Przeczytasz tekst w ok. 4 min.

„9 sierpnia 1943 roku austriacki rolnik Franz Jägerstätter został ścięty przez niemieckie władze wojskowe, ponieważ wielokrotnie odmawiał złożenia przysięgi wojskowej oraz wzięcia udziału w czymś, co nazwał >>niesprawiedliwą wojną<<. (…) Trwał w tym przekonaniu nawet w obliczu wszelkiego możliwego rodzaju sprzeciwów ze strony wojska i państwa, ale także ze strony innych katolików, duchowieństwa i oczywiście własnej rodziny. Musiał spotkać się praktycznie ze wszystkimi >>chrześcijańskimi argumentami<<, jakie podaje się, by usprawiedliwić wojnę. Traktowano go jako buntownika, osobę nieposłuszną wobec legalnej władzy, zdrajcę własnego kraju. Oskarżono go o egoizm, upór, brak troski o rodzinę oraz o lekceważenie obowiązków wobec własnych dzieci. (…) Mówiono mu również, że nie ma wystarczających informacji, by osądzać, czy wojna jest sprawiedliwa, czy też nie; że ma obowiązek podporządkowania się >>wyższej mądrości<< państwa.” [1]

Jeśli komuś wydaje się, że te czasy minęły, niech tylko spróbuje zakwestionować „wyższą mądrość państwa” w wydawaniu naszych pieniędzy, a natychmiast spotka się z identycznymi argumentami, jak ów Austriak kilkadziesiąt lat temu. Jednostka ma nadal poświęcać jeśli nie życie, to niemal cały swój produktywny wysiłek dla dobra abstrakcyjnego ogółu, co ma zapewnić powszechne szczęście. Unikanie płacenia podatków traktowane jest przez „porządnych obywateli” niemal w kategorii grzechu, zaś sam pomysł, że podatki są złe i szkodliwe, jawi się jako próba wywrócenia porządku społecznego.

Na skutek wieloletniej propagandy, finansowanej oczywiście z podatków, niemal każdy „rozumie” potrzebę opodatkowania, jednocześnie prawie nikt nie wie, że podatki to nie tylko podatek dochodowy, ale wszelkie daniny płacone państwu, wliczając w to „składki” emerytalne, zdrowotne, opłaty ukryte „po stronie pracodawcy”, VAT, akcyzy, cła, oraz – przede wszystkim – inflację. Inflacja to w istocie tworzenie pieniędzy „z powietrza”, na skutek czego wszyscy egalitarnie biedniejemy.

Nikt zatem nie ma pojęcia, ile wynoszą podatki, pewne jest jednak, że niebezpiecznie zbliżają nas do poziomu niewolnictwa. Właściwie nie ma też sposobu na odwrócenie trendu mocnego wzrostu podatków, chyba że wystarczająco wiele osób zrozumie, czym one właściwie są i jak wpływają na nasze codzienne życie.

Przede wszystkim podatki to kradzież. Jakkolwiek bowiem politycy, szczególnie ci rządzący (żyjący przecież z podatków), oraz ich wszelkiej maści klakierzy nie obracaliby tego kota ogonem, musimy przyznać, że pewna zorganizowana grupa ludzi pod groźbą użycia przemocy zabiera pieniądze drugiej grupie ludzi, eufemistycznie nazywając to „opodatkowaniem”. Aby pozostawać w zgodzie z elementarną przyzwoitością, musimy uznać to za stan faktyczny. Jeżeli zatem opodatkowanie to kradzież – czyn moralnie naganny – zatem wszelkie (nawet te pozornie dobre) efekty płynące z opodatkowania skażone są „grzechem pierworodnym”, jakim było wywłaszczenie kogoś z majątku. Praktyka pokazuje jednocześnie, że podatki dotykają głównie ludzi mało zaradnych i biednych, czyli tych, dla dobra których (podobno) są w pierwszym rzędzie wprowadzane.

Wiele osób uznaje ten argument, ma jednak wątpliwości, jak społeczeństwo funkcjonowałoby bez opodatkowania. A przecież istnieją prywatne przedszkola i prywatne szkoły, i prywatne szpitale, i prywatne drogi i wszystko to działa kilkanaście razy lepiej od tych państwowych. Płacąc sto pięćdziesiąt złotych ubezpieczenia miesięcznie, można wykupić pakiet opieki zdrowotnej dla całej rodziny łącznie z rehabilitacją i podstawowymi badaniami. Płacąc tysiąc pięćset złotych przymusowego haraczu do NFZ-u, nie można nawet ustalić wizyty u lekarza rodzinnego.

Dodatkowo, potulnie płacąc podatki, rozstajemy się ze swoimi pieniędzmi i nie mamy najmniejszej kontroli nad tym, na co są one wydawane. Istnieje duża szansa na to, że pieniądze, które dzisiaj oddajemy, finansują to, czego nie popieramy, i to, czego nie chcemy. Jeśli ktoś zatem uważa płacenie podatków za moralny obowiązek wręcz zagrożony sankcją grzechu, powinien najpierw odpowiedzieć uczciwie na pytanie: czy wiesz, co finansujesz? Czy przypadkiem nie przyczyniasz się w ten sposób do prowadzenia wojen, promowania aborcji, demoralizacji młodzieży, propagowania badziewia czy też źle pojętej tolerancji? A do tego być może urzędnik opłacany z Twoich podatków przyjdzie odebrać Ci pod byle pozorem Twoje dziecko lub zamknąć Twoją firmę?

Oprócz argumentów moralnych za zniesieniem opodatkowania istnieje szereg argumentów utylitarnych. Podatki wypierają działalność prywatną. Niemożliwe lub bardzo trudne jest prowadzenie działalności tam, gdzie dobra i usługi dostarczane są „za darmo” (czyli finansowane pod przymusem). Ponieważ w tych „darmowych” sektorach zanika konkurencja, dostarczane dobra i usługi (o ile w ogóle są dostarczane) są podłej jakości oraz mają wysoką cenę, ukrytą jednak przed ostatecznym odbiorcą. Ponieważ w takim wypadku pieniądze w żaden sposób nie podążają za konsumentem, traktowany jest on raczej jako petent – problem, którego trzeba się pozbyć, nie zaś jako klient pełną gębą, którym zapewne by został, gdyby pieniądze przynosił po prostu ze sobą.

Podatki nie są więc „mniejszym” lub „koniecznym” złem, nie są też „w końcowym rozrachunku dobre” ani „tak pewne, jak śmierć”. Są raczej narzędziem niesprawiedliwości, demoralizują beneficjentów, uczą cwaniactwa, obniżają satysfakcję z wykonywanej pracy, a co za tym idzie, produktywność i chęć do działania. U tych, którzy utrzymywani są z podatków, powodują zanik kręgosłupa moralnego, a w konsekwencji zdrowego rozsądku, u tych zaś, którzy zmuszeni są płacić podatki, wywołują niechęć i wpływają na zanik dobroczynności.

Niestety sprawa postrzegania podatków wciąż wygląda podobnie, jak w następującej opowieści: „Dwóch podróżnych wybrało się w drogę. Kiedy szli przez las, rozbójnicy napadli obu, jednego ograbili, drugiemu zaś udało się szczęśliwie ujść z dobytkiem. Kiedy dotarli do wsi, wszelkie pretensje skupiły się na tym drugim podróżnym”. Czyż nie pora jednak potępić rozbójników, zamiast wieszać psy na tym, który uciekł?

1 Thomas Merton “Pasja pokoju” s. 388-389.