Przeczytasz tekst w ok. 5 min.

− Osoby należące do ruchów antymaseczkowych mogą stanowić zagrożenie dla zdrowia publicznego. Należy to określać mianem bioterroryzmu! − stwierdził w rozmowie z telewizją Idź Pod Prąd dr hab. Tomasz Dzieciątkowski, wirusolog z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Lekarz ocenił, że dobowa liczba zachorowań na COVID-19 może być dużo większa, ponieważ „osoby zakażone bezobjawowo mogą stanowić 15−40% ogółu”. − Obawiam się, że w najbliższych tygodniach znaczne ograniczenie zapadalności na SARS-CoV-2 może być bardzo, bardzo trudne. Musimy przygotować się na czarny scenariusz − dodał wirusolog. Kiedy należy spodziewać się szczepionki i leku na COVID-19? Zobacz wywiad IPP TV.

DR TOMASZ DZIECIĄTKOWSKI W IDŹ POD PRĄD NA ŻYWO:


Październik był tragicznym miesiącem dla Polski pod względem pandemii chińskiego koronawirusa. Odnotowano ponad 280 tys. zakażeń i 3 tys. zgonów. Dlaczego w ostatnim miesiącu był tak duży skok zachorowań?
Trzeba jasno stwierdzić, że było to spowodowane sumą naszych poprzednich grzechów.
Polacy przestali traktować koronawirusa poważnie. Pod koniec wakacji przestano nosić maseczki, utrzymywać dystans społeczny. Usłyszeliśmy, jakoby koronawirus miał nie zakażać w szkołach. Efekty tego były wyraźnie widoczne po powrocie do pracy i szkół.
W lipcu premier Mateusz Morawiecki ogłosił, że koronawirus „jest w odwrocie”, na początku października stwierdził, że „pierwsza fala była na wiosnę, później promienie ultrafioletowe mocno ograniczyły koronawirusa i uspokoiły sytuację”. Skąd premier czerpie swoją wiedzę naukową nt. COVID-19?
To pytanie trzeba by zadać premierowi Morawieckiemu, ponieważ żadne dane epidemiologiczne nie wskazywały, że w lipcu koronawirus był w odwrocie, natomiast dawka promieniowania ultrafioletowego jest zbyt mała, żeby zrobić jakąkolwiek krzywdę koronawirusowi.
Na jaki scenariusz na najbliższe tygodnie powinniśmy się przygotować?
Jeżeli rzeczywiście będziemy nosili maseczki, będą one w stanie w pewnym stopniu zapobiec wszystkim innym zakażeniom przenoszonym droga kropelkową − zakażeniom spowodowanym przez wirusa grypy, typowym wirusom przeziębienia, czy chociażby bakteriom takim jak angina czy pneumokoki. Zakażeń może być mniej, co obserwowano na półkuli południowej w pierwszej połowie tego roku.
Niestety obawiam się, że musimy przygotować się na czarny scenariusz, ponieważ znaczne ograniczenie zapadalności na SARS-CoV-2 może być bardzo, bardzo trudne.

Obawiam się, że musimy przygotować się na czarny scenariusz. Znaczne ograniczenie zapadalności na SARS-CoV-2 może być bardzo, bardzo trudne.


Ile możemy obecnie notować przypadków zakażeń koronawirusem w ciągu doby, biorąc pod uwagę strategię ministra Niedzielskiego, polegającą na testowaniu osób wyłącznie objawowych?
W zależności od regionu przyjmuje się, że osoby zakażone bezobjawowo stanowią 15−40% ogółu. Przyjmując za uśrednienie 20%, proszę sobie policzyć, jaką liczbę zakażeń możemy mieć na dobę.

Osoby zakażone bezobjawowo stanowią 15−40% ogółu. Przyjmując za uśrednienie 20%, proszę policzyć, jaką liczbę zakażeń możemy mieć na dobę.


W jednym z wywiadów powiedział pan doktor, że „pandemia wykazała bardzo dobitnie, że jesteśmy społeczeństwem egoistów zapatrzonych w koniec własnego nosa”. Co mogłoby pomóc Polakom, którzy nie stosują się do restrykcji, wyjść z egoizmu?
Obawiam się, że osobom, które nadal są zapatrzone w sam czubek swojego nosa i dalej kontestują to, że mamy do czynienia z poważnym zagrożeniem zdrowia publicznego, pomóc może chyba tylko tleno- lub respiratoroterapia. Wtedy zauważa się, że osoby wątpiące w noszenie maseczek lub potrzebę dystansu społecznego radykalnie zmieniają swoje zdanie.
Nikomu bym tego nie życzył, ale trzeba pamiętać, że skuteczność naszych działań w dobie COVID-19 jest sumą działań nas wszystkich. Im więcej z nas będzie zachowywało dystans, prawidłowo nosiło maseczkę, zachowywało higienę rąk, rzeczywiście pozostawało w domu w czasie kwarantanny, tym może się to znacząco przyczynić do ograniczenia liczby zakażeń.
Nazywam to strategią „sera szwajcarskiego” − jeden plaster ma wiele przepuszczalnych dziur, ale kiedy nałożymy na siebie więcej plastrów, znacznie możemy ograniczyć rozprzestrzenianie się patogenu. Jeżeli dodamy do tego działanie rządu w postaci masowego testowania osób bezobjawowych, wtedy prawdopodobieństwo rozprzestrzeniania się koronawirusa będzie daleko mniejsze.
Potrzebna jest więc powszechna odpowiedzialność Polaków. Podsumowując kilka miesięcy pandemii, jakie wnioski powinniśmy wyciągnąć jako społeczeństwo?
W dobie takiego zagrożenia powinniśmy zjednoczyć siły.
Oczywiście można podjąć próby uzyskania odporności stadnej, ale w żadnym kraju do tej pory się to nie udało. Na początku tę metodę stosowała Wielka Brytania, ale po podłączeniu premiera Borisa Johnsona do tlenoterapii zaprzestano tego.

W żadnym kraju do tej pory nie udało się uzyskać odporności stadnej.


Obecnie Szwecja próbuje tej strategii, ale wszyscy mówią, włącznie z częścią Szwedów, że poziom empatii jest tam dziwny, ponieważ premiowane są osoby młode, a osoby stare wypychane są poza nawias społeczeństwa.
W Polsce bardzo popularne stały się ruchy antymaseczkowe. Czy według pana doktora jest to zjawisko spontaniczne, czy raczej sterowane?
Poniekąd ruchy antymaseczkowe wywodzą się z ruchów antyszczepionkowych. Natomiast niezależnie, czy są to ruchy spontaniczne, wynikające z niewiedzy, czy też w jakiś sposób stymulowane, osoby należące do takich ruchów mogą stanowić zagrożenie dla zdrowia publicznego.
Tego typu działania należy oceniać w kategoriach bioterroryzmu.

Ruchy antymaseczkowe należy oceniać w kategoriach bioterroryzmu.


Szczególnie na początku pandemii pojawiały się głosy, że wirus SARS-CoV-2 jest podobny do grypy i nie jest groźny. Jak pan doktor ustosunkowuje się do takich twierdzeń i porównań?
Wirus grypy ma dwie wspólne cechy z koronawirusami: materiałem genetycznym obu jest jednoniciowe RNA i powodują one zakażenia przede wszystkim dróg oddechowych. Cała reszta jest zupełnie inna − wielkość wirusa, struktura genomu, kształt i budowa wirusa, przebieg zakażenia, receptory na powierzchni komórki oraz spora część objawów.

Mówienie przez kogoś o wirusie SARS-CoV-2 jako “lekkiej grypie” świadczy o tym, że ta osoba nie ma pojęcia, w jakim temacie zabiera głos.
Średnia śmiertelność na COVID-19, w zależności od regionu, wynosi 2,6%, natomiast śmiertelność grypy sezonowej 0,1−0,5%. Więc jak można porównywać grypę z koronawirusem?

Średnia śmiertelność na COVID-19 wynosi 2,6%, natomiast grypy sezonowej 0,1−0,5%. Jak można to porównywać?


Panie doktorze, kiedy możemy się spodziewać szczepionki i leku na koronawirusa?
To bardzo trudne pytanie. Szczepionki możemy się spodziewać wtedy, gdy przejdzie ona 3 fazy badań klinicznych. W trzeciej fazie jest obecnie 10 preparatów różnych firm z całego świata, co nie oznacza, że przejdą tę trzecią fazę. Analogicznie: od ponad 35 lat prowadzi się badania nad szczepionką przeciwko HIV, ale żaden preparat nie przeszedł trzeciej fazy. Taki scenariusz może dotyczyć szczepionki na SARS-CoV-2. Ostatnie doniesienia z UE mówią, że nie należy spodziewać się szczepionki przed kwietniem/majem przyszłego roku, natomiast wystarczająca liczba dawek dla wszystkich obywateli UE może pojawić się dopiero w 2022 r.
W tej chwili nie dysponujemy też żadnym lekiem, który specyficznie leczyłby koronawirusa. Część preparatów leczniczych zostało zaprojektowanych, jednak ich badania kliniczne będą trwały znacznie dłużej niż badania szczepionki.
Kiedy w takim razie możemy spodziewać się wygaśnięcia pandemii chińskiego wirusa?
Wariant bardzo optymistyczny − jeśli stopniowo zaczniemy szczepić społeczeństwo, to w drugiej połowie 2021 r. będziemy mogli obserwować powolne wygasanie epidemii COVID-19.
Wariant pesymistyczny − nie mamy szczepionki i musimy czekać, aż wirus zmutuje tak, że będzie dla nas łagodniejszy, przyjmie postać cięższego przeziębienia. Biorąc pod uwagę tempo mutowania SARS-CoV-2, może to zabrać od 2 do 3 lat.

Rozmowa: Kornelia Chojecka

Współpraca: Agata Machała