Przeczytasz tekst w ok. 7 min.

28 lutego to wyjątkowa data w historii Tajwanu. Wydarzenia tego dnia z 1947 r., nazywane Masakrą 228, doprowadziły do rzezi tysięcy Tajwańczyków dokonanej przez wojska Czang Kaj-szeka. Rozpoczął się wtedy okres tzw. białego terroru, który zakończył się, gdy w 1987 r. zniesiono stan wojenny. Przez wiele lat rząd Kuomintangu na Tajwanie zakazywał jakichkolwiek wzmianek na temat tej tragedii, co m.in. przyczyniło się do zaostrzenia konfliktu między tymi, którzy określają się jako Tajwańczycy (tzw. bentu ren; ich przodkowie przybyli z Chin w XVII i XVIII w.), a Chińczykami (tzw. waisheng ren przybyli na Tajwan wraz z Czang Kaj-szekiem). Moja tajwańska rodzina jest jedną z ofiar tej tragedii. Ojciec mojego męża, Shen Rui-qing, był wydawcą gazety „Xingtai Ribao”. Za artykuły krytykujące rządy Czang Kaj-szeka dostał wyrok śmierci. Kary nie wykonano i został zwolniony z więzienia, ale wydawnictwo i gazetę władze zarekwirowały.

Żona Shen Rui-qinga, mama mojego męża, Tsai Xing-ren, tak wspomina tamte dni:

„To wydarzyło się 10 marca 1947 r. Dwa dni wcześniej urodziłam moje pierwsze dziecko. Zaraz po kolacji do jadalni wkroczyło ośmiu żołnierzy z karabinami. Nie pozwolili mojemu mężowi nawet porządnie się ubrać i go zabrali. Skrupulatnie sfabrykowano dowody, oskarżono Rui-qinga o branie udziału w spisku przeciwko władzy i skazano na karę
śmierci. Gdy ogłaszano wyrok, Rui-qing zamknął oczy i powiedział, że jest gotowy stanąć przed plutonem egzekucyjnym.

Odwołaliśmy się od wyroku i udało się go zamienić na dożywocie. Gazetę zamknięto; władze skonfiskowały nieruchomości będące częścią wydawnictwa. Zabrano nawet nasz dom. To był naprawdę okropny czas. Wszystkie sprawy domowe i wychowanie dziecka spadły na moje barki. Jednak bez względu na to, jak trudne były warunki, musiałam walczyć o to, abyśmy to jakoś przetrwali. Męża wypuszczono po dwóch latach, ale fakt, że mogła go spotkać kara śmierci oraz samo uwięzienie odbiły się na jego zdrowiu fizycznym i psychicznym. Trudno mu potem było znaleźć jakąś stałą pracę. Od tych wydarzeń minęło już tyle czasu. Mam sześcioro dzieci, a mój mąż zmarł w latach 80. – jednak za każdym razem, gdy wspominam to, co wydarzyło się w czasie Masakry 228, mam łzy w oczach. Dla wielu tajwańskich rodzin to była gehenna”.

W trakcie Masakry 228 jednym z cudzoziemców, który przebywał na Tajwanie, był George H. Kerr. Był on amerykańskim wojskowym i dyplomatą, który w 1945 r. jako attaché wojskowy towarzyszył nowo mianowanemu gubernatorowi wyspy generałowi Chen Yi w ceremonii przekazania Tajwanu przez Japonię Republice Chińskiej. Później
Kerr został wicekonsulem w Tajpej. Amerykański dyplomata był zwolennikiem niezależności Tajwanu od Chin i stąd zarówno Czang Kaj-szek, jak i Mao Zedong traktowali go jako wroga. W swojej książce Zdradzona Formoza Kerr tak opisał wydarzenia z 1947 r.:

„Wieczorem w dniu 27 lutego handlarka papierosami i jej dwójka małych dzieci ustawili przenośne stoisko pod drzewem figowym w parku. Na blacie ułożono kilka paczek papierosów i kilka monet, aby szybko wydawać drobne, jeśli tylko szczęście dopisze i sprzedaż się uda. Nagle pojawili się urzędnicy z Urzędu Monopolowego, oskarżyli kobietę
o sprzedaż nieopodatkowanych papierosów i przejęli jej towar, a także gotówkę. Wokół zaczęli gromadzić się ludzie. Gdy w proteście kobieta zaczęła krzyczeć i chwyciła ramię jednego z urzędników, została brutalnie powalona i uderzona pistoletem w głowę. Na to zareagował rozgniewany tłum. Uzbrojeni urzędnicy strzelali w ciemno, torując sobie drogę ucieczki do najbliższego posterunku policji. Handlarka umierała na ulicy, a obok niej leżała jeszcze jedna martwa ofiara zajścia. Wkrótce przybyła policja, ale tłum podpalił już samochód należący do Urzędu Monopolowego.

