Przeczytasz tekst w ok. 5 min.

Naród i państwo mamy w fatalnym stanie i stan ten zależny jest od panującej u nas religii. Zauważają to już nawet publicyści katoliccy głównego nurtu:

„Dojutrowość to jedyna perspektywa, którą zdają się ogarniać zarówno piszący programy wyborcze, jak i ich adresaci. Medialna maszyna produkująca codzienny wysyp newsów sprawia, że telewizyjna widownia (opinia publiczna), będąc w stanie permanentnego pobudzenia, nie odróżnia informacji naprawdę ważnych od nieistotnych.

Pyskówka między dwoma celebrytami jest ważniejsza niż np. sprzedaż przez rząd ostatnich polskich instytucji finansowych – PZU i PKO BP. Ludzie są w stanie dostrzec niebezpieczeństwo jedynie wtedy, gdy groźne konsekwencje następują bardzo szybko. Wiedzą, że gwałtowna burza wymaga zamknięcia okien, opady śniegu – wymiany opon na zimowe. Ci sami ludzie głosują na polityków zadłużających kraj na rzecz bieżącej konsumpcji, bo konsekwencje tych praktyk są odroczone w czasie. (…) zachowujemy się tak, jakby nie chciało nam się żyć. Polska wymiera. Nie ma programu odtworzenia populacji. (…) Rządzący, promując antykoncepcję, relatywizując ochronę życia, osłabiając znaczenie małżeństwa i rodziny, wydali wojnę tradycyjnym wartościom i religii.” Jan Pospieszalski „Demografia, głupki!”, GP

„U źródeł katastrofy demograficznej są przede wszystkim zmiany światopoglądowe. Kryzys dzietności to przede wszystkim problem kulturowy, rozgrywający się w sferze mentalności i moralności. Mówiąc krótko:to potężny kryzys wartości.” Jan Pospieszalski „Witajcie w klubie samobójców”, GP

Pospieszalski słusznie diagnozuje przyczynę zapaści w kryzysie światopoglądu i stosunku do Boga. Zauważa też, że np. kryzysowi demograficznemu opierają się na świecie tylko wspólnoty silnie religijne. Mamy więc tu wniosek, który powtarzam od wielu lat: zmiana Polski nie dokona się samymi metodami politycznymi. Sprawą pierwotną jest odnowa moralna zapoczątkowana zmianą osobistego stosunku do Boga. Odnowa społeczno-polityczna będzie prostym skutkiem zmian w obszarze religii.

Rodzi się jednak pytanie: jakiej religii? Zasadniczo mamy przed sobą dwie drogi w tej dziedzinie: powrót do dotychczasowej religii albo jej zmianę na lepszą. Publicyści katoliccy w rodzaju Pospieszalskiego lub Terlikowskiego wzywają do wyboru pierwszej drogi. Rada ta generuje kilka problemów. Po pierwsze, gdy nasz naród był bardzokatolicki,spadły na nas największe dziejowe nieszczęścia, których kulminacją były Powstanie Warszawskie i okupacja sowiecka. Po drugie, katolicyzm współczesny jest w fazie ciągłego dostosowywania się do żądań wielkich tego świata (aggiornamento) i okazuje się, że rzecznicy katolicyzmu sami lądują w ostrym konflikcie ze swoją głową w Rzymie (znany casus konfliktu z F1 Terlikowskiego czy Ziemkiewicza na temat wielodzietności). Nie bardzo więc wiadomo, do czego mamy nawoływać Polaków, gdy jutro może się okazać, że nie tylko Putin jest wielkim światowym przywódcą, z którym papież na audiencji dywaguje o pokoju, ale i seksualni zboczeńcy „mają walory i przymioty do zaoferowania wspólnocie chrześcijańskiej” (Rzym, październik 2014, synod biskupów). Nawet mało bystry patriota zauważy, że niczym się to nie różni od lewicowej ideologii politpoprawności. Do jakiej więc zmiany można nawoływać ogłupiały naród, używając do tego religii katolickiej???

Dlatego właśnie od lat głoszę, że jedyny ratunek dla Polski to zwrot w kierunku niezmiennego i pewnego Słowa samego Boga, do Biblii!!!

Ale jak Polacy mają dokonać tego zwrotu? Gdzie mają zobaczyć żywy wzór ludzi żyjących w harmonii z Bogiem Biblii? Wreszcie, jak ci nieliczni odrodzeni duchowo Polacy mają przemienić zepsute społeczeństwo i zbudować sprawiedliwe państwo?

Posłużę się tu analogią z ortopedii. Gdy mamy do czynienia z człowiekiem połamanym i pokrzywionym, prostujemy go i wkładamy w gips. Samo naprostowanie nie wystarczy. Musimy mu dostarczyć zewnętrznej podpory (sztywnego gorsetu) do czasu, gdy okrzepną jego własne kości. Rozumieli to polscy politycy czasów zaborów. Zarówno Piłsudski, jak i Dmowski szukali protezy do odbudowy polskiej państwowości. Jeden widział ją w Austro-Węgrzech, drugi w carskiej Rosji. Okazało się, że rację miał Piłsudski. Po kilku latach austro-węgierskiego gorsetu Polska samodzielnie stanęła na nogi!

