Przeczytasz tekst w ok. 5 min.

Paweł Chojecki

Abp Życińskiemu i innym zwolennikom tistycznego ewolucjonizmu dedykuję słowa Listu do Hebrajczyków 11:3: „Przez Wiarę poznajemy, że światy zostały ukształtowane słowem Boga, tak iż to, co widzialne, nie powstało ze świata zjawisk.”

Ostatnio krótko opisałem sesję „naukową” na KUL-u poświęconą zagadnieniu „Ewolucjonizm czy kreacjonizm”. Pomimo miałkości całego przedsięwzięcia chciałbym rozwinąć szerzej tezę jednego z prelegentów, prof. Jodkowskiego z Uniwersytetu Zielonogórskiego: „Teizmu ewolucjonistycznego NIE MA”.

Zacznijmy od definicji pojęć:
Teizm (gr. ??o? theos – bóg) to wiara w istnienie Boga, bogów lub bogiń, ingerujących w losy świata, który jest ich dziełem; czuwających nad biegiem wydarzeń lub podtrzymujących świat w istnieniu.(wikipedia)
Ewolucjonizm. Skorzystam z definicji Prof. Jodkowskiego: „Przez ewolucjonizm rozumiem natomiast koncepcję przyjmowaną obecnie przez niemal cały świat naukowy, mówiącą o wspólnocie pochodzenia, w której mechanizmem zmian są mutacje genetyczne i dobór naturalny. (..) Mówi się, że dobór ma charakter deterministyczny, ale mutacje mają charakter przypadkowy. Proces ewolucyjny wskutek tego ma w dużym stopniu charakter przypadkowy. (…) Pojęcia przypadku w odniesieniu do zjawisk życia używa się także w jeszcze innym sensie, w sensie braku konieczności. Przypadkowy charakter mają nie tylko mutacje, ale nawet samo powstanie życia. (Grzegorz BUGAJAK, Jacek TOMCZYK (red.), Kontrowersje wokół początków człowieka, str 210)

Na pierwszy rzut oka wydaje się, że tych dwu stanowisk nie da się pogodzić. Teizm zakłada ingerencję Boga (i to nie jednorazową jak w przypadku deizmu) w życie istot, a ewolucjonizm czystą przypadkowość i bezcelowość zachodzących w przyrodzie zjawisk. Spróbujmy jednak pokombinować. Najprostszym pogodzeniem tych dwu stanowisk wydawałoby się przyjęcie, że Bóg ingeruje wyłącznie w sferę duchową życia, a materia ożywiona powstała i rozwija się ewolucyjnie. Napotykam tu na problem: jeśli Bóg ingeruje w życie duchowe „produktów” ewolucji, to albo z góry to zaplanował (czyli dochodzimy do sprzeczności z założeniem naukowego ewolucjonizmu o całkowitej bezcelowości zjawisk), albo cierpliwie czeka na to, co dostarczy Mu ewolucja i dopiero niejako „na gorąco” ingeruje w życie duchowe ożywionych jej produktów. Niestety taki Bóg byłby zdany na łaskę przypadku i mógłby w ogóle nie mieć okazji do swojej „teistycznej” ingerencji, bo przecież nawet ewolucjoniści przyznają, że świat ożywiony mógłby nie powstać – jeśli jest przypadkowy? Taki Bóg byłby zależny od materii i procesów w niej zachodzących, na które nie miałby wpływu. Wtedy może lepiej Naturę uznać za Boga? (Co zresztą czyni się coraz powszechniej – ukuto nawet popularne określenie „Matka Natura”).

Istnieje jeszcze trzecia możliwość wyjaśnienia naszego problemu. Ewolucja rzeczywiście zachodzi czysto przypadkowo i bezcelowo, ale Bóg z góry wie, do czego i kiedy ona doprowadzi. Z góry więc zaplanował swoją „teistyczną” ingerencję na odpowiedni czas. Byłoby to oczywiście pewne połączenie deizmu w świecie materialnym (Bóg stworzył materię oraz prawa nią rządzące i pozostawił ją swemu losowi bez ingerowania weń) z teizmem ograniczonym wyłącznie do sfery duchowej świata.Coś na kształt doskonałego rozdziału ducha i materii, gdzie jednym rządzi bezpośrednio Bóg, a drugim przypadek. Nie byłby to jednak ostatecznie deizm, ponieważ Bóg angażowałby się w życie istot (ale tylko w jedną jego sferę). Wydaje się, że stworzyliśmy wreszcie koncepcję Boga, który odpowiadałby twierdzeniom współczesnej biologii, a jednocześnie zachowywałby atrybuty teizmu. Pozostaje nam tylko zbadać, czy taka koncepcja Boga zgadza się z Objawieniem chrześcijan – Biblią. Pierwsze Jej słowa brzmią:

Na początku stworzył Bóg niebo i ziemię.

