Przeczytasz tekst w ok. 4 min.

ROBERTO DI MATTEI („DYKTATURA RELATYWIZMU”, PROHIBITA, WARSZAWA 2009) PISZE: „UZYSKANIE PRZEZ JEDNOSTKĘ WOLNOŚCI ABSOLUTNEJ I NIESKRĘPOWANEJ ŻADNYM PRAWEM ZMIENIA SIĘ NIEUCHRONNIE W ŻELAZNĄ DYKTATURĘ.”

Wiele lat temu robiłyśmy z koleżanką tłumaczenie książki „Kinsey, seks i oszustwo” dr Judith A. Reisman. Chciałam rozdać swoje egzemplarze autorskie w środowisku ruchu obrony życia „Gaudium Vitae”. Ku memu zdumieniu żadna z nobliwych, zdecydowanie starszych wówczas ode mnie pań nie chciała tej książki nawet za darmo. „Po co mam się katować tymi paskudztwami, to nas nie dotyczy i nigdy nie dotknie, to jest Ameryka” – słyszałam w odpowiedzi.

 

ROBERTO DI MATTEI („DYKTATURA RELATYWIZMU”, PROHIBITA, WARSZAWA 2009) PISZE: „UZYSKANIE PRZEZ JEDNOSTKĘ WOLNOŚCI ABSOLUTNEJ I NIESKRĘPOWANEJ ŻADNYM PRAWEM ZMIENIA SIĘ NIEUCHRONNIE W ŻELAZNĄ DYKTATURĘ.”

Wiele lat temu robiłyśmy z koleżanką tłumaczenie książki „Kinsey, seks i oszustwo” dr Judith A. Reisman. Chciałam rozdać swoje egzemplarze autorskie w środowisku ruchu obrony życia „Gaudium Vitae”. Ku memu zdumieniu żadna z nobliwych, zdecydowanie starszych wówczas ode mnie pań nie chciała tej książki nawet za darmo. „Po co mam się katować tymi paskudztwami, to nas nie dotyczy i nigdy nie dotknie, to jest Ameryka” – słyszałam w odpowiedzi.

W książce dr Reisman jest między innymi opis przymusowych warsztatów edukacji seksualnej, w ramach których dzieci „badały” sobie nawzajem genitalia, a chłopcy mieli za zadanie wzajemne badanie prostaty per rectum.

Ça ira (to im się uda, to do nas przyjdzie) – twierdziłam i jak zwykle się nie pomyliłam.

Tak zwanym postępowcom nie wystarcza fakt, że nikt nie wtrąca się do ich życia i – wbrew temu, co twierdzą – żaden katabas nie zagląda im pod kołdrę.

Nie wystarcza, że obskurancki ich zdaniem ciemnogród nie ma żadnych możliwości dyktować innym swoich standardów moralnych i prawnych. To oni, postępowcy, chcą zmusić całe społeczeństwo nie tylko do tolerowania, nie tylko do akceptowania,  lecz do przyjęcia i praktykowania ich zasad i zachowań.

Obecnie w Niemczech za odmowę wysłania dziecka na warsztaty masturbacji można  to dziecko bezpowrotnie stracić. Postępowcom nie wystarcza, że jeżeli kobieta chce zabić swoje nienarodzone dziecko, ma do tego prawo. Chcą perwersyjnie zmusić do wykonania aborcji akurat tego lekarza, który zabijać nie chce i nie może, bo mu na to nie pozwala sumienie.

Mattei trafnie zauważa, że prześladowania dotykały chrześcijan nie tylko za panowania Nerona czy Dioklecjana, lecz również w czasach pozornie przyjaznych chrześcijaństwu, jak na przykład w odznaczającej się synkretyzmem epoce Sewerów. W Rzymie panował wówczas niezwykły zamęt religijny i nikogo nie obchodziło, kto i jakiemu bożkowi składa ofiary. Prześladowano wyłącznie chrześcijan, gdyż jedność myśli i czynów, a przede wszystkim absolutyzacja prawdy traktowana była jako niebezpieczny fanatyzm.

To samo powtarza się współcześnie. Bez przeszkód głoszą swoje prawdy buddyści, arabscy mułłowie, japońscy bonzowie, tybetańscy lamowie, hinduscy bramini. Tylko tak zwany fundamentalizm chrześcijański budzi zastrzeżenia.

Chrześcijan skazywano w Rzymie nie za to, co robili, bo nie popełniali żadnych przestępstw, lecz za to, czego nie robili, a mianowicie odmawiali palenia kadzideł przed posągami różnych bożków. Podstawą ich potępienia było samo chrześcijaństwo nomen ipsum.

Dokładnie to samo dzieje się w Polsce. Profesor Chazan został pozbawiony pracy nie za to, co zrobił, lecz za to, czego nie chciał zrobić, a mianowicie zamordować chorego dziecka.

Wśród nas żyją spokojnie i praktykują swoje zasady wegetarianie, weganie, frutarianie, którzy jedzą tylko te owoce, które spadną z drzewa. I bardzo pięknie. Czy pochwalalibyśmy nakłanianie frutarianina do zjedzenia schabowego, nawet jeżeli nie podzielamy jego poglądów? Czy zmuszalibyśmy hinduistę do zabicia świętej krowy? Dlaczego zatem dopuszczamy zmuszanie lekarza do zabicia chorego dziecka? Dlaczego posługujemy się przy tym prawem?

Po doświadczeniach XX wieku szacunek dla ułomnego, a często zbrodniczego prawa stanowionego nie może być dla nikogo usprawiedliwieniem. Powiem więcej – samo to prawo, na przykład Nürnberger Rassengesetze (ustawy norymberskie), zostało post factum surowo osądzone i potępione wraz z jego twórcami i wykonawcami.

W Polsce też obserwujemy degrengoladę prawa. Można na przykład zupełnie bezkarnie obrażać czyjąś wiarę. Należy to rzekomo do swobód demokratycznych. Nie wolno natomiast obrazić nie tylko konkretnego homoseksualisty (to zrozumiałe), lecz w ogóle wypowiadać się krytycznie na temat tej dewiacji, jej dość odrażających praktyk i zagrożeń zdrowotnych. Nie wolno również wypowiadać się na temat aborcji, bo może to urazić jakąś kobietę, która tej aborcji w majestacie prawa dokonała.

Na tej zasadzie nie powinniśmy wypowiadać się krytycznie o holokauście, bo był przeprowadzany w majestacie obowiązującego wówczas w Niemczech prawa i nasza negatywna opinia może przecież urazić i zakłócić dobrostan jakiegoś niedobitka formacji SS dożywającego spokojnie swoich dni. Mityczni „sąsiedzi” w Jedwabnem też działali w majestacie prawa. Jak Gross śmie ich potępiać?

„Służmy pacjentom niezależnie od tego, jaką cenę płacimy, nie budujmy sobie zbawienia kosztem pacjenta” – powiedziała na temat profesora Chazana Ewa Kopacz, lekarz.

Przypominam, że doktor Mengele też był lekarzem. I też działał w majestacie obowiązującego wówczas prawa.

naszeblogi.pl, lipiec 2014