Przeczytasz tekst w ok. 6 min.

Ukraina ma obecnie jedną z największych armii na świecie. Nasz kraj wzmocniłby NATO” – mówi Kira Rudik, ukraińska parlamentarzystka i przewodnicząca partii Głos, w wywiadzie dla Telewizji Idź Pod Prąd. Zapytana, czy możliwe jest wejście Ukrainy do NATO w tym lub przyszłym roku, stwierdziła, że tak. W wywiadzie Kira Rudik mówiła też o wyzwaniu dla dyplomacji, by powstrzymać Chiny od wspierania Rosji na pełną skalę, a także o sytuacji ukraińskiego wojska, które potrzebuje więcej amunicji i sprzętu. „Jesteśmy niezwykle wdzięczni za pomoc, którą otrzymujemy”, „błagamy sojuszników o myśliwce” – podkreśliła ukraińska posłanka. Zapytana, czy ukraiński naród wytrzyma w tej ciężkiej sytuacji, odparła: „Jest pewne paliwo, które nas napędza. Tym paliwem jest nadzieja. Wciąż ją mamy”.

ZOBACZ WYWIAD IPP Z KIRĄ RUDIK:

Hanna Jazgarska: Obecnie wiele się mówi o możliwości wejścia Ukrainy do NATO. Czego spodziewa się Pani w tej sprawie po zbliżającym się szczycie Sojuszu w Wilnie?

Kira Rudik: To dobry czas, aby wszystkim przypomnieć, że cel dołączenia do Unii Europejskiej i NATO jest wpisany w konstytucję Ukrainy. Taka jest wola narodu ukraińskiego, zaś my, politycy, wolę tę realizujemy. Musimy oczywiście dążyć do swoich celów i wiele się po szczycie oczekuje. Słyszymy sceptyków twierdzących, że dołączenie Ukrainy do Unii Europejskiej nie jest możliwe w czasie wojny na pełną skalę. Inni jednak twierdzą, że członkostwo Ukrainy w NATO jest jedyną drogą do uzyskania gwarancji bezpieczeństwa na wypadek ponownej agresji Putina po naszym zwycięstwie w tej wojnie. Naszym więc zamiarem i najważniejszym celem na ten szczyt byłoby albo otrzymanie zaproszenia do NATO, albo wskazanie takiej drogi do zostania członkiem NATO, na którą wszyscy by się zgodzili.

Jens Stoltenberg odwiedził ostatnio Kijów i wypowiedział się bardzo odważnie, mówiąc, że wszyscy członkowie zgadzają się, że Ukraina musi stać się częścią NATO. Musimy jednak zobaczyć kolejne kroki przybliżające to wydarzenie i dlatego oczekiwania co do szczytu są tak duże. Bardzo podobała mi się odpowiedź prezydenta Zełenskiego na zaproszenie Jensa Stoltenberga, aby odwiedził Wilno w czerwcu. Prezydent powiedział „Pojadę, ale chcę, aby zaproszenie otrzymał także mój kraj”. Przypomnę z historii Ukrainy, że to właśnie w Wilnie poprzedni prezydent Janukowycz zmienił historię naszego kraju, odwracając go od Unii Europejskiej. Kosztowało go to utratę prezydentury i rozpoczęło rewolucję. Mamy nadzieję, że tym razem Wilno będzie miejscem, w którym zdecyduje się nasza przyszłość i niecierpliwie czekamy na ten szczyt.

Czy sądzi Pani, że możliwe jest, aby Ukraina została członkiem NATO w tym lub przyszłym roku?

Tak uważam. Rozumiemy, że nie jest to decyzja biurokratyczna, ale polityczna. Ukraina ma obecnie jedną z największych armii na świecie, a z pewnością największą w Europie. Działamy zgodnie z protokołami NATO. Postępujemy również zgodnie ze standardami NATO. Używamy natowskiej broni. Nasz kraj wzmocniłby ten sojusz i musimy tylko znaleźć właściwy sposób dołączenia do niego.

Kraje Zachodu próbują obecnie pomóc Ukrainie tak jak mogą. Toczy się jednak dyskusja pomiędzy niektórymi państwami co do zakresu tej pomocy. Jak ocenia pani ten brak jedności wśród krajów Zachodu w sprawach przekazywania broni i amunicji Ukrainie?

