Przeczytasz tekst w ok. 4 min.

Wyparcie z Ukrainy rosyjskiego wojska, powrót do domu deportowanych Ukraińców, pewność, że Rosja nie będzie zdolna do kolejnych inwazji oraz formalne zobowiązanie Zachodu do przywrócenia suwerenności Ukrainy – o czterech wyznacznikach zwycięstwa w wojnie z Rosją mówił w wywiadzie dla IPP TV generał Frederick Benjamin „Ben” Hodges, były głównodowodzący wojsk amerykańskich w Europie, obecnie ekspert ds. strategii w Center for European Policy Analysis. Ekspert odpowiadał także na pytania na temat Smoleńska. Rozmawiała red. Eunika Chojecka.

ZOBACZ WYWIAD:

Eunika Chojecka: W poniedziałek polska sejmowa podkomisja ogłosiła raport ws. katastrofy smoleńskiej z 2010 r. Podkomisja jednoznacznie stwierdziła, że to był zamach, a Jarosław Kaczyński oskarżył Rosję o jego dokonanie. Jaka powinna być reakcja NATO i USA na te ustalenia?

Gen. Ben Hodges: Polska, Rumunia i nasi bałtyccy sojusznicy od lat próbowali nas ostrzec o niebezpieczeństwie płynącym z Rosji. To, co się stało w ostatnich tygodniach, pomogło wielu osobom w końcu obudzić się i zrozumieć, że to niebezpieczeństwo rzeczywiście istnieje. Trzeba jeszcze nauczyć się, jak żyć obok takiego sąsiada, co wielu państwom już się udało, ale musimy mówić jasno o zagrożeniu. Oczywiście użycie siły przez Rosję skutkujące śmiercią tysięcy niewinnych cywilów ukraińskich jest dla nas przypomnieniem o ich brutalności.

Jak według pana powinna jednak wyglądać reakcja na te ustalenia komisji nt. katastrofy smoleńskiej ze strony NATO i USA?

Nie czytałem tego raportu, nie widziałem tych ustaleń, dlatego myślę, że nie powinienem tego komentować.

Mam nadzieję, że raport zostanie przetłumaczony na język angielski, by każdy mógł go przeczytać. Czy wojna na pełną skalę, którą rozpoczął Putin, była zaskoczeniem dla pana generała i dowódców NATO?

Raczej nie było tu niespodzianki. Tak naprawdę to najlepsze działanie jakie pamiętam w kwestii gromadzenia informacji wywiadowczych i dzielenia się nimi z naszymi sojusznikami. Departament Obrony, Pentagon, administracja mówiły światu o tym, co ma nastąpić. Oczywiście wielu nie dowierzało. Osobiście spodziewałem się, że Rosja raczej dołoży starań, by zniszczyć ukraińską gospodarkę, zamiast faktycznego wykorzystania sił, które zebrali. Ale myślę, że żaden zawodowy wojskowy, żaden wywiad nie był zaskoczony działaniami Rosji.

Zaskoczeniem był za to poziom wojsk rosyjskich. Sam popełniłem błąd, bo przeceniałem ich możliwości. Byłem za to pod wrażeniem Ukraińców, nie spodziewałem się, że stawią tak silny opór. To niesamowite, to inspiracja dla nas wszystkich. Mogę to rozszerzyć na Polskę i Rumunię. Zajmujecie się ogromną liczbą uchodźców. Polacy i Rumuni przyjmują kolejnych uchodźców, pokazując wytrwałość, jakiej się nie spodziewałem. Oczywiście także Niemcy, gdzie mieszkam, także przyjęły tysiące uchodźców i próbują im pomóc.

Jak ocenia pan reakcję USA i NATO na przebieg wojny?