Następnego dnia rano (28 lutego) w okolicy parku pojawił się tłum 2 tysięcy ludzi. Maszerowali spokojnie w kierunku głównej siedziby Urzędu Monopolowego, niosąc transparenty i plakaty, które zostały przygotowane w nocy. Protestujący mieli także petycję skierowaną do szefa Urzędu Monopolowego; domagano się w niej kary śmierci dla urzędników, którzy dokonali zabójstw poprzedniej nocy, i dymisji szefa Urzędu. Żądano również reformy rządowych praktyk monopolistycznych. Późnym rankiem demonstranci przeszli w pobliżu amerykańskiego Konsulatu. To był długi marsz, ale w końcu dotarli do zamkniętej bramy Urzędu Monopolowego. Wokół byli ciężko uzbrojeni strażnicy. Dyrektor Urzędu był »oficjalnie nieobecny«, a jego zastępca nie był skory do rozmów z protestującymi. Po dość długim czekaniu postanowiono udać się na północ Tajpej do biura gubernatora Chen Yi i jemu osobiście przedstawić petycję. Tymczasem pojawiły się poważne problemy w innych regionach miasta. Na ulicy niedaleko biura Administracji Narodów Zjednoczonych do spraw Pomocy i Odbudowy (UNRRA) odkryto, że inni urzędnicy Urzędu Monopolowego znęcali się nad dwójką dzieci, które zostały przyłapane na sprzedaży papierosów. Tego było już za wiele i wściekły tłum pobił chińskich urzędników.

Wydawało się, że życie każdego, kto odważy się choć zażartować z jakiegokolwiek Chińczyka, było zagrożone

Chwilę później Tajwańczycy rozpoczęli plądrowanie magazynu Urzędu. Wojskowe i policyjne pojazdy pędziły w kierunku miejsc, w których rozgrywały się te wydarzenia. Tajwańczycy wycofali się, pracownicy Urzędu zostali załadowani do samochodów ciężarowych i wywiezieni. Wtedy tłum znów wtargnął do budynku i w końcu rozniecił ogień. Doszło do bardzo dramatycznego momentu, kiedy policjant groził, że będzie strzelać do pracownika UNRRA, który fotografował całe zajście. […]

Protestujący pod biurem Monopolu Tytoniowego w Tajpej 28 lutego 1947 r.

Byłem na lunchu w pobliżu parku z dyrektorem jednego z naszych programów i z kilkoma tajwańskimi przyjaciółmi.Zastanawialiśmy się nad wagą tego, co wydarzyło się w parku, i nad konsekwencjami tego zajścia, gdy nagle usłyszeliśmy brzęk broni maszynowej. Natychmiast opuściliśmy restaurację i pojechaliśmy w stronę Urzędu Monopolowego, wiedząc, że demonstranci mieli zamiar tam iść. Ale ulice były puste. Tłum przeniósł się już do biura gubernatora. Gdy nasz jeep przejeżdżał skrzyżowanie, na którym znajdowała się pozłacana figura »generalissimo«, nagle odkryliśmy, że znajdujemy się między uzbrojonymi żołnierzami stojącymi przed siedzibą gubernatora a cichym tłumem Tajwańczyków. Na jezdni leżały już ciała nieuzbrojonych cywili, którzy zostali zastrzeleni, gdy zbliżyli się do wejścia na tereny administracji rządowej. Rozpoczął się od dawna przewidywany kryzys”.
Inną osobą, która pamięta tamte wydarzenia, jest prof. Peng Ming-min. Jest on absolwentem kanadyjskiej uczelni McGill i doktorantem prawa Uniwersytetu Paryskiego. Uważa się go za „ojca demokracji i niepodległości” na Tajwanie. W 1964 r., będąc u szczytu kariery jako wykładowca prestiżowego Uniwersytetu Tajwańskiego, wraz z grupą studentów wydał Manifest dotyczący ocalenia Tajwanu. Dokument nawoływał rząd Kuomintangu do zaakceptowania faktu, iż niemożliwe jest odrodzenie się Chin (Republiki Chińskiej) w dawnych granicach i dlatego Tajwan powinien budować własne państwo opierające się na nowej konstytucji (a nie tej napisanej jeszcze w Chinach przez władze pokonanego przez komunistów i wygnanego z Chin rządu Czang Kaj-szeka). Rządzący na Tajwanie Kuomintang zareagował bardzo ostro na ten dokument. Profesor Peng został aresztowany i skazany przez sąd wojskowy na dożywotni areszt domowy. W 1970 r. dzięki pomocy przyjaciół z Japonii i USA prof. Peng w brawurowy sposób uciekł z Tajwanu do Szwecji, gdzie otrzymał azyl polityczny; przez ponad 20 lat nie mógł wrócić do kraju.

