Przeczytasz tekst w ok. 4 min.

– Mam argument, który powinien zakończyć spór [z osobami, które nie wierzą w pandemię]. W ubiegłym roku wykryto w Polsce ok. 5 mln przypadków grypy, zmarło z jej powodu 150 osób. Trzeba zaznaczyć, że u osób tych występowały choroby współistniejące. W przypadku koronawirusa [od marca] jest w Polsce, według oficjalnych danych, ponad 110 tys. zakażeń koronawirusem i ponad 2800 zgonów – mówi w IPP TV Łukasz Jankowski, dziennikarz Radia WNET, który zachorował na COVID-19. Rozmawia Eunika Chojecka. 


24 września napisałeś na swoim Twitterze, że jesteś zakażony koronawirusem. Wiesz, jak doszło do zakażenia?
Nie mam pojęcia, ale możliwości jest wiele, bo – mieszkając w Warszawie – poruszam się głównie komunikacją miejską. Zakażony był też mój sąsiad, ale nie miałem z nim kontaktu. Kierunek transmisji wirusa jest dla mnie niespodzianką, tak samo jak dla innych osób, które otrzymały pozytywny wynik testu. To pokazuje, że pandemia COVID-19 w Polsce wymknęła się spod kontroli, bo nie jesteśmy w stanie stwierdzić, od kogo mogliśmy się zakazić.
Jak zareagowałeś na wiadomość o zakażeniu koronawirusem? Jest to przecież jeszcze nie do końca poznany wirus pochodzący z chińskiego Wuhan.
Byłem bardzo zdziwiony, bo zwykle stany przeziębieniowe albo okołogrypowe przechodzę lekko, maksymalnie po 2 dniach byłem już zdolny do pracy. W przypadku choroby wywołanej COVID-19 przez 5 dni nie byłem w stanie obniżyć gorączki różnymi farmaceutykami. Kiedy objawy minęły, postanowiłem wykonać test, aby z racji mojego zawodu nie narażać współpracowników. Test musiałem wykonać prywatnie, ponieważ służba zdrowia odmówiła mi wykonania go bezpłatnie ze względu na brak objawów. Wolałem wydać 500 zł, niż narażać innych. Byłem zdziwiony, bo pomimo dobrego już samopoczucia wynik testu był pozytywny.

Bałeś się, że umrzesz?
Wierzę, że jestem urodzony pod szczęśliwą gwiazdą, więc nie bałem się o swoje życie, ale był moment, kiedy miałem dość wysoką gorączkę, uporczywy kaszel i potworny ból mięśni, który utrudniał zasypianie. Chociaż mój kolega z pracy miał o wiele poważniejsze objawy, a nie wydano decyzji o wykonaniu mu testu.
Starałem się uzyskać porady lekarskie. Rozumiem, że lekarze rodzinni mają zajęty czas ze względu na teleporady, ale np. warszawski Sanepid zupełnie nie działa. Sanepid funkcjonuje tylko wtedy, kiedy ma sprawę do pacjenta…
Jak oceniasz wcześniejszą decyzję ministra zdrowia Adama Niedzielskiego, że lekarz podczas teleporady może skierować pacjenta na test na COVID-19 dopiero gdy pacjent wykazuje 4 objawy [występowanie równocześnie temp. ciała powyżej 38°C, kaszlu, duszności oraz utraty węchu lub smaku – przyp. red.]?
Ocena jest poza sferą mojej wiedzy, jedynie mogę się domyślać, że ilość testów w Polsce jest niewystarczająca dla wszystkich, którzy powinni zostać przebadani. Przy takich wytycznych ministra zdrowia puszczamy wirusa “samopas”. Jeśli nie testuje się osób o słabych objawach albo z ich brakiem, osoby zarażone zarażają dalej. Myślę, że przypadków takich, jak ja – nieskierowania na wykonanie testu – jest w Polsce więcej. Gdybym sam nie wykonał testu, poszedłbym do pracy i zarażał innych.

