Przeczytasz tekst w ok. 10 min.

Recepta Orbana na zwycięstwo nie jest skomplikowana. To skorumpowani karierowicze muszą zatrudniać rzesze marketingowców, aby zawładnąć umysłami ludzi i wygrać wybory, pomimo beznadziejnej oferty. Uczciwi i wartościowi politycy mają łatwiej. Odrzućcie na chwilę uprzedzenia i „zabierzcie ze sobą” myśl Victora Orbana, którą pożegnał tłum zebrany podczas wiecu na placu Disz w Budapeszcie po przegranych wyborach 2002r.: „Zawsze mogą być tacy, którzy nienawidzą. Ale mogą oni zwyciężać tylko pod warunkiem, że i my ich znienawidzimy. Dlatego uwierzmy w siłę miłości i jedności.”

Znany pijarowski chwyt – powiecie. Żywcem wyjęty ze „Zwyciężyła miłość” Tuska albo „Zgoda buduje” Komorowskiego. Może i tak, bo PR-owcy znają się na robocie, jednak oni mogą tworzyć tylko puste słowa, ale dopiero polityk oddany prawdzie – wypełnia je treścią. Najprostszy a jednocześnie najtrudniejszy do zrealizowania pomysł na porwanie za sobą ludzi: MIŁOŚĆ I JEDNOŚĆ. Zanim jednak zabierzemy się do oceniania polityki premiera Węgier, poznajmy go od trochę innej strony.

Człowiek określany mianem odnowiciela tradycyjnych wartości chrześcijańskich, ten, który chce zatrzymać pochód lewactwa w Europie, pogromca postkomunistów węgierskich, liberał a jednocześnie konserwatysta popierany przez wysoko postawionych katolickich biskupów jest… protestantem. Zdziwieni? Czytając teksty np. Igora Jankego w „Rzeczpospolitej” o węgierskim przywódcy, rzeczywiście dowiedzieć się tego nie możemy. Nie jest to popularny motyw w prezentowaniu sylwetki Orbana. (Honor trzeba jednak zwrócić Grzegorzowi Górnemu z „Frondy”, Andrzejowi Grajewskiemu z „Gościa Niedzielnego”, a nawet Markowi Jurkowi, który na swoim blogu zażenowany „spuszcza oczy” jako katolik, bo „jedynym premierem, który broni zasad cywilizacji życia /więc społecznego testamentu Jana Pawła II/ jest protestancki premier Węgier”). Obawiam się, że powody tego przemilczania są iście prozaiczne – patriota protestant nie pasuje do naszego stereotypu Polaka-katolika. Przemilczając jednak protestantyzm premiera Węgier gubi się przyczynę – możliwe, że fundamentalną – nie tylko jego sukcesu wyborczego, ale powodzenia całej działalności zorientowanej na dobro kraju, Europy i obronę najwyższych wartości.

