Przeczytasz tekst w ok. 2 min.

Marta Cuberbiller

Procesy gnicia, psucia się, korozji i im podobne są często przedmiotem naszych obserwacji. Także, niestety, procesy starzenia się, szczególnie dotkliwe dla kobiet (a również dla niektórych mężczyzn). Pewną pociechą może być fakt, że nawet Wszechświat jako całość powoli zmierza do upadku. Ale prawo fizyczne, które tym rządzi, umożliwia jednocześnie działanie rozmaitych maszyn, a nawet samego życia. Jest to drugie prawo termodynamiki, znane także jako prawo wzrostu entropii. Odpowiada ono za przepływ ciepła od ciał gorących do zimnych.

Tempo rozpraszania się ciepła we Wszechświecie jest wysokie. Uczeni obliczyli, że gdyby było tylko nieco niższe, układy galaktyczne więziłyby promieniowanie i w rezultacie gwiazdy nie mogłyby się ukształtować. Wszechświat wypełniałyby bezgwiezdne galaktyki. Z drugiej strony, gdyby tempo rozpraszania się ciepła było nieco większe, to w ogóle żadne galaktyki by nie powstały. Okazuje się więc, że do istnienia Ziemi akurat takie prawo termodynamiki jest niezbędne.

Ale nie tylko do istnienia samej planety, także do istnienia życia na niej. Drugie prawo termodynamiki wpływa na warunki klimatyczne, reakcje chemiczne i tektonikę płyt kontynentalnych. Umożliwia ono takie podstawowe funkcje życiowe, jak oddychanie i trawienie, a nawet zwijanie się cząsteczek białka. Innymi słowy, bez stałego i niezmiennego działania drugiego prawa termodynamiki życie biologiczne by nie istniało.

Gdy jednak zaczniemy stosować to prawo do całego Wszechświata, pojawiają się niewesołe konsekwencje. Już w latach 1851-1852 brytyjski fizyk William Thomson, znany jako lord Kelvin, zauważył, że powszechne rozpraszanie energii mechanicznej nieuchronnie doprowadzi do całkowitego wyrównania temperatur, zaniku ruchu wywoływanego przepływem ciepła i wyczerpania się energii potencjalnej – czyli do stanu śmierci. Nieuchronnie nas oczekująca, jak się ją nazywa, śmierć cieplna Wszechświata, w tym życia i świadomości, musi prowadzić do pesymizmu i rozpaczy, o ile Wszechświat jest jedyną rzeczywistością.

Ale jeśli Wszechświat nie jest jedyną rzeczywistością, to nasza egzystencja może faktycznie mieć jakiś sens. Jeśli gdzieś poza tym Wszechświatem istnieje „świat doskonały”, ludzkość może mieć nadzieję, widzieć swój cel i przeznaczenie.

Oczywiście, prawa fizyczne takiego miejsca musiałyby być odmienne od tych, które rządzą naszym Wszechświatem. Istnienie innych wszechświatów nie jest już tylko domeną religii i autorów powieści science-fiction. Mówi się o nich coraz częściej w naukach przyrodniczych, w fizyce. Ciekawe, że fizycy zakładają, iż w tych równoległych wszechświatach obowiązują inne prawa, a stałe fizyczne mają odmienne wartości od tych, które znamy.

(Hugh Ross, „Why a Decaying Universe?”, Reasons September/October 2008, s. 1-2.)

Idź Pod Prąd 2009, nr 55 (luty), s. 11.