O przypadku BOGDANA CHAZANA i hienach

Udostępnij
Przeczytasz tekst w ok. 3 min.

Bogdana Chazana, dyrektora ginekologiczno-położniczego Szpitala Specjalistycznego im. Świętej Rodziny w Warszawie, władze stolicy (a pisząc wprost Hanna Gronkiewicz-Waltz, która jest oczywiście katoliczką, ale przede wszystkim dygnitarzem Platformy Obywatelskiej) wywaliły z roboty. Zdaje się, że pretekstem jest jakieś drobne niedociągnięcie, a przynajmniej tak postępowanie Chazana zostałoby określone, gdyby był urzędnikiem urzędu skarbowego i działając niezgodnie z prawem, wykończył jakąś firmę, urzędnikiem ZUS-u i doprowadził do śmierci człowieka, sędzią i wydał wyrok nijak mający się do litery prawa. A gdyby był politykiem i przeszedł na stronę Niemców, to już wszystko byłoby z pewnością na miejscu, w porządku i na czasie.

To ciekawe, że gdy jakiś spryciarz nagrał kiedyś nauczycielkę, która na lekcji, całkiem serio, uczyła dzieci, że Krzysztof Kolumb był Polakiem, to nikt z pracy jej nie wywalił. Tylko szkolenia, kursy ideologiczne, przecież to taka dobra towarzyszka z oddaniem pracująca na odcinku edukacji. Podobnie jak nikt nie wywala z pracy nieuczciwych i niekompetentnych urzędników, policjantów-łapówkarzy, sędziów zależnych od UB, lekarzy, którzy mają w nosie swoje obowiązki i śpią w godzinach pracy albo gdzieś łażą, zamiast odbierać poród.

Rzeczniczka Praw Pacjenta, która tam jakoś po swojemu się nazywa, oceniła, że Bogdan Chazan naruszył prawa pacjenta. Oczywiście, gdy władze wyznaczają limity na leczenie, w wyniku czego chorym odmawia się pomocy medycznej, gdy pacjenci umierają w kolejce do leczenia onkologicznego, gdy jednemu wyznaczają termin zabiegu za 10 lat, a drugiemu, np. jakiemuś miejscowemu dygnitarzowi, po znajomości za dwa dni, gdy pacjent nie ma możliwości dowiedzieć się czegoś o swoim stanie zdrowia, to nie jest naruszanie praw pacjenta. Kiedyś w telewizji był reportaż, zdaje się był to pogram Elżbiety Jaworowicz, o człowieku, któremu lekarz zalecił zażywanie jakiegoś medykamentu, ale nie powiedział, że osłonowo trzeba zażywać inny medykament. Człowiek teraz jest kaleką. I jakoś wszystko jest w porządku, Rzecznik Praw Pacjenta nikogo nie piętnuje, lekarza nikt nie zwalnia, dziennikarze nie domagają się niczyjej głowy.

Można więc między bajki włożyć wrażliwość Rzecznika Praw Pacjenta. Raczej postępuje zgodnie z otrzymanym rozkazem, czyli jest dobrym urzędnikiem. Działa wg wytycznych UB, ma więc szanse na karierę. Taka pani marszałek Ewa Kopacz w swoim czasie twierdziła, że Rosjanie przekopywali ziemię w miejscu katastrofy polskiego Tu-154 w Smoleńsku na głębokość 1,5 metra i proszę, jaką karierę zrobiła – została marszałkiem sejmu! A przecież nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa! Kto wie, może za cztery lata znajdzie się nawet w Parlamencie Europejskim, gdzie będzie mogła zbijać kokosy.

A wracając do sprawy Bogdana Chazana. Oto w telewizorze pojawiało się mnóstwo różnych hien, które niby to pochylają się w trosce, niby drżą o matkę, niby zabiegają o przestrzeganie prawa, ale tak naprawdę mają pretensje do Chazana, że nie zabił nienarodzonego dziecka. Skoro tak bardzo pragnęli śmierci tego człowieka, skoro to miało być dla biednego maluszka takie szczęcie zostać zabitym, to dlaczego nikt z tych mądrali nie zamordował dziecka po jego narodzeniu?! Jeśli być rozszarpanym szczypcami to takie wielkie szczęście, to bardzo proszę, niech ci wszyscy miłośnicy aborcji korzystają z tego szczęścia! Najpierw niech sobie uszarpią nogę, później rękę, drugą nogę i niech tam jakoś wykombinują, jak tu uszarpać sobie ostatnią kończynę. Chyba że najpierw wolą odjąć sobie głowy. Wolno im, w końcu od 25 lat mamy podobno wolność.

Ale kiedy będzie Wigilia, to te różne telewizyjne hieny będą śpiewały jedna przez drugą kolędy, składały życzenia, dzieliły się opłatkiem, przed Wielkanocą będą malować jajka (swoją drogą pewnie oni myślą, że Wielkanoc to takie święto malowania jajek, bo prawda o tym, że Jezus Chrystus zmartwychwstał, mogłaby kogoś obrazić), będą np. w rocznicę urodzin na wyścigi wspominać w programach telewizyjnych o Janie Pawle II, a kiedy przyjedzie może kiedyś nad Wisłę papież Franciszek, to będą cmokać i się zachwycać itd., itp. Słowem, diabeł pozostaje diabłem nawet wtedy, gdy od czasu do czasu przebierze się w ornat i na mszę dzwoni, czy jakoś tak.

Na koniec przydałoby się napisać coś optymistycznego. Ale co tu napisać? Oni mają władzę i mogą robić z nami, co tylko chcą.

 

Autor
Redakcja IPP