Europejski Reagan

Urodził się w Székesfehérvár, najstarszym mieście i pierwszej historycznej stolicy Węgier, w rodzinie kalwińskiej. Jednak wiary nie wyniósł zdomu, gdyż po śmierci dziadków, którzy zajmowali się jego religijnym wychowaniem, praktycznie stał się ateistą. Jego stosunek do religii, wiary, Boga zmienił się diametralnie w ostatniej dekadzie. Premier wspominał, że na sprawy duchowe uwrażliwiła go żona Anikó Lévai, katoliczka. Ale przecież ślub miał miejsce w 1987r. Co się w takim razie stało, że w 2005 roku Orban publicznie powiedział o duchowej przemianie, która w nim nastąpiła? „Od tego czasu staram się, abym żył na Bożą chwałę i dla dobra ludzi, co na język zawodowego polityka przetłumaczyłbym w ten sposób: budować ojczyznę, tę przez małe »o«, czyli kraj narodu węgierskiego na tej ziemi, ale też tę przez duże »O« – ojczyznę niebieską, królestwo Boże, i to jest wyższy sens i cel tego, co robię. Ten sens jest wyższego rzędu, poza i ponad wszelkimi politycznymi kalkulacjami”. Piękne! Oczywiście następnego dnia wszystkie węgierskie ‘autorytety’ medialne orzekły jednym głosem: zimna polityczna kalkulacja! Skąd my to znamy? Jednak fakty trochę przeczą tej ‘trzeźwej’ ocenie. Polityczną kalkulacją było np. referendum socjalne w 2008r. przeprowadzone z inicjatywy prawicy, poprzez które Fidesz ustawił się w pozycji obrońcy zdobyczy socjalnych, co wpłynęło na ogromny przepływ elektoratu lewicowego na rzecz partii Orbana. Ale już osobiste wyznanie wiary chrześcijańskiej, a ściślej protestanckiej (w której nawrócony ma pewność zbawienia i życia wiecznego w Ojczyźnie Niebieskiej) w zlaicyzowanych Węgrzech nie jest wymarzonym chwytem marketingowym. Protestanci stanowią tam mniejszość (najliczniejsza grupa, bo około połowa Węgrów deklaruje przynależność do kościoła rzymskokatolickiego), a regularnie w jakichkolwiek praktykach religijnych bierze udział mniej niż 10% społeczeństwa (np. w Budapeszcie jest to zaledwie 2-4% mieszkańców). Fala zmasowanej krytyki ze strony lewicowej części sceny politycznej w kraju i za granicą, jaka spadła na Orbana po zmianie konstytucji Węgier, zatopiłaby niejednego przywódcę. Ale nie jego. Wiedział, że stoi po słusznej stronie, a ataki są bezpodstawne. Bo czy faszyzmem jest pierwsze zdanie preambuły „Boże, pobłogosław Węgrów”, a dalej „Jesteśmy dumni, że tysiąc lat temu, nasz król, święty Stefan, osadził węgierskie państwo na trwałych fundamentach i uczynił naszą ojczyznę częścią chrześcijańskiej Europy” lub „Uznajemy rolę, jaką chrześcijaństwo odegrało w przetrwaniu naszego narodu. Szanujemy wszystkie inne tradycje religijne w naszym kraju”? Dodając do tego: „Węgry stoją na straży instytucji małżeństwa, rozumianej jako związek mężczyzny i kobiety”, „Węgry stoją również na straży rodziny, która jest podstawą przetrwania narodu” i „Życie płodu jest chronione od momentu poczęcia”, plus zapisany w konstytucji zakaz praktyk eugenicznych i klonowania oraz oparcie węgierskiej ekonomii na wolności gospodarczej, otrzymamy stuprocentowo ‘faszystowski’ dokument, nieprawdaż? W 2012r. wchodzi on w życie. (Pytanie do polskich protestantów, którzy „nie mieszają się do polityki, bo to grzech” – jak bardziej można rozsławić Boże Imię i Jego Słowo, jeśli nie przemawiając do całego narodu? Czy Reagan, Thatcher, Orban, kochając swoją ziemską ojczyznę, sprzeniewierzyli się Ojczyźnie Niebieskiej?)

Cytuje Biblię!

Orban nigdy nie był ulubieńcem mediów. Kiedy po raz pierwszy został premierem w 1998r. na budapeszteńskich „salonach” mówiło się o nim jako o słabo rozwiniętym umysłowo dyletancie (co z tego, że skończył prawo na Uniwersytecie Loránda Eötvösa i studiował brytyjską filozofię polityczną w Pembroke College w Oxfordzie). Nienawiść „autorytetów” zaszła tak daleko, że jeden z głównych liberalnych dzienników „Magyar Hirlap” zamieścił list od czytelnika, który zaproponował zamordowanie Orbana dla dobra kraju. Śmiertelne zagrożenie dla demokracji, „dziki karzeł”, dyktator, w najlepszym przypadku kłamca, demagog, populista.

