W mediach coraz częściej pojawiają się informacje o zagrożeniu związanym z chińskimi firmami, takimi jak Huawei lub o protestach przeciw chińskiej opresji w Hongkongu. Jednak wydaje się, że Polacy wciąż są ślepi na zagrożenie płynące ze współpracy z komunistycznymi Chinami – Chińską Republiką Ludową. Ludzie nie są też świadomi, że chińscy komuniści poszerzają swoje wpływy nie tylko na najwyższych szczeblach władzy, ale również na szczeblu lokalnym. Przykładem takiego działania są Instytuty Konfucjusza, które pod przykrywką ośrodka kulturalno-edukacyjnego szerzą propagandę Komunistycznej Partii Chin. Próby rozbudowywania chińskich wpływów można zaobserwować na przykład w Słupsku.
Jak podał portal GP24.pl, 26 lipca w Słupsku władze miasta spotkały się z przedstawicielami chińskiego Uniwersytetu Zaozhuang oraz Prywatnego Uniwersytetu Ekonomicznego w Pekinie. Byli oni zainteresowani kupnem nieruchomości w Słupsku. Ponoć inwestorzy wyrazili chęć stworzenia tam centrum kulturalnego, gdzie byłby nauczany język chiński i esperanto. Władze pokazały inwestorom budynek po szkole przy ul. Grottgera.
W tej sprawie skontaktowaliśmy się z władzami Słupska, pytając o ich stosunek do możliwości kupna budynku przez chińskich inwestorów, a także czy słyszeli o zagrożeniu związanym z Instytutami Konfucjusza.
Monika Rapacewicz, rzecznik prezydenta Słupska Krystyny Danileckiej-Wojewódzkiej (byłej zastępcy Roberta Biedronia) powiedziała, że władze Słupska nie wiedzą jeszcze, kto kupi tę nieruchomość. Zapytana o świadomość zagrożenia, jakie wiąże się z Instytutami Konfucjusza, odpowiedziała, że jako rzecznik nie zastanawiała się nad tego typu sprawami. Stwierdziła, że „zagrożenie teraz jeszcze nie występuje”, ponieważ inwestorzy „dopiero się przymierzają”. Rzecznik tłumaczyła, że skoro nie wpłynęły jeszcze oferty kupna, nie wiedzą, z jakimi podmiotami mają do czynienia. Władze Słupska nie uważają się w tej chwili za kompetentne w ocenianiu jakichkolwiek nabywców.
Przedstawiciele chińskich uniwersytetów spotkali się również z senatorem Kazimierzem Kleiną (Platforma Obywatelska), który skontaktował ich z Rektorem Akademii Pomorskiej w Słupsku, prof. Zbigniewem Osadowskim. W czasie spotkania uczelnie podpisały list intencyjny w sprawie współpracy.
Postanowiliśmy zapytać senatora Kleinę o jego stosunek do możliwej inwestycji w Słupsku, a także o świadomość zagrożeń i jego kontakty z przedstawicielami Chińskiej Republiki Ludowej. Po wielu próbach kontaktu z senatorem otrzymaliśmy wiadomość, że pan Kleina jest nieobecny i nie może odpowiedzieć. Pomimo ponownych prób kontaktu, od miesiąca senator nie udzielił odpowiedzi.
Skontaktowaliśmy się również z rzecznikiem prasowym Akademii Pomorskiej Marzeną Łukasik. Rzeczniczka powiedziała, że z inicjatywy przedstawicieli z Chin odbyło się spotkanie z władzami Akademii. Rektor nie udzielił informacji na temat wizyty, ani nie wskazał, czy Akademia podjęła jakieś dalsze kroki dotyczące współpracy. Na pytanie czy zdają sobie sprawę z zagrożeń, np. związanych ze współpracą z Instytutami Konfucjusza lub czy mają świadomość, że chińskie uczelnie są kontrolowane przez Komunistyczną Partię Chin, rzecznik Akademii odpowiedziała, że wstrzyma się z odpowiedzią do czasu powrotu Rektora. Dodała, że Rektor nie podejmie niekorzystnych decyzji dla Akademii Pomorskiej.
Sprawę skomentowała nasza korespondentka na Tajwanie, red. Hanna Shen:
„Kilka dni temu media na Tajwanie donosiły, że w Taichungu (drugie co do liczby ludności miasto na Tajwanie) w 34 szkołach zainstalowanych jest 1599 kamer monitorujących made in China. Radny, który ujawnił całą sprawę, grzmiał, że szkoły i władze miasta nie zapewniły uczniom „bezpiecznego środowiska”. Tajwan walczy, jak może z chińskimi wpływami i chińską agenturą. Wydarzenie z Taichungu pokazało, że w tej walce o bezpieczeństwo Tajwanu i jego mieszkańców kluczową role odgrywają politycy, samorządowcy – świadomi komunistycznego zagrożenia i gotowi do działania. Naprawdę czasem wystarczy jeden sprawiedliwy.
Artykuł dziennikarzy Idź Pod Prąd dotyczący możliwej chińskiej inwestycji w Słupsku pokazuje, że w Polsce politycy szczebla lokalnego (ale dokładnie to samo jest szczeblu krajowym) nie tylko nie są przygotowani na stawienie czoła zagrożeniu wypływającemu z kontaktów z komunistycznym państwem chińskim, ale po prostu ich to nie interesuje. Pytani o sprawy związane z bezpieczeństwem społeczności, której mają służyć, rozkosznie odpowiadają, że się nad tym nie zastanawiali albo że zagrożenia nie ma.
Świat akademicki podpisuje kolejne umowy o współpracy z instytucjami kontrolowanymi przez przez chińskich komunistów, a pytany o zagrożenie ucieka od odpowiedzi. Brak kompetencji, tumiwisizm, lokajstwo, tchórzostwo czyli lokalne elitki”.