Podobne dylematy mają obecnie Ukraińcy. Wymownym tego przykładem jest Odessa, gdzie prezydent Poroszenko mianował gubernatorem byłego prezydenta Gruzji Micheila Saakaszwiliego (protegowanego Ameryki). W walce z miejscową korupcją Saakaszwili nie liczy na tubylców – sprowadza wypróbowanych wcześniej Gruzinów i absolwentów amerykańskich uczelni. „Jeszcze w sierpniu na ulice Odessy wyjdą patrole nowej policji. W mundurach wzorowanych na amerykańskich, wyszkolonych przez kalifornijskich oficerów. Później ruszy nowoczesne centrum obsługi interesantów, tak aby zlikwidować kolejki w urzędach. Jednak najwięcej energii nowy gubernator poświęca walce z układami polityczno-biznesowymi i korupcją. – Żeby coś budować, najpierw trzeba wyjałowić skażoną ziemię – mówi.” M. Kacewicz, „Misza robi porządki w Odessie”, Newsweek.

Czy Amerykanie mogą pomóc Polakom stanąć na nogi?

Mają ku temu wiele atrybutów – sukces w zbudowaniu imperium przyciągającego najlepszych z całego świata, tradycyjną sympatię Polaków oraz dokonanie podobnych operacji w przeszłości. Najbardziej spektakularną z nich jest Korea Południowa. Kiedyś najbardziej zacofane, długo okupowane i zdewastowane państwo regionu, dziś światowy potentat technologiczny i… misyjny!!! Tak, Korea Południowa z państwa całkowicie buddyjsko-animistycznego w ciągu kilkudziesięciu lat stała się chrześcijańska (chrześcijanie stanowią ponad 30% populacji, co stanowi największą grupę religijną; w armii odsetek chrześcijan jest dwukrotnie większy) z największymi kościołami protestanckimi na świecie! To w Korei miał miejsce największy chrzest dorosłych od czasów Pięćdziesiątnicy (Dz. Ap. 2:41 Ci więc, którzy przyjęli słowo jego, zostali ochrzczeni i pozyskanych zostało owego dnia około trzech tysięcy dusz). To w Korei są największe na świecie protestanckie seminaria. Tam też miało miejsce największe spotkanie ewangelizacyjne globu (2,7 mln ludzi). Koreańczycy są drugą po Amerykanach największą nacją misyjną – w świecie służy ponad 16 000 koreańskich misjonarzy! A wszystko to zaczęło się w 1884 roku, gdy pierwszy misjonarz postawił stopę na ich ziemi, a ogromnego przyspieszenia nabrało, gdy pojawiła się tam na stałe armia amerykańska (1945 r.). I ciekawa rzecz, co do wielkości i trudnego położenia geopolitycznego Korea Płd. przypomina Polskę…

Czy więc podobna operacja uda się nad Wisłą? Nie stanie się to automatycznie wraz z pojawieniem się pierwszych dużych baz amerykańskich w Polsce (warto dodać, że dzisiejsze USA mają dużo mniej wspólnego z biblijnym chrześcijaństwem niż te z lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku). W Korei, zanim wylądowali Amerykanie, działał już prężny rodzimy ruch ewangeliczny silnie zaangażowany w walkę z japońskim okupantem. Chrześcijanie stali się niejako awangardą społeczno-polityczną swego narodu. U nas protestanci są nieliczni i w większości skompromitowani wspieraniem partii lewicowych czy kolaboranckich. Z pewnością nie stoją na czele walki o Wolną Polskę. Co więcej, Amerykanie już próbowali dać Polsce misyjne wsparcie w latach poprzedzających „Solidarność”. Wydatnie pomogli w budowie ruchu oazowego i wysłali do nas ponad setkę misjonarzy. Niestety, katolicka „kontrreformacja” lat dziewięćdziesiątych skutecznie rekatolicyzowała oazowiczów, a pozostali misjonarze nie potrafili przełamać bariery kulturowej Polaków i zbudować rozwijających się polskich kościołów. Czy więc obecny ponowny zwrot w geopolityce naszego regionu zaowocuje początkiem koreańskiego scenariusza u nas? O to się modlę i przygotowuję kościół, w którym służę. Nie widzę innego ratunku dla upadającej Polski w rozsądnej perspektywie czasowej.

Bóg daje nam kolejną szansę. Wykorzystajmy ją! Inaczej znowu będziemy tylko pionkiem na politycznej szachownicy.

 

 

 

 

 

idź Pod Prąd, nr 7-9 (132-134), lipiec-wrzesień 2015, s. 5-6