Jak oceniasz poprzednią strategię ministra Niedzielskiego ograniczenia liczby testowania na COVID-19?
To dla mnie irracjonalne podejście, które może jedynie chwilowo obniżyć stopę zakażeń. Jeśli zrobimy mniej testów, to siłą rzeczy będzie mniej zakażeń, ale i tak odzwierciedli się to w postaci zgonów. Jesteśmy na prostej ścieżce do powtórzenia sytuacji włoskiej albo hiszpańskiej.
Mam możliwość kontaktu z Ministerstwem Zdrowia i uzyskałem informację, że nie ma przesłanek, żeby ograniczać liczbę testowania, przepustowość testów jest na wysokim poziomie. Z drugiej strony mam informację od zaufanego lekarza rodzinnego, że nieoficjalnie mówi się lekarzom, żeby nie wysyłali ludzi na testy i potwierdza się to w praktyce.
Czy myślisz, że poseł Andrzej Sośnierz byłby dobrym ministrem zdrowia?
Nie mnie to oceniać, ale jest to poseł, który ma swoją jasną, realną wizję, czego nie widać u byłego i obecnego ministra, którzy są bardzo reaktywni, zmieniający zdanie.

Wracając do twojej sytuacji – czy nadal jesteś w izolacji?
Już nie, ale przebyłem 10 dni “samozwańczej” izolacji, a następnie 13 dni obowiązkowej izolacji.
A czy widzisz u siebie jakieś powikłania po przebytej chorobie COVID-19?
Bogu dzięki nie. Ale tak jak powiedział Donald Trump, zaczynamy się doinformowywać o chorobie dopiero kiedy sami jej doświadczymy. Jeszcze nie wiemy, czy za pół roku albo rok nie pojawią się powikłania przebytej choroby i jak długo będziemy się z nimi zmagać.
Co w takim razie powiedziałbyś osobom, które nie wierzą w pandemię albo lekceważą wirusa, mówiąc, że jest lżejszy niż grypa?
Mam argument, który powinien zakończyć ten spór. W ubiegłym roku wykryto w Polsce ok. 5 mln przypadków grypy, zmarło z jej powodu 150 osób. Trzeba zaznaczyć, że u osób tych występowały choroby współistniejące. W przypadku koronawirusa [od marca] jest w Polsce, według oficjalnych danych, ponad 110 tys. zakażeń koronawirusem i ponad 2800 zgonów.
Ale chcę też podkreślić, że nie neguję argumentu, że ostra walka z koronawirusem spowodowała pewną zapaść służby zdrowia w leczeniu innych chorób: onkologicznych, kardiologicznych itd. Trzeba brać pod uwagę falę zgonów spowodowaną przejściem na telemedycynę, odwołaniem planowanych zabiegów etc., ale nie oznacza to, że trzeba lekceważyć koronawirusa, lecz wprowadzić zmiany w polskiej służbie zdrowia.
Osoby, które lekceważą wirusa, nie narażają siebie, ale innych.
Bardzo cieszę się ze wczorajszej decyzji ministra Niedzielskiego, że w końcu przepisy epidemiczne będą egzekwowane.
Co sądzisz o działaniu rządu PiS w zwalczaniu pandemii koronawirusa? Premier Mateusz Morawiecki przed wyborami prezydenckimi mówił, że „wirus jest w odwrocie”, nie trzeba się go obawiać. Teraz słyszymy, że „epidemia nadal istnieje, jest groźna, nośmy maseczki i dmuchajmy na zimne”.
Apel Mateusza Morawieckiego nie przełożył się bezpośrednio na wzrost zakażeń koronawirusem, natomiast przełożył się w sposób pośredni, ponieważ premier wprowadził klimat luźnego traktowania obostrzeń.
Na koniec zapytam, jakie są twoje prognozy nt. rozwoju epidemii w Polsce? Czy Polakom uda się zdyscyplinować i pójść śladem Tajwanu, czy raczej powtórzymy scenariusz z Włoch?
Dużo zależy od dziennikarzy i mediów, na ile uda im się przekonać Polaków, że jest to groźny wirus. Nie będzie to trudne, ponieważ przemawiają za tym dane.
Uważam, że należy uzbroić Sanepid albo inaczej ustanowić obowiązki państwa polskiego wobec zakażonych, bo w wielu kwestia już jest niewydolne, a będzie jeszcze gorzej.
Wiele zależy również od tego, na ile powrócimy do zdrowego rozsądku. Jako osoba, która przeszła COVID-19 apeluję: naprawdę stosujmy się do obostrzeń i nie bądźmy obojętni wobec osób, które nie stosują się do zaleceń, bo nasza reakcja może komuś uratować życie. Wszystko jest w naszych rękach!

Współpraca: Weronika Lewandowska