To, co zrobiliśmy, jest znaczące. Przygotowania prowadzone przez Sojusz… Wy w Polsce oczywiście także widzicie duży wzrost możliwości, obecności, powietrznej obrony przeciwrakietowej, logistyki. Polska znów pokazała, dlaczego jest tak ważną częścią Sojuszu na flance wschodniej NATO. Jestem zawiedziony tym, że nie rozmawiamy otwarcie o tym, jak ważne jest zwycięstwo, o tym, że tu nie chodzi tylko o Ukrainę, o tym, że nasze wsparcie musi być czymś więcej niż podtrzymaniem walki Ukrainy, o tym, że to także nasza wojna. Nie oznacza to wysłania wojsk USA, Polski czy Niemiec do Ukrainy. Oznacza to robienie wszystkich koniecznych rzeczy, dzięki którym Ukraina będzie mogła wygrać. To wymaga świadomości, jak bardzo to jest pilne, jak trzeba przynaglać pewne rzeczy, na przykład ofertę Polski przekazania samolotów MiG, które bardzo pomogłyby Ukrainie. Myślę, że nieprzeprowadzenie tego było błędem naszej strony.

Rozmawiamy o pomocy Ukrainie, że nie mają wystarczającej siły wojskowej, by walczyć z Putinem. Co musiałoby się stać, żeby oprócz dostaw broni USA lub NATO zaangażowały się militarnie na Ukrainie?

Wszystkie państwa musiałyby uznać, że to jest właściwe. Zdaję sobie sprawę z tego, że presja na wszystkie rządy, by zaangażować się bardziej bezpośrednio, narasta każdego dnia. Pojawiają się kolejne doniesienia o mordowanych Ukraińcach, o zniszczeniu ukraińskich miast. Widzimy, że Rosjanie nie odpuszczają, że kierują się podejściem średniowiecznym. I oczywiście przygotowują się teraz do następnego etapu. Myślę, że możemy robić te rzeczy, które nie wymagają obecności wojsk i pilotów amerykańskich, polskich, brytyjskich czy niemieckich na terenie Ukrainy. Jeśli zobowiążemy się do zwycięstwa, czyli do tego, by Ukraińcy mogli zepchnąć Rosjan z powrotem do granic sprzed 24 lutego, to może się udać. Wymaga to jednak udostępniania informacji wywiadowczych, przekazania systemów rakiet i artylerii dalekiego zasięgu, umożliwienia Ukraińcom zatapiania rosyjskich okrętów wystrzeliwujących rakiety na ukraińskie miasta, przekazania potrzebnej amunicji, a w dalszej perspektywie pomocy w zintegrowaniu systemów uzbrojenia, których być może jeszcze nie używają, ale których mogą się bardzo szybko nauczyć. Byłem pod wrażeniem technicznej zmyślności i zdolności adaptacyjnych ukraińskich żołnierzy. Mogliby bardzo szybko nauczyć się obsługi nowych systemów. Powinniśmy nad tym pracować.

Załóżmy, że Ukraina wygra. Jakie zmiany powinny nastąpić w świecie w wyniku tej wojny?

Przede wszystkim zdefiniujmy wygraną. Składają się na to cztery części. Po pierwsze, siły rosyjskie wracają tam, gdzie były. Mają wrócić przynajmniej tam, gdzie były przed 24 lutego. Po drugie, tysiące ukraińskich cywilów deportowanych dokładnie tak, jak robił to Stalin, musi natychmiast wrócić do domu, do miejsc, z których zostali zabrani. Po trzecie, musimy mieć pewność, że Rosja nie ma już możliwości zagrozić swoim sąsiadom. Mam na myśli oczywiście Gruzję i Mołdawię, a także Ukrainę oraz Estonię, Łotwę, Litwę i Polskę. Musimy mieć pewność, że nie mają już takich zdolności i możliwości. I wreszcie po czwarte, potrzebne jest formalne zobowiązanie Zachodu do pełnego przywrócenia suwerenności Ukrainy. To oznacza Krym i Donbas. To długoterminowy wysiłek. Ale myślę, że ważne jest, aby Stany Zjednoczone i reszta Europy ustanowiły to jako oficjalną politykę.