W czasie Masakry 228 Peng Ming-min studiował w Tajpej i swoje wspomnienia z tego okresu tak opisał w książce pt. Smak wolności:

„Moja babcia mieszkająca w wiosce Patou przygotowała dla mnie dom w Tajpej na okres studiów, tak samo jak kilka lat wcześniej dla moich braci i sióstr. Babcia miała wielu krewnych i przyjaciół w mieście portowym Keelung i 10 marca po południu wysłany przez nią znajomy z Patou przekazał mi wiadomość, że z Chin do Keelung przybywają statki wypełnione wojskiem, a żołnierze lądują na brzegu, zanim łodzie zacumują w porcie.

Tak rozpoczął się okres terroru w porcie i w Tajpej. Po dotarciu na ląd wojska nacjonalistów posuwały się już bardzo szybko ulicami Keelung, strzelając i przebijając bagnetami mężczyzn i chłopców, gwałcąc kobiety i łupiąc domy i sklepy. Niektórzy mieszkańcy Formozy zostali aresztowani, a następnie żywcem zapakowani do grubych, płóciennych worków znalezionych w magazynach i wrzuceni do morza na pewną śmierć. Innych tylko wiązano łańcuchami, zanim wrzucono ich do wody w porcie.

Później jednostki wojskowe weszły do Tajpej i stąd ruszyły w głąb wyspy. W tym samym czasie statki z żołnierzami z Chin przybyły także do Kaohsiungu, portu na południu wyspy, i tu dołączyły do garnizonu gen. Penga. Na południu wojsko postępowało równie brutalnie jak w Keelungu i w Tajpej. Gubernator Chen Yi postawił sobie za cel zastraszenie
obywateli Formozy i zlikwidowanie wszystkich, którzy mieli odwagę krytykować władzę. […]

Nikt nie wie, ilu Tajwańczyków zginęło w następnych tygodniach, ale mówi się, że od 10 do 20 tysięcy ludzi. Jednymi z pierwszych, którzy zostali zabici, byli członkowie Komitetów Rozjemczych. Wydawcy, nauczyciele, prawnicy, lekarze, którzy krytykowali rząd, zostali albo zamordowani, albo uwięzieni. Studenci uniwersyteccy, którzy przedstawili
gubernatorowi petycję, podając w niej naiwnie swoje prawdziwe imiona, nazwiska i adresy, zostali wyłapani i zabici. Wielu z uczniów szkół średnich, którzy starali się zapanować nad porządkiem w miastach, gdy tchórzliwi chińscy policjanci
uciekli, też zostało zamordowanych. Wydawało się, że życie każdego, kto odważy się choć zażartować z jakiegokolwiek Chińczyka, było zagrożone”.

Obecna prezydent Tajwanu Tsai Ing-wen i jej partia DPP opowiadają się za rozliczeniem okrucieństw popełnionych w okresie Masakry 228 i „białego terroru”. Rząd Tsai ustanowił Komitet ds. Rozliczenia Majątków Nieprawidłowo Przejętych przez Partię (chodzi o dobra przejęte przez Kuomintang od Tajwańczyków) i Komisję ds. Rozliczeń z
Przeszłością. Tsai głosi, że ma nadzieję przywrócić prawdę historyczną i sprawiedliwość oraz pociągnąć Kuomintang (KMT) do odpowiedzialności za działania w okresie autorytarnym. Jednak pomimo dobrych intencji postęp w tych kwestiach jest bardzo wolny.

Sam Kuomintang powinien przyjąć pełną odpowiedzialność za czyny popełnione podczas „białego terroru”. Niektórzy członkowie KMT wyrazili ubolewanie z powodu tego, co się wydarzyło, ale formalne oświadczenie ze strony partii potwierdzające to, co się stało, mówiące o odpowiedzialności i przepraszające za zbrodnie do tej pory nie miało miejsca.

Wybrany w marcu 2020 r. na szefa KMT 49-letni Johnny Chiang pod koniec zeszłego roku stwierdził, że jego partia „musi stawić czoła błędom, które popełniła w erze białego terroru, z uczciwością i pokorą”, dodając, że „historii nie można zapomnieć”. Jednak w rzeczywistości Kuomintang robi, co może, aby blokować w tajwańskim parlamencie
działania służące rozliczeniom z przeszłością.

Artykuł autorstwa red. Hanny Shen ukazał się w magazynie Idź Pod Prąd, nr 194-200, 2021 r. Magazyn “Idź Pod Prąd” dostępny jest w kioskach Ruchu, Empikach i w sklepie IPP: