Czy Bóg opuścił Auschwitz? Relacja ocalałej w IPP TV [FILM]
Cmentarze niezwykłe
W słoneczny, październikowy weekend wybraliśmy się na rajd „Góry z Biblią”. W ciągu dnia zanurzaliśmy się w jesienny, bajecznie kolorowy Beskid Niski, odwiedzając cmentarze z I wojny światowej. Wieczorami zaś gorąco, aż po świt, dyskutowaliśmy o kwestiach egzystencjalnych.
Ja opowiem o cmentarzach. Jest ich aż 387 na terenie Beskidu Niskiego i Pogórza, upamiętniają ofiary operacji gorlickiej w 1915r., przełomowej dla losów I wojny. Rozsiane są wszędzie - na grzbietach górskich (np. na Rotundzie, Magurze Małastowskiej), przełęczach (np. na Przełęczy Małastowskiej), zboczach (np. nad Regietowem) i we wsiach, często przy cmentarzach parafialnych.
Im bardziej zagłębiam się w historię ich powstania, tym bardziej odkrywam, że są to cmentarze niezwykłe. Odzwierciedlają bowiem jeszcze XIX-wieczne podejście do uszanowania zmarłych, bez tego nie wyobrażano sobie cywilizowanego społeczeństwa. Każdy poległy traktowany był jak bohater, bez względu na przynależność do własnej czy wrogiej armii, bez względu na wyznanie. Na tym samym cmentarzu stoją krzyże łacińskie, greckie, prawosławne i macewy.
Ówczesne państwo - monarchia austro-węgierska - powołało specjalną komisję do budowy grobów wojennych. Zatrudniono kilka tysięcy ludzi z różnych branż: kamieniarzy, cieśli, zieleniarzy, malarzy i poetów do tworzenia nagrobnych inskrypcji. Szczególnie starannie wybierano architektów i rzeźbiarzy. Każdy cmentarz był indywidualnie zaprojektowany, najczęściej na planie figur geometrycznych: koła, elipsy, wieloboku, krzyża itp. Otoczony murem, kamiennym szańcem lub drewnianą palisadą, posiadał reprezentacyjną bramę wejściową i pionowe elementy pomnikowe (wieże tzw. gontyny, obeliski, piramidy, pergole betonowe czy też całe ściany pomnikowe). Ze znawstwem zaprojektowano zieleń. Wykonano rysunki cmentarzy z rozwiniętą zielenią na rok 1960! W okolicznych lasach robiono przecinki w kierun-ku rodzinnych stron poległych żołnierzy. Najważniejsze projekty wykonano na drodze konkursów. I to wszystko w warunkach wojennych - w latach 1915-1918!
„Chodzi tu nie tylko o wyrażenie wdzięczności bohaterom (…), ale o dzieło kultury najwyższego znaczenia, którego sposób realizacji będzie służył jeszcze odległym pokoleniom, jako miara dla oceny naszej moralnej i artystycznej wrażliwości.” - pisała komisja ministerialna o swoich celach.
A oto słowa Rudolfa Brocha i Hansa Hauptmanna - naczelników Krakowskiego Wydziału Grobów Wojennych:
„...aż do najdalszych czasów te oto pola mogilne winny być dla nas i naszych następców miejscami uszlachetniania się i budowania”. [1]
Przez blisko sto lat cmentarze niszczały zapomniane jako mogiły zaborców. Od niedawna są oczyszczane i odbudowywane jako zabytki, wielki walor turystyczny tego regionu.
Dla mnie przede wszystkim są przykładem wielkiego szacunku do człowieka i troski o przekazanie przyszłym pokoleniom tego, co najcenniejsze.
Przypisy:
[1] Paweł Pencakowski „Zapomniane pomniki niczyich bohaterów”
Testament Wyklętego i Sprawiedliwego. Zmarł Maksymilian Jarosz
SPEC-POSIOŁOK. Wspomnienia Polaka zesłanego do Rosji – Do innego obwodu cz....
[TYLKO U NAS] Kard. Wyszyński to prekursor układów z komunistami! Pastor...
O CZYM SIĘ NIE MÓWI
Federacja Rosyjska wyraziła swoje oburzenie, że na obchody nie został zaproszony jej prezydent. Jakoś nikt nie odważył się wspomnieć, że ZSRS, którego rozpad Władimir Putin uznał publicznie za wielkie nieszczęście, też posiadał obozy koncentracyjne i wymordował w nich znacznie więcej ludzi niż III Rzesza.