Przede wszystkim, jesteśmy niezwykle wdzięczni za pomoc, którą otrzymujemy. Nie bylibyśmy w stanie walczyć z Rosjanami, gdyby nie pomoc naszych zachodnich sojuszników. Chcę jasno powiedzieć, że odwaga i wola obrony własnego kraju nie wystarczy, jeśli stanie się wobec wroga z pustymi rękami. Z drugiej strony musimy przyspieszyć logistykę i zwiększyć ilość otrzymywanej przez nas broni. Nadal walczymy z jedną z największych i najsilniejszych armii świata, z takim potencjałem militarnym, że wciąż nie musi się ona liczyć z ilością pocisków wysyłanych na nas czy stratami w broni, a nawet stratami ludzkimi. Tak działać ani walczyć nie możemy. Nie możemy również żyć nadzieją, że odwaga i motywacja do walki naszych żołnierzy zrekompensują braki w broni i zaopatrzeniu. Istnieje ogromna różnica w możliwościach, jakie są na froncie. Mówi się, że na jeden wystrzał ukraińskiej artylerii Rosjanie są w stanie odpowiedzieć dziesięcioma. Można sobie wyobrazić, jak strasznie i trudno jest walczyć w takich okolicznościach.

Niedawno byliśmy świadkami wizyty prezydenta Francji Emmanuela Macrona w Chinach i jego rozmów z chińskim przywódcą Xi Jinpingiem. Z tym ostatnim rozmawiał również prezydent Zełenski. Czy pani zdaniem to dobry sposób na zakończenie tej wojny?

Po pierwsze, wszyscy rozumiemy, że Chiny mogą odegrać kluczową rolę w tym, jak ta wojna się skończy. Od początku inwazji na pełną skalę Chiny są jedynym krajem, z tych naprawdę znaczących, który nie powiedział jasno, że jest to agresywna wojna Federacji Rosyjskiej. Oni ciągle nazywają tę wojnę konfliktem ukraińskim, co oczywiście nie jest odpowiednim terminem.

Po drugie, od początku inwazji na pełną skalę Chiny otworzyły swój rynek dla Rosji i są głównym graczem w kupowaniu rosyjskiej ropy i gazu, pomagając Rosji omijać sankcje.

Ponadto są podejrzenia, że Chiny mogą dostarczać Rosji części, które pomagają jej kontynuować produkcję militarną, chociaż jeszcze nie dostarczają samej broni. Wszyscy demokratyczni przywódcy widzą oczywiście, że Chiny mogą stać się znaczącą stroną tej wojny. Celem dla demokratycznego przywództwa jest obecnie sprawienie, aby Chiny nie dostarczały Rosji broni, ale naciskały ją w kierunku zakończenia wojny i przywrócenia Ukrainie jej suwerennych granic. Rozumiemy, że jest to niezwykle skomplikowane. Chiny nie działają pod niczyje dyktando, ale samodzielnie i dlatego zrobią tylko to, co jest konieczne dla nich samych.

Rozmowa telefoniczna, którą przeprowadził prezydent Zełenski, to naszym zdaniem dobry znak, bo jej rezultatem jest, że Ukraina wysyła do Chin ambasadora. Od pewnego czasu nie mieliśmy go tam. Chiny zaś wysyłają swojego przedstawiciela na Ukrainę, aby dowiedział się więcej o wojnie. Rozumiemy jednak, że stoimy na początku bardzo długiej drogi. Co do rozmów europejsko-chińskich, to przede wszystkim widzimy próbę odniesienia się do chińskich obaw, ale również próbę wezwania Chin, aby opowiedziały się po jednej ze stron. I nie chodzi tu o stanięcie po stronie Rosji lub Ukrainy, a raczej po stronie przestrzegania praw międzynarodowych. Czy większe państwo może zaatakować mniejsze i robić, co mu się podoba? Myślę, że będzie to dla Chin historyczna decyzja, ale będą z nią zwlekać tak długo, jak to możliwe.

Jesteśmy obecnie w skomplikowanej dyplomatycznie sytuacji, w której chcemy wspólnie działać, aby nie odepchnąć Chin ani nie popchnąć ich do dostarczania broni Rosji, co miałoby krytyczne znaczenie. W kraju byliśmy bardzo zbulwersowani ostatnimi wypowiedziami chińskiego ambasadora we Francji, jakoby wraz z upadkiem Związku Sowieckiego, kraje postsowieckie nie otrzymały formalnego potwierdzenia swojej suwerenności, co dotyczy nie tylko Ukrainy, ale także Litwy, Łotwy i Estonii. Jak to w ogóle było możliwe, aby dyplomata coś takiego powiedział? Mogło to być jednak wydarzenie pokazujące inną stronę chińskiego widzenia świata, w którym Rosja nadal miałaby swoje wpływy i istniałaby na to zgoda. Mam głęboką nadzieję, że dyplomatyczne zabiegi, aby powstrzymać Chiny od wsparcia Rosji na pełną skalę powiodą się.