W lewicowych mediach bulwersowano się również, bo cytował Biblię – wyliczano: „Tylko w ciągu ostatnich miesięcy 2006r. zacytował Św. Jana przynajmniej trzy lub cztery razy. Szczególnie upodobał sobie fragment z ewangelii Jana 8:32 „I poznacie prawdę, a prawda was wyswobodzi”. Na domiar złego szefem doradców premiera został pastor kościoła reformowanego Zoltán Balog (w drugim rządzie Fideszu będzie wiceministrem w ministerstwie spraw wewnętrznych). Pastor Balog jest określany jako „niebezpieczny”, bo na przykład potrafi powiedzieć: „Węgrzy posiadają bardzo stare doświadczenie, że na darmo o coś się walczy, (…) jeśli brakuje tego „plus”, tego „więcej”, co nie zależy od człowieka. Jeśli tego nie ma, to nie osiągnie się sukcesu.” albo „Pierwszym i najważniejszym miejscem wychowania do odpowiedzialności jest właśnie rodzina – wspólnota życia i miłości jednego mężczyzny i jednej kobiety oraz ich potomstwa”! Péter Buda, filozof religii, doradca byłego postkomunistycznego premiera Węgier, wyjawił kiedyś historię zakulisowych działań w rządzie Fideszu: Po przegranych w 2002r. wyborach Orban wezwał do siebie Baloga i spytał, jak wytłumaczyć porażkę wyborcom. Ten przygotował kilka politycznych wyjaśnień. Orban nie był jednak nimi zainteresowany. Chciał adekwatnego do okazji… cytatu z Biblii.

Jak Kaczyńscy

Poznając postać Viktora Orbana, nie można nie odnieść wrażenia, że gdzieś już to widzieliśmy. Podobieństwo drogi i wizji politycznej premiera Węgier i braci Kaczyńskich jest uderzające. (Nic dziwnego, że Orban po katastrofie smoleńskiej przyjechał do Warszawy i wsparł Jarosława Kaczyńskiego w ostatnich wyborach prezydenckich.)

Rozdział pierwszy: Walka z komuną. Jest 16 czerwca 1989 roku, Plac Bohaterów, Budapeszt. Na symboliczny pogrzeb Imre Nagya i innych bohaterów powstania z 1956r. przyszło blisko milion ludzi. Wydarzenie jest transmitowane przez publiczną telewizję. Na mównicę wychodzi młody przystojny student, przedstawiciel węgierskiej młodzieży. I nagle naród węgierski po raz pierwszy słyszy to, o czym marzył od półwiecza: Chcemy wolnych wyborów! Żądamy wycofania sowieckich wojsk z Węgier! Przemówienie jest tak poruszające, że student (już wówczas współzałożyciel Związku Młodych Demokratów) staje się jednym z najbardziej rozpoznawalnych polityków na Węgrzech. Jak się potem okazało, ten dzień był przełomowym momentem w procesie węgierskich przemian demokratycznych. A studentem z mównicy był nie kto inny, jak Viktor Orban.


Viktor Orbán postawił na bezpośredni kontakt z ludźmi

Rok 1977, Sopot. Młody Lech Kaczyński za pośrednictwem brata nawiązuje współpracę z Komitetem Obrony Robotników. Prowadzi szkolenia z prawa pracy dla robotników. W roku 1978, rozpoczyna działalność w Wolnych Związkach Zawodowych. Rok 1981 – zostaje wybrany na delegata gdańskiego NSZZ „Solidarność” na I Zjazd Krajowy Delegatów związku. Działa dalej, aż do obrad Okrągłego Stołu i demokratycznych przemian w Polsce 1989r.

