Eunika Chojecka: Od 2014 roku pomaga pan uchodźcom ze wschodu Ukrainy. Czy nadal jest pan w Zaporożu?
Dmytro Matiuchin: Tak, jestem obecnie w Zaporożu. Teraz jestem w biurze Miejskiego Centrum Pomocy.
Jaka jest tam sytuacja? Wiemy, że obwód zaporoski jest jednym z głównych celów ataków Rosjan od początku wojny. I to właśnie na waszym terenie znajduje się m.in. zaporoska elektrownia jądrowa.
Sytuacja w obwodzie zaporoskim jest bardzo skomplikowana. Jeżeli spojrzycie państwo na mapę, to trzy czwarte obwodu zaporoskiego jest pod okupacją. Rosyjskie wojska znajdują się 40-60 kilometrów od samego miasta Zaporoże. Ciągle słyszymy strzały, wybuchy, a kilka dni temu wystrzelono rakietę na mosty w Zaporożu. Zaporoże cały czas przyjmuje uchodźców, teraz przyjmujemy uchodźców z Mariupola i z okupowanych części obwodu zaporoskiego. Kiedy spotykamy uchodźców, to zalecamy, aby jechali dalej, aby nie zostawali w Zaporożu. Tu jest niebezpiecznie. Staramy się ewakuować z miasta kobiety, dzieci i chorych.
Jak się zmieniło pana życie po wybuchu wojny na Ukrainie? Czym się pan teraz zajmuje?
Jeśli chodzi o mnie osobiście, to mam wrażenie, że ciągle trwa jeden długi dzień, już od 62 dni. Jeden długi dzień, który nijak nie może się skończyć. Jeśli chodzi o zaporoskie kościoły i ogólnie wierzących ludzi, to wszystkie kościoły zmieniły się w domy dla uchodźców. Wszystkie kościoły i domy modlitwy służą teraz ludziom. Sale modlitwy zmieniły się w schroniska. Są tam materace, miejsca noclegowe. Przyjmujemy ludzi, aby mogli się umyć, zjeść, przenocować i organizujemy logistykę, aby ludzie mogli jechać dalej autobusami, które też dla nich organizujemy.
Czy wszystkie kościoły protestanckie zjednoczyły się w tej pomocy? Czy inne kościoły również pomagają?
Wszystkie chrześcijańskie wyznania są w tym zjednoczone. Wojna zjednoczyła wszystkich. Nie ma dla nas różnicy, z jakiego kto jest chrześcijańskiego wyznania. Teraz wszyscy uczestniczymy w pomocy uchodźcom.
Jakie zmiany wśród chrześcijan obserwuje pan dyrektor od początku wojny? Czy są jakieś zmiany?
Tak, widzimy zmiany. Wielu wierzących wyjechało z Ukrainy, zostawili kościoły. A po drugie – wielu ludzi odmieniło się. I myślę, że będą już inni, do końca życia. Oni poświęcili się służbie dla innych ludzi. Zaszła taka generalna przemiana i ludzie, których do tej pory widzieliśmy tylko siedzących w ławkach, teraz ciężko pracują, przyjmują uchodźców, przywożą im jedzenie, przewożą ich, zostali kierowcami autobusów.
Panie dyrektorze, w jakiej kondycji psychicznej jest naród ukraiński, po tych dwóch miesiącach wojny?
Pierwsze wrażenie, z którego wielu Ukraińców jeszcze nie wyszło. Taka ludzka wiara. Ludzie żyją w przekonaniu, że w XXI wieku takie rzeczy nie mogą się dziać. Ludzie nie mogą do końca sobie uświadomić pełni zagrożenia, tego, co się dzieje wokół nich. Wydaje im się, że to wszystko jest gdzie indziej, w telewizji, dopóki rakieta nie trafi w ich dom, dopóki nie zginie ktoś z ich rodziny. To jest jedna strona – ludzie, którzy nie mogą uwierzyć, że to się naprawdę teraz dzieje w Ukrainie.
I druga strona – opowiem historię z życia moich dzieci. W drugi dzień wojny usiedliśmy przy stole z dziećmi. Dużo wiem o wojnie z ostatnich ośmiu lat. I zdawałem sobie sprawę z niebezpieczeństwa i powagi sytuacji.
Wyjaśniłem im, że będzie trzeba opuścić nasz piękny dom, możliwe, że nigdy tu nie wrócimy. Możliwe, że stracimy wszystko, co mamy. Ale musimy ratować swoje życie. I dlatego wy teraz wyjedziecie na jakiś czas. One bardzo płakały. Bardzo płakały. Było to dla nich bardzo ciężkie.