Czego spodziewa się pani w najbliższym czasie co do sytuacji na froncie w związku z pomocą ze strony Stanów Zjednoczonych oraz ukraińskim kontruderzeniem?

Wciąż czekamy na ostanie dostawy broni z zachodu na front. Innym czynnikiem, który musimy brać pod uwagę w przygotowaniach do kontruderzenia, jest pogoda. Jeszcze miesiąc temu w Kijowie był śnieg. Wiosna w tym roku przyszła więc późno, co ma wielki wpływ na mobilne zdolności oddziałów. Wciąż trwa okres deszczów, jest mnóstwo błota i trudno mi sobie wyobrazić, jak sytuacja wygląda na froncie, zapewne nie najlepiej. Te dwa czynniki grają kluczową rolę w przygotowaniach do wiosennej kontrofensywy. Staramy się oczywiście nie komentować kwestii związanych z taktyką i strategią naszej armii, zanim zostaną one wdrożone. Obecnie staramy się tylko, aby wojsko otrzymało od nas wszelką potrzebną pomoc w postaci broni, zaopatrzenia, amunicji, odpowiedniego umundurowania i wszelkich innych niezbędnych środków. Staramy się ze wszystkich sił, aby dostarczyć je naszej armii.

Czy mogłaby pani powiedzieć więcej o postawie ukraińskiego społeczeństwa? Czy wytrzyma ono coraz większe zmęczenie i coraz mniejszą pomoc ze strony innych państw?

Cóż, jest pewne paliwo, które nas napędza. Tym paliwem jest nadzieja. Wciąż ją mamy. Przetrwaliśmy najtrudniejszą zimę, najtrudniejszą w historii. Bardzo się z tego cieszymy. Rozumiemy, że wojna może jeszcze potrwać, a Putin będzie prowadził wojnę na wyniszczenie. Musimy zebrać się w sobie, aby iść dalej z tą samą zaciętością jak do tej pory. Nie zaskakuje nas, że wsparcie emocjonalne może wygasać. Widzieliśmy to w 2014 roku, kiedy wojna w Ukrainie szybko światu się opatrzyła. Widzimy też jednak, że dzisiejsza sytuacja jest inna, że cały świat zaczął rozumieć to, co mówiliśmy od dawna, mianowicie, że Putin jest agresorem, a Rosja państwem agresywnym. Niemożliwe jest ugłaskanie agresora, ponieważ będzie on szedł coraz dalej. Dlatego też mamy nadzieję, że wspólnota międzynarodowa będzie z nami dłużej, przez najbliższą kontrofensywę, kiedy będziemy odzyskiwać swoje terytoria do końca tego roku.

O co szczególnie apelowałaby pani do zachodnich państw?

Od roku i dwóch miesięcy błagamy naszych sojuszników o myśliwce, które pomogą nam skuteczniej walczyć na froncie i dadzą ochronę z powietrza, ale również dodadzą kolejny poziom ochrony dla naszych miast. Wciąż, co chwila słyszymy syreny ostrzegające przed nalotem i musimy chować się w piwnicach, ponieważ Rosja przeprowadza ataki z powietrza na nasze miasta. Nigdy nie wiesz, kiedy się kładziesz spać, czy następnego dnia będziesz żył. Ledwie kilka miesięcy temu Rosjanie przeprowadzili atak na miasto Dniepr, gdzie zabili 46 śpiących w swoich łóżkach ludzi. To może się wydarzyć każdego dnia. Dlatego potrzebujemy myśliwców. Musimy być w stanie obronić nasze niebo. To niebywale bolesne, że przez ten rok i dwa miesiące nie udało się nam przemówić do naszych sojuszników, aby zdali sobie sprawę z tego, jak kluczowa jest ta kwestia. Mamy szczerą nadzieję, że kiedyś myśliwce te otrzymamy. Wielu ludzi nie wierzyło, że otrzymamy systemy Patriot. Niewielu wierzyło, że otrzymamy czołgi i powstanie w tej sprawie sojusz. A teraz naszym celem są myśliwce i robimy wszystko, zarówno na polu informacji, jak i dyplomacji, aby dotarły one na Ukrainę.

Bardzo dziękujemy pani za tę rozmowę. Zrobimy co w naszej mocy, aby jej treść rozpowszechnić. Dziękuję za poświęcony czas.

Dziękuję bardzo. Chwała Ukrainie.