Pod koniec maja papież Franciszek wizytował Ziemię Świętą, gdzie ogłosił:
„Przyzywamy dziś żarliwie Ducha Świętego, prosząc Go, aby przygotował drogę pokoju i jedności”.
Potem zaprosił do Watykanu prezydentów Izraela Szimona Peresa i Autonomii Palestyńskiej Mahmuda Abbasa, których nazwał „ludźmi pokoju”. W czerwcu w Ogrodach Watykańskich o pokój modliły się razem z Franciszkiem, Peresem, Abbasem i ekumenicznym patriarchą Konstantynopola Bartłomiejem delegacje chrześcijan, żydów i muzułmanów.
Z początkiem lipca wybuchła otwarta wojna w Izraelu, nie mówiąc o eskalacji konfliktu z głównym światowym terrorystą na Ukrainie. Widać, jak Bóg traktuje pompatyczne gesty tego, który samozwańczo tytułuje się „zastępcą Chrystusa na ziemi” oraz jego kolegów po fachu z innych religii…
Czy to, co się dzieje, to III wojna światowa? Wielu się obruszy – mamy przecież tylko ograniczone konflikty i operacje pokojowe. Niektórzy na Wschodzie i Zachodzie do dziś początku II wojny światowej nie wiążą z datą 1.09.1939 roku…
Kiedy więc rozpoczęła się III wojna? Jedni powiedzą – w początku lat 90., od inspirowanej przez Niemcy i Watykan wojny na Bałkanach, inni wskażą rosyjski atak na Gruzję w 2008 r., a nam najbliższa jest data 10.04.2010 r. Po zestrzeleniu przez Rosjan cywilnego samolotu z prawie 300 obywatelami Zachodu nikt już chyba nie ma wątpliwości, że mamy do czynienia z otwartą wojną światową. Wobec nieuznawania tego faktu przez polityków Zachodu i ględzenia o dialogu z Rosją należy się spodziewać kolejnej eskalacji zabijania. Putin już wskazał swój następny krok – dokonał przeglądu wyrzutni głowic atomowych. Oczywiście nie zaryzykuje totalnej wojny jądrowej, ale z pewnością rozważa uderzenie z terytorium „donieckich separatystów” tzw. brudną bombą jądrową na Kijów, a może i na Warszawę. Nu sztoż, zdjełali oszibku, rebiata – znowu usłyszymy taki komunikat zarówno w Moskwie, jak i w Waszyngtonie. A kilka lub kilkadziesiąt tysięcy napromieniowanych Ukraińców lub Polaków – to przecież podludzie…
Znajdujemy się w szczególnie groźnym położeniu – armia prawie nie istnieje, gwarancje tylko na papierze – żadnej bazy NATO, władza marionetkowa, naród tchórzliwy, podzielony i ogłupiony, do tego bez przeszkolenia wojskowego i całkowicie bezbronny. Nawet przed zaborami było lepiej…
Gdzie nadzieja? Po ludzku nie ma żadnej. Nawet opcja „siedzenia cicho” nie gwarantuje nam już spokoju – Putin przeszedł do czynnej odbudowy CCCP, a Niemcy marzą tylko o tym, by się z nim dogadać i przegnać z Europy „wrednych Jankesów”. Podział Polski wzdłuż 19 południka, jak przewidział dziesięć lat temu Juliusz Machulski? To chyba jeden z bardziej optymistycznych scenariuszy.
Co ma w tej sytuacji robić rozsądny człowiek? Po pierwsze, powinien porzucić mrzonki o „pokoju i bezpieczeństwie”, którymi od lat nas karmiła propaganda. Po drugie, powinien odpowiedzieć sobie szczerze na pytanie, czy Bóg jest starym, głuchym dziadkiem lub zegarmistrzem, który nie ingeruje w raz nakręcony zegarek, czy też jest Panem historii i Królem królów? Nadzieja na zmianę jest tylko w tym drugim przypadku.
…kto bowiem przystępuje do Boga, musi uwierzyć, że On istnieje i że nagradza tych, którzy go szukają. Hebr. 11:6