Następnego dnia, kiedy dowiedzieliśmy się, co się dzieje w Mariupolu, co się dzieje z naszym krajem, potem dowiedzieliśmy się o tragedii w Buczy i w Hostomlu, wtedy moja rodzina powiedziała – zostawiamy nasz dom, wyjeżdżamy, żebyście wy mogli jeszcze jakiś czas tu pracować i służyć ludziom.
Panie dyrektorze, Ukraina walczy, Ukraina się broni, wiele osób was podziwia i nie spodziewało się tak zażartej obrony Ukraińców przed Rosjanami. Skąd w narodzie ukraińskim taki hart ducha i wytrwałość do walki o swój kraj?
Jest wielka różnica między Rosjanami, którzy tu przyszli, i Ukraińcami, którzy są na swojej ziemi. I widzimy, że wielka, silna armia Rosjan cofa się przed demonstracjami na placach okupowanych miast. Dlaczego? Dlatego, że my jesteśmy na swojej ziemi. Dlatego, że święcie wierzymy w to, że bronimy tego, co dał nam Bóg. Jesteśmy na swojej ziemi. To jest silniejsza motywacja dla każdego Ukraińca. Nawet jeśli jest bez broni, to ma silniejszą motywację niż ten, który idzie na niego z bronią. Ukraińcy nie mają nic do stracenia.
Panie dyrektorze, jakiego wsparcia Ukraińcy potrzebują teraz najbardziej i o co możemy się modlić?
Po pierwsze, trzeba modlić się o pokój. Bo nasze siły i siły chłopaków, którzy są teraz w okopach i bronią naszej ziemi, nie są nieskończone. Wierzymy, że tylko Bóg może dać nam siły, może dodać sił, kiedy już nam ich nie wystarcza, żebyśmy mogli obronić naszą ziemię.
Po drugie, bardzo ważna dla nas jest świadomość, że ludzie nam pomagają. Choćby ten wywiad pokazuje, że chcecie okazać nam pomoc. Już to jest dla nas cenne i ważne.
Oczywiście bardzo ważna dla Ukrainy jest też pomoc humanitarna. Wiemy, że zbieracie pomoc humanitarną. Wysyłacie na Ukrainę żywność i inne rzeczy, środki higieniczne. To też jest potrzebne Ukraińcom. Na przykład, kiedy przyjeżdżają ludzie z Mariupola – w czym wyjechali, rozbitym samochodem, w tym przyjechali do Zaporoża. Staramy się dać im cokolwiek, żeby mogli przeżyć i jechać dalej.
Myślę, że wielu ludzi jest bardzo wdzięcznych Polsce. Polacy są prawdziwymi braćmi Ukraińców, otworzyli swoje domy i przyjęli nasze rodziny, nasze dzieci. Bardzo to doceniamy.
Rzeczywiście Polacy mówią, że pomagają i będą pomagać Ukrainie. Polska przyjęła już kilka milionów uchodźców z waszego kraju. Również nasz kościół – Kościół Nowego Przymierza w Lublinie – zaangażował się w pomoc Ukrainie. Ta wojna zmieniła również nasz kraj.
Panie dyrektorze, jakie dobre skutki w dłuższej perspektywie mogą wyniknąć z tej spontanicznej pomocy Ukraińcom, której każdego dnia udzielają Polacy?
Po pierwsze, pewnie będzie wiele małżeństw polsko-ukraińskich. Nasze piękne ukraińskie dziewczyny przywiozą do domu silnych, przystojnych Polaków i będziemy wspólnie budować. To oczywiście żarty, ale jest w nich trochę prawdy.
Święcie wierzę, jako służący w kościele, że służenie Bogu to służenie ludziom. Myślę, że i Polaków, i Ukraińców ta służba ludziom przyprowadzi do Boga.
My teraz świętujemy zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa. Służenie innym musi zmienić twoje życie. Bo służenie ludziom jest służeniem Bogu. I na pewno zmieni życie i Polaków, i Ukraińców.
Panie dyrektorze, kilka dni temu naszym gościem był były pełniący obowiązki prezydenta Ukrainy Ołeksandr Turczynow, który jest obecnie kaznodzieją w kościele chrześcijan baptystów. Mówił między innymi o tym, żeby chrześcijanie angażowali się w politykę i sprawy społeczne. Zacytuję: „W Ukrainie i w innych krajach wielu protestantów uważało, że polityka jest brudna i nie warto się nią zajmować. Brudną politykę robią brudni ludzie. Ale jeśli nie będą się nią zajmować brudni ludzie, to nie będzie brudna. Myślę, że chrześcijanie mają wręcz obowiązek, by brać udział w polityce, aby ją oczyszczać”.
Jak się pan odniesie do tych słów, a także do całego tematu zaangażowania chrześcijan w politykę?
Znam Ołeksandra Turczynowa, jest bardzