Dziękuję za tak obszerną polemikę do mojego tekstu „Chrzest czy Chrystus”. Potwierdza ona znaczenie podniesionej przeze mnie kwestii nieporozumień w tej sprawie. Krótko odniosę się do przedstawionych przez Panią argumentów przeciw mojej tezie, że chrześcijanie nie mają jedności na podstawie chrztu wodnego, ale na podstawie osobistej więzi z Jezusem.
1. Zbieżność słów „chrześcijanin” i „chrzest” w języku staropolskim nie wnosi nam niczego do interpretacji Biblii. Tworzenie tych słów na naszym obszarze kulturowym miało miejsce przynajmniej kilkaset lat po powstaniu greckiego tekstu Nowego Testamentu.
Nieprawdziwe jest też Pani twierdzenie, że chrzest „jest czymś, co czyni osobę chrześcijaninem”. Człowiek staje się własnością Chrystusa (chrześcijaninem) przez osobistą decyzję wiary (zaufania) dobrej nowinie (ewangelii) o darmowym zbawieniu nabytym dla nas przez Jezusa.
Rozważania o „kategoriach sacrum” wykraczają poza interpretację Nowego Testamentu i są dziełem ludzi. Zbawienie nie dokonuje się ręką człowieka ani za pośrednictwem religijnej organizacji (kościoła).
Tym zaś, którzy go przyjęli, dał prawo stać się dziećmi Bożymi, tym, którzy wierzą w imię jego, którzy narodzili się nie z krwi ani z cielesnej woli, ani z woli mężczyzny, lecz z Boga. Jan. 1:12-13
Dziękując Ojcu, który was zdolnymi uczynił do uczestniczenia w dziedzictwie świętych w światłości, który nas wyrwał z mocy ciemności i przeniósł do Królestwa Syna swego umiłowanego, w którym mamy odkupienie, odpuszczenie grzechów, Kol. 1:12-14
2.,3.,4. Jak Pani słusznie zauważyła: „baptismós jest na stronach Nowego Testamentu symbolem”. W powszechnym rozumieniu symbol nie stwarza nowej rzeczywistości, a jedynie przypomina rzeczywistość już wcześniej zaistniałą. Twierdzenie: „poprzez chrzest wodny człowiek „rodzi się” ponownie i wchodzi w życie z Chrystusem, włącza się do Kościoła jako do wspólnoty zbawionych” pozbawione jest więc sensu.
5. Chrześcijanin to człowiek zanurzony w Chrystusa, nie w wodę. Dokonuje tego zanurzenia Bóg Ojciec (co wcześniej wykazałem). Żaden ludzki obrzęd nie ma takiej mocy. W ujęciu chrześcijańskim chrzest nie jest sakramentem (tajemnym znakiem mającym sam w sobie moc sprawczą), a prostym symbolem tego, co już się dokonało w człowieku w wyniku działania Boga i jego odpowiedzi osobistą wiarą. Chrzest służy jedynie przypomnieniu i przeżyciu znaczenia chrześcijańskiego nawrócenia oraz jest komunikatem czytelnym w kontekście społecznym. Sam jednak niczego nie zmienia w pozycji człowieka przed Bogiem.
Błogosławiony niech będzie Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa, który nas ubłogosławił w Chrystusie wszelkim duchowym błogosławieństwem niebios; Efez. 1:3
I nas, którzy umarliśmy przez upadki, ożywił wraz z Chrystusem – łaską zbawieni jesteście – I wraz z nim wzbudził, i wraz z nim posadził w okręgach niebieskich w Chrystusie Jezusie, Efez. 2:5-6
6. „…fakt, że już w pierwotnym Kościele chrześcijańskim wstępowało się w ową wspólnotę, tj. we wspólnotę zbawionych, poprzez zanurzenie (baptismós)” – nie wiem, na jakiej podstawie uznała Pani za „fakt”, że pierwszy Kościół odstąpił od nauczania apostolskiego o zbawieniu wyłącznie z łaski, a nie przez uczynki czy rytuały religijne? Owszem, słyszałem o herezjach w pierwszym Kościele, jest o tym mowa nawet na kartach Nowego Testamentu, na przykład w Liście do Galacjan, gdzie Paweł potępia nakaz rytuału obrzezania jako warunkującego zbawienie wierzących, puentując swoją polemikę tezą, która ma w moim przekonaniu także zastosowanie i do naszej dyskusji:
Albowiem ani obrzezanie, ani nieobrzezanie nic nie znaczy, lecz nowe stworzenie. A pokój i miłosierdzie nad tymi wszystkimi, którzy tej zasady trzymać się będą, i nad Izraelem Bożym. Gal. 6:15-16. Nie uważam jednak za stosowne, by z ludzkiego błędu czynić normę dla Kościoła Chrystusa.
Podtrzymuję więc w całej rozciągłości swoją tezę, że chrześcijanie nie mają jedności na podstawie chrztu wodnego. Może on być tylko pustym znakiem sprawowanym przez niewierzących wobec niewierzących, a nawet nieświadomych (niemowlęta) ludzi. Chrześcijan łączy Chrystus. I to w zupełności wystarczy…