Podobnie Jarosław. Rok 1968 – jako student bierze udział w wiecach podczas wydarzeń marcowych. Rok 1976 – rozpoczyna współpracę z KOR, bada przypadki zabójstw dokonanych przez funkcjonariuszy MO i SB. Rok 1980 – angażuje się w działalność „S”. Kontynuuje działalność opozycyjną aż do Okrągłego Stołu i uzyskania przez Polskę wolności.

Rozdział drugi: Władza. Podczas swoich pierwszych rządów 1998-2002 Orban zrobił wiele dla przywrócenia węgierskiej dumy narodowej. Miała temu służyć m.in. budowa Domu Terroru w Budapeszcie, nowoczesnego, multimedialnego muzeum ofiar faszyzmu i komunizmu. Oznaką prężności kultury narodowej został nowo wybudowany Teatr Narodowy w Budapeszcie.
31 lipca 2004 roku, wigilia 60. rocznicy powstania warszawskiego. Lech Kaczyński, jako prezydent Warszawy i inicjator budowy, otwiera Muzeum Powstania Warszawskiego. Jego twórcy wzorowali się m.in. na budapeszteńskim Domu Terroru.
11 października 2001r. Symbolicznym zwieńczeniem długiego procesu zacieśniania stosunków z sąsiadami jest odbudowa zburzonego podczas II wojny światowej mostu Márii-Valérii na Dunaju między Węgrami i Słowacją. Viktor Orban na nowo „łączy” dwa narody.

12 sierpnia 2008 roku, pokojowy wiec w Tbilisi, Gruzja. Na placu w stolicy kraju w stanie wojny z Rosją zebrało się dziesiątki tysięcy ludzi popierających swojego prezydenta Micheila Saakaszwilego. Na czele wiecu stoi jednak Prezydent Polski, który w kraju pogrążonym w wojnie zgromadził przywódców państw regionu: prezydentów Litwy, Łotwy i Ukrainy oraz premiera Łotwy. „Jesteśmy tu po to, by podjąć walkę. Rosja pokazała twarz, którą znamy od setek lat” – przemawiał wtedy Lech Kaczyński. 3 dni później Gruzja i Rosja podpisały porozumienie o zawieszeniu broni.
Pora na różnice między realiami węgierskimi i polskimi, które mogą stać się przyczyną poważnej klęski obozu patriotycznego.

PiS prawie jak Fidesz. Prawie robi wielką różnicę

Pierwsza rozbieżność: Fidesz – wzrost, PiS – tendencja spadkowa. To prawda, że partia Orbana (po polsku Węgierska Unia Obywatelska) po czteroletnich rządach koalicyjnych na władzę czekała 8 lat, ale w każdych kolejnych wyborach zwiększała swoje poparcie. 1998r. – 29% głosów, wygrana, 2002r. – ponad 48%, wygrana (ale nie miała z kim stworzyć koalicji i rządy przejęli postkomuniści), 2004r., wybory do Parlamentu Europejskiego – 47,4%, wygrana, 2004r. – przegrana z socjalistami, ale kilka miesięcy później rozpoczynają się antyrządowe zamieszki i poparcie dla partii Orbana szybko wzrasta. W 2009r. Fidesz bezapelacyjnie wygrała wybory do PE, uzyskując 56,36%. Oszałamiający rekord 58,8% mandatów padł w niedawnych wyborach parlamentarnych 2010r. Orban po przerwie wrócił do gry.

PiS w swoich pierwszych wyborach do Parlamentu 2001r. zdobył 9,5% głosów, w 2005r. przyszło zwycięstwo (26,99% głosów), 2007r. to co prawda przegrana, ale 32,11% głosów, więc o ok. 5% więcej niż poprzednio. Tegoroczne wybory parlamentarne pokazały jednak, że tendencja wzrostowa została brutalnie zahamowana i PiS ze swoimi 29,89% poparcia powoli traci wyborców. Dlaczego?

