendencji. Przeciwnie, obok skandali obyczajowych to właśnie z powodu finansowego uprzywilejowania Kościoła katolickiego coraz szybciej przybywa w Polsce tych, którzy już nie chcą nazywać się katolikami.

Co dalej?

Prof. Mirosława Grabowska, dyrektor Centrum Badania Opinii Społecznej, stwierdziła w IPP TV, że sekularyzację mógłby powstrzymać tylko silny lider polityczny lub religijny, jednak trudno byłoby mu trafić do coraz bardziej indywidualistycznej młodzieży:

„Gdyby pojawił się silny, wyrazisty, przekonujący, trafiający np. do młodych ludzi przywódca religijny, to mógłby wyhamować te procesy dziejące się na poziomie makro. […] Prawdą jest, że młodzi ludzie – i w ogóle ludzie – w coraz większym stopniu polegają nie na autorytetach, tylko na swoim własnym sumieniu, to znaczy nie to, co mówi Kościół – wszystko jedno jaki – nie to, co mówi prawo, ale to, co ja uznaję za dobre lub złe, właściwe lub niewłaściwe, jest ostateczną instancją. Decyduje moje sumienie – ja decyduję – a nie prawa czy autorytety zewnętrzne. Sądzę więc, że takiemu hipotetycznemu przywódcy – na przykład religijnemu – byłoby trudno trafić do ludzi tak indywidualistycznie nastawionych i zostać przez nich przyjętym, zaakceptowanym”.

Dyrektor CBOS wskazała, że nadziei na zmianę można jeszcze upatrywać w działaniu Boga:

„Zastanawiam się, czy polskie społeczeństwo daje dziś Panu Bogu szansę i gdzie tej szansy szukać. W rodzinach – tylko niektórych. W szkołach – raczej nie i tylko w odniesieniu do tej części uczniów (malejącej), która przychodzi na lekcje religii już z jakimś kapitałem religijnym. W środowiskach wielkomiejskich i wysoko wykształconych – nie. W kościele – tylko pod warunkiem, że się do niego pójdzie. Jeśli do kościoła się nie chodzi, a w wielkich miastach więcej nie chodzi w ogóle, niż chodzi regularnie, to tej szansy nie ma. […] Z prawdziwą wiarą, żywą wiarą mamy szansę się zetknąć po pierwsze, poprzez wydarzenia naszego życia. […] Jakieś wielkie szczęście, jakaś tragedia, kataklizm życiowy może nas otworzyć na przekaz religijny. Po drugie, przez ludzi żywej wiary, których spotykamy w naszym życiu. […]. I wreszcie po trzecie, przez Słowo Boże – ale gdzie możemy je usłyszeć? Tradycja czytania Pisma Świętego w społeczeństwie polskim nie jest wyraźna i powszechna. Jeśli więc nie chodzi się do Kościoła, a 40% najmłodszych w ogóle nie wchodzi do kościoła, to także i to Słowo nie trafia, bo nie jest słyszalne. […] Poprzez te trzy […] kanały Pan Bóg do nas trafia. Jest tylko pytanie o drożność tych kanałów i o to, czy my dajemy Panu Bogu szansę”.

Pastor Paweł Chojecki: „Pani Profesor Grabowska słusznie zauważyła, że w Polsce nie rozwinęła się tradycja samodzielnej lektury Biblii. W niedalekim sąsiedztwie, w krajach protestanckich, ta tradycja się rozwinęła, a u nas nie. Dlaczego?

Odpowiedź jest prosta. To Kościół katolicki przez kilkaset lat, od czasów kontrreformacji, zniechęca do samodzielnego czytania Biblii w obawie, że ludzie zobaczą jego fałszywe doktryny i manipulacje duchowe. W Polsce osobę czytającą czy cytującą Biblię wyzywa się od »jehowców«. To świadoma robota kleru.

Dziś Polacy masowo odchodzą od religii katolickiej. Księża i presja dewocyjnej części społeczeństwa będą miały coraz mniejszy wpływ na nasze życie społeczne, co już widać w wielkomiejskich środowiskach młodzieżowych. Dla zdrowia duchowego Polaków kluczowe jest wytworzenie mody na czytanie i samodzielne rozważanie Słowa Boga. On zrobi resztę!”.

Tekst ukazał się w nowym numerze „Idź Pod Prąd”. Magazyn dostępny jest w salonach Empik, Garmond i na stronie sklep.idzpodprad.pl