Dyskutowano słowa ministra Schetyny, który przypisał „wyzwolenie” obozu Ukraińcom. Zastanawiano się, czy spowodują „niepotrzebne napięcia” w stosunkach z Rosją, czy nie? Jakoś nikt nie mówił, że państwo to zwykło planować swe działania zawczasu i we właściwej chwili na pewno znajdzie stosowny pretekst.
Rzadko wspominano też o tym, że w światowym „głównym nurcie” masowego przekazu notorycznie nazywa się KL Auschwitz „polskim obozem koncentracyjnym”. Nie wiązano tego z wygłoszonym w 1996 roku przemówieniem przewodniczącego Światowego Kongresu Żydów Izaaka Singera. Zażądał on w nim przekazania na rzecz swojej organizacji mienia wymordowanych obywateli państwa polskiego narodowości żydowskiej, którego wartość oszacował na około 60 miliardów dolarów. Ostrzegł też, że jeżeli Polska nie zaspokoi tych roszczeń, będzie „publicznie atakowana i upokarzana na forum międzynarodowym”.
Swego czasu nasi dygnitarze obiecywali pozywać do sądów dziennikarzy nazywających obozy hitlerowskie polskimi. Dlaczego nasze państwo nie wytoczyło ani jednego takiego procesu i przeszkadza obywatelom, którzy tego próbują? To oczywiste, że rządzących III Rzeczpospolitą obchodzą głównie oni sami. Wydawałoby się jednak, że powinno im zależeć, by nie upokarzano również ich. Ale bywa i tak, że ludzie upokarzani nie chcą dochodzić swych praw w sądzie, obawiając się, że przy okazji wyjdzie na jaw jakaś inna
kłopotliwa prawda o nich. Sądzę, że właśnie tak jest w tym wypadku.
Polskie obozy koncentracyjne rzeczywiście istniały. Powstały razem z Polską Ludową. Jakże można było bez nich budować komunizm? Początkowo tworzyły je głównie sowieckie organy bezpieczeństwa. Najczęściej wykorzystywały infrastrukturę stworzoną przez Niemców. Tak powstał obóz filtracyjny NKWD na Majdanku, obóz w Rembertowie upamiętniony piosenką Jacka Karczmarskiego i wiele innych. Również w zdobytym obozie w Oświęcimiu Sowieci utworzyli dwa łagry. Dopiero potem zapadła
decyzja o utworzeniu tam muzeum…
Z czasem tworzony przez polskich komunistów aparat państwowy umacniał się. Zarząd Informacji WP, Ministerstwo Bezpieczeństwa i inne instytucje organizowały własne obozy i przejmowały te, które stworzyli towarzysze radzieccy. To krzepnięcie Polski Ludowej znalazło też wyraz na terenie dawnego KL Auschwitz. Oprócz sowieckich łagrów zorganizowano tam obóz polski. Trudno ustalić, ile w sumie było tych „obozów pracy”. Ich istnienie starano się utrzymać w tajemnicy, ale na pewno ponad 200. Działały właściwie w całym kraju, ale najwięcej było ich na Śląsku. Tam było najwięcej obozów pozostawionych przez Niemców, które można było „użytkować zgodnie z przeznaczeniem”. W kopalniach węgla więźniom nie brakowało pracy i okazji, by zginąć. Tam była polska Syberia.
Mało mówi się o obozach pracy w PRL. Jeszcze mniej o tym, kto do nich trafiał. Historycy przyznają, że przeszło przez nie około 600 tysięcy ludzi. Najczęściej piszą o niemieckich jeńcach wojennych, Ukraińcach i folksdojczach. Można odnieść wrażenie, że nie tworzono tych obozów z myślą o Polakach. Twierdzą też, że w roku 1950 obozy te w zasadzie zlikwidowano. Wszędzie, gdzie komuniści objęli władzę, były one głównym narzędziem łamania społecznego oporu, a u nas mieli z niego zrezygnować…
Kilka lat temu przedstawiłem w „idź Pod Prąd” historię Stanisława Adamczyka, który odbywał karę pozbawienia wolności na Śląsku w latach 1954–56. Pan Adamczyk powtórzył mi to, co zeznał pod przysięgą przed prokuratorami IPN, którzy ani nie zarzucili mu złożenia fałszywych zeznań, ani nie rozpoczęli śledztwa w jego sprawie. Rysuje się z jego relacji całkiem inny obraz. Jeszcze w połowie lat pięćdziesiątych w ukrytych pod nazwą ośrodków pracy więźniów komunistycznych obozach koncentracyjnych „reedukowano” tysiące ludzi. Przywożono ich z całej Polski specjalnymi pociągami do więzienia Sosnowiec – Radocha i stamtąd rozwożono do ośrodków, najczęściej działających przy kopalniach. Było ich tak dużo, że część podobno trafiała do sowieckiego Gułagu. Stanisławowi Adamczykowi też zapowiedziano, że zostanie przekazany towarzyszom radzieckim, ale ostatecznie do tego nie doszło. On sam podejrzewa, że po krwawych zajściach w Poznaniu ktoś uznał, że lepiej nie wysyłać więźniów za granicę.