1 Mojż. 1:1

A następne nie pozostawiają złudzeń:
3. I rzekł Bóg: Niech stanie się światłość. I stała się światłość.
6. Potem rzekł Bóg: Niech powstanie sklepienie pośród wód i niech oddzieli wody od wód!
9. Potem rzekł Bóg: Niech się zbiorą wody spod nieba na jedno miejsce i niech się ukaże suchy ląd! I tak się stało.
11. Potem rzekł Bóg: Niech się zazieleni ziemia zieloną trawą, wydającą nasienie i drzewem owocowym, rodzącym według rodzaju swego owoc, w którym jest jego nasienie na ziemi! I tak się stało.
14. Potem rzekł Bóg: Niech powstaną światła na sklepieniu niebios, aby oddzielały dzień od nocy i były znakami dla oznaczania pór, dni i lat!
20. Potem rzekł Bóg: Niech zaroją się wody mrowiem istot żywych, a ptactwo niech lata nad ziemią pod sklepieniem niebios!
24. Potem rzekł Bóg: Niech wyda ziemia istotę żywą według rodzaju jej: bydło, płazy i dzikie zwierzęta według rodzajów ich. I tak się stało.
26. Potem rzekł Bóg: Uczyńmy człowieka na obraz nasz, podobnego do nas i niech panuje nad rybami morskimi i nad ptactwem niebios, i nad bydłem, i nad całą ziemią, i nad wszelkim płazem pełzającym po ziemi.

1 Mojż. 1

Na wszystkich (i do tego niezgodnych miejscami ze współczesną biologią ? por. ww. 20 i 24) etapach stworzenia Bóg przedstawiony jest w tym opisie jako aktywny uczestnik przetwarzania materii w kolejne formy. Zaraz zwolennicy teistycznego ewolucjonizmu zakrzykną: „ależ ten opis to tylko legenda”! Warto zadać tu sobie pytanie: jeśli Bóg nie angażował się twórczo i bezpośrednio w dzieło stworzenia, to po czym siódmego dnia odpoczywał? Jeśli z tym odpoczynkiem to też legenda, to co powiemy o Autorze Listu do Hebrajczyków: „O siódmym dniu bowiem powiedział gdzieś tak: I odpoczął Bóg dnia siódmego od wszystkich dzieł swoich” (Hebr. 4:4). Czy on też powielał legendę, by przedstawiać prawdy duchowe Nowego Testamentu?

Co zrobimy z Jezusem, którego Biblia opisuje jako Pana zjawisk przyrodniczych: „Potem wstał, zgromił wiatry i morze i nastała wielka cisza. Ludzie zaś dziwili się, mówiąc: Kim jest Ten, że nawet wiatry i morze są mu posłuszne?” (Mat. 8:26-27). Nie ma tu miejsca na pozostawienie świata materii przypadkowemu biegowi rzeczy, ale jest mowa o bezpośredniej i celowej ingerencji Jezusa.

Czy Bóg, mówiąc do Jeremiasza: „Wybrałem cię sobie, zanim cię utworzyłem w łonie matki, zanim się urodziłeś, poświęciłem cię, na proroka narodów przeznaczyłem cię.” (Jer. 1:5), miał na myśli to, że powstał on w wyniku przypadkowych zjawisk, a powiedział mu tylko dla otuchy bajkę o Swoim osobistym zaangażowaniu w jego stworzenie?

Czy prorocy Starego Testamentu i Autorzy Nowego, przypisujący Bogu funkcję stałego podtrzymywania życia fizycznego na ziemi, nie wiedzieli, co mówią? „Ty jedynie jesteś Panem! Ty stworzyłeś niebiosa, niebiosa niebios i cały ich zastęp, Ziemię i wszystko, co jest na niej, Morza i wszystko, co jest w nich, Ty też wszystko to utrzymujesz przy życiu, A zastęp niebieski oddaje ci pokłon” (Nehem. 9:6).

„Ostatnio, u kresu tych dni, przemówił do nas przez Syna, którego ustanowił dziedzicem wszechrzeczy, przez którego także wszechświat stworzył. On, który jest odblaskiem chwały i odbiciem jego istoty i podtrzymuje wszystko słowem swojej mocy, dokonawszy oczyszczenia z grzechów, zasiadł po prawicy majestatu na wysokościach” (Hebr. 1:2-3).

Oczywiście można dokonywać takiej swoistej „reinterpretacji” wszystkich fragmentów Biblii nie pasujących do naszych naukowych założeń. Ale po co? Czy nie prościej odrzucić całą Biblię i stworzyć nową religię, która stale dopasowywałaby się do coraz to nowszych „odkryć” ewolucyjnych biologów?

Oczywiście jest jeszcze lepsza droga – jeśli biologia nie ma żadnych rozstrzygających dowodów i co pewien czas zmienia swoje koncepcje na ewolucję, która wciąż pozostaje tylko hipotezą – czy nie lepiej zaufać Biblii, która od chwili powstania jest niezmienna i której żadne wysiłki nauki nie zdołały skutecznie zdyskredytować?

Wiele mówiące statystyki
W czasie wzmiankowanej na wstępie dyskusji nieco żartobliwie przedstawiono pewne statystyki: Wśród naukowców nie będących biologami procent wierzących i niewierzących w Boga jest prawie równy (z lekką przewagą niewierzących). Spośród biologów z kolei tylko 5% to osoby wierzące. Badano także przeciętny poziom inteligencji naukowców w poszczególnych dziedzinach ? chyba bez trudu zgadniecie Państwo, kto znalazł się na szarym końcu…