Druga rozbieżność: Fidesz – aktywność, praca u podstaw, PiS – czekanie, zaniedbanie społeczności lokalnych. Zaraz po przegranych wyborach w 2002r. Orban wezwał Węgrów do budowania lokalnych struktur, samoorganizacji we wspólnoty i koła – różnego rodzaju, od społecznych po sportowe. Pamiętajmy, że przez cały czas działała machina medialna, w której Fidesz był przedstawiany jako partia zagrażająca demokracji, zacofana i faszystowska. Żeby zneutralizować jej wpływ na Węgrów i ich obywatelsko zaktywizować, Orban powiedział po prostu: działajmy na najniższym szczeblu. Sam też zaczął działać. Stworzył Ruch Kół Obywatelskich, już wkrótce cały kraj od Balatonu po Debreczyn pokryła sieć struktur prowadzonych przez lokalnych liderów animujących wydarzenia w swoich regionach. W krótkim czasie w 10-milionowym kraju powstało 10 tys. takich kół, poprzez które Fidesz utrzymywał stały kontakt z wyborcami. Od strony organizacyjnej to one (i kreatywna, nowoczesna aktywność w Internecie) przyczyniły się do tak imponującego zwycięstwa Fidesz u w 2010r. (dla przykładu – jeśli chcecie na własnej skórze przekonać się, jak działa internetowa komórka Fidesz, kliknijcie „Lubię to” na stronie Viktora Orbana na Facebooku).

Dla porównania, PiSzdaje się biernie czekać na głęboką zapaść gospodarczą w Polsce, kiedy będzie mogło przejąć władzę na fali niezadowolenia społecznego. O ile centralne struktury mają się nie najgorzej, to w terenie sprawa wygląda tragicznie. Lokalni działacze nie tylko nie są żadnymi liderami, ale często ewidentnie szkodzą partii i Polsce. Nie ma zadowalającej komunikacji między wyborcami a władzami PiS. Ludzie czują się osamotnieni w walce o dobro ojczyzny, nie otrzymując wsparcia ze strony posłów czy senatorów ze swoich okręgów. Sami muszą organizować się w struktury – przykładem niech będą Kluby „Gazety Polskiej”, których jest jednak 252 na ponad 38 milionów ludzi! Internet był do niedawna traktowany przez PiS po macoszemu i, pomimo że dziś jest lepiej, dalej ustępuje tu innym partiom, a mógłby go zawojować. W cyberprzestrzeni pieniądz nie jest tak ważny, jak pomysł. Ale pomysłów nie będzie, jeśli nie ma interakcji z elektoratem, a sondażowe badania opinii publicznej, którymi ostatnimi czasy karmi się centrala, nie są żadną interakcją, ale raczej wielką mistyfikacją. Pytanie tylko: kto kogo robi w konia? Kto działa na szkodę partii? Ba! Kto działa na szkodę Polski? (Bo przecież nie ma innego, tak wielkiego ugrupowania patriotycznego nad Wisłą!) Znajdźmy w końcu winnego, bo zginiemy marnie.

Trzecia rozbieżność: Fidesz – wielonurtowość, PiS – „Polak – katolik”. 2006 r. episkopat Węgier ogłosił Rokiem Odnowy Duchowej Narodu – wezwał wszystkich do modlitwy za ojczyznę. Akcja zyskała niebywałą popularność – prawie półtora miliona Węgrów zadeklarowało, że będzie się modlić za odnowę moralną narodu. Katolicy, protestanci i inni modlili się nieprzerwanie aż do zwycięstwa w ubiegłym roku. Wielu z nich uważa, że bez tego wygrana nie byłaby możliwa. Niezależnie od tego, czy się z nimi zgadzamy, czy nie, jedno jest pewne – miłość i jedność, bez których wg Orbana nie ma sukcesu, zadziałały. Jeśli dodamy do tego wyborców lewicowych, pozyskanych dzięki wspomnianemu referendum socjalnemu, oraz młodzież, przekonaną poprzez różnorodne środki przekazu, nowoczesny wizerunek i pozytywny, konkretny przekaz, mamy różnorodną siłę patriotyczną zogniskowaną na jeden cel – dobro narodu węgierskiego.