Większość z nich stanowili chłopi, którzy nie chcieli się zapisać do spółdzielni produkcyjnych, trafiali się też opowiadający dowcipy polityczne, skarżący się na warunki życia w nowym ustroju i ogólnie mówiący nie to, co trzeba. Zwykle mieli niskie wyroki, najczęściej rok czy dwa lata, ale i to wystarczało, by doprowadzić do załamania lub śmierci. Nie było komór gazowych, a strażnicy rzadko strzelali. Jednak wyżywienie było marne, warunki sanitarne złe, praca ciężka (niekiedy nawet 20 godzin na dobę) i niebezpieczna. Podobnie jak w obozach niemieckich drut kolczasty był pod napięciem, więźniowie nie mieli imion i nazwisk, byli numerami. Rodzinom tych, którzy zmarli, mówiono, że zbiegli i są poszukiwani. Nie wiadomo, ile było ofiar i co się stało z ich ciałami.
Krew tych ludzi mają na rękach ci, którzy ich skazywali, ci, którzy pilnowali, ci, którzy korzystali z ich niewolniczej pracy. Żaden z nich nawet nie stanął przed sądem. W Polsce Ludowej dla zasłużonych w walce z wrogiem klasowym otwarte były wszystkie drzwi. Mogli robić kariery w bezpieczeństwie, wymiarze sprawiedliwości, dyplomacji, gospodarce… Ustrój w końcu się zmienił, ale poza tym nic się nie zmieniło. W świecie polityki i finansów, wśród dziennikarzy i gwiazd pop–kultury coraz to ktoś okazuje się tak zwanym resortowym dzieckiem, byłym funkcjonariuszem bezpieki lub jej tajnym współpracownikiem. To środowisko jest mocno spojone wspólną przeszłością i nie życzy sobie, by ją rozgłaszano, a Światowy Kongres Żydów ją zna. W końcu wielu polskich Żydów służyło w komunistycznym aparacie represji i to na kierowniczych stanowiskach. Byli też komendantami obozów pracy. Rządy poważnych państw też wiedzą, jakie są korzenie naszych elit i wykorzystują tę wiedzę. Między innymi dlatego państwo polskie tak bardzo dba o ich interesy, a tak mało o własny naród.
Wbrew temu, co niektórzy twierdzą, historycy IPN nie są nowymi ubekami i zwykle nie szukają konfliktów. Jeśli twierdzą, że w latach 1944–56 wymordowano w Polsce około 50 tysięcy ludzi, to należy uznać, że nie mogli podać niższej liczby. Pewnie ofiar ośrodków pracy więźniów do niej nie wliczyli. Nie stawiają pytania, czy doszło wtedy u nas do ludobójstwa.
Dzisiejsi Polacy raczej nie podejrzewają, że przeszłość sprzed kilkudziesięciu lat ma jakiś wpływ na ich życie. Wiedzą, że kiedyś był u nas komunizm. W sklepach były wtedy puste półki, zabito kilkadziesiąt osób w Poznaniu, na Wybrzeżu i w kopalni „Wujek”. Był stan wojenny, ale każdy miał pracę…
Za swoją niewiedzę płacą.
Idź pod prąd, nr 128-129 (marzec-kwiecień), s. 16-17
Polak, protestant: Stefan Starzyński cz. 1
Zychowicz na rocznicę powstania warszawskiego
Program Fundacji Twój Ruch: Śniadanie z Twoim Ruchem. Z Red. P. Zychowiczem dyskutujemy o powstaniu warszawskim, akcji "Burza", o serialu "Czas Honoru" i niedzielnym patriotyzmie.
Już wkrótce następny odcinek programu z Prof. Andrzejem Zybertowiczem - porozmawiamy m.in. o tym, jak zachęcić młodych do szukania wyższych wartości.
{youtube}hRsUY1U9HBA{/youtube}
Zachęcamy do komentowania!
Zapraszamy na stronę Fundacji: twojruch.net
oraz fanpage: facebook.com/twojruch [Polub to;)]
Sponsor programu: miesięcznik "idź Pod Prąd" idzpodprad.pl
(fanpage: facebook.com/idzpodprad)
Realizacja:
Eunika Chojecka
Łukasz Mądrzejewski
Paweł Soja
Monika Dąbrowska
Cezary Kłosowicz