PiS w wielu okręgach jest postrzegane jako klika kolegów walczących o utrzymanie się na stołkach, chcących utrzymać status quo (często kolaborujących z partią rządzącą) i niedopuszczających świeżej krwi. Jeśli chodzi o wielonurtowość, np. tę religijną – w PiS bez przerwy obowiązuje niepisana, a czasem i pisana zasada: dobry Polak, to katolik, a patriotów niekatolików chyba nie ma… i być nie powinno. Jak z takim podejściem osiągnąć sukces wyborczy we współczesnej Polsce? PiS wie, jakie mamy media, wie, czego chcą Polacy – dobrobytu dla swoich rodzin, spokoju, rozwoju – a nie potrafi do nich dotrzeć z pozytywnym przekazem.

Orban gospodarczo

W 2006r. Węgry miały drugą największą na świecie dziurę budżetową. W 2007r. największą dziurę budżetową w Europie. W 2008r. zaczął się światowy kryzys gospodarczy. Rok temu Orban przejął Węgry w opłakanym stanie. Prawdopodobieństwo bankructwa Węgier jest szacowane przez CMA Datavision na 31%. Dla porównania, w rankingu krajów o największym ryzyku bankructwa pierwsze miejsce zajmuje Grecja z 91%, druga jest Portugalia z 61%. Węgry są dziewiąte. Deficyt budżetowy Węgier wynosi już 133% planowanego na ten rok, natomiast dług publiczny ponad 110% PKB i jest jednym z najwyższych na świecie! Oszczędności są niezbędne. Ale nawet najwięksi krytycy Orbana muszą mu przyznać, że zaczyna je od siebie, od ludzi władzy – m.in. poprzez obniżkę pensji najwyższych urzędników państwowych czy plan zmniejszenia liczby parlamentarzystów.

Jeśli więc będziecie słyszeć jakąkolwiek krytykę polityki gospodarczej czy finansowej Fideszu ze strony polskich, węgierskich czy innych mediów – zastanówcie się, czy w tak krótkim czasie można wyjść z podobnego stanu? Jeśli Ktoś mu pobłogosławi, uda mu się przywrócić Węgrom dawny blask. Bo nie będzie sam. Wesprze go Ktoś o wiele potężniejszy.

PS Otucha dla patriotów po przegranej!

Czasami zdarza się, że nadzieja rozpływa się jak mgła, ale to nie powód, byśmy się pogodzili z jej zniknięciem. Bywa, że marzenia osiadają na mieliźnie, ale to nie powód, byśmy pozwolili im utonąć. (…) My, Węgrzy, patrząc na własną historię, możemy przyjąć za pewnik, że umocniły nas wszystkie przetrwane ciężkie próby, znoszenie niesprawiedliwego zepchnięcia na bok, przetrawione porażki i zabliźnione rany. Ciężkie próby hartują naród. Wszystko, z czym w ciągu minionych dwudziestu lat razem się zmierzyliśmy – choć teraz czujemy się może znużeni, obrabowani, okłamani – w rzeczywistości umocniło nas. Wiemy, że życie kryje jeszcze dla Węgrów wspaniałe rzeczy. Tylko nie wolno nam tracić wiary; tylko musimy wspólnie i głośno powiedzieć, że my, Węgrzy, przyszliśmy na świat nie po to, by jakoś przetrwać życie, tylko po to, by nadać mu sens.”  To fragment książki Viktora Orbana „Ojczyzna jest jedna”, napisanej w 2007r., po pięciu latach działania w opozycji, na trzy… przed zwycięstwem! W miejsce Węgrów wstawmy Polaków i nyerj*!
*węg. wygrajmy

idź Pod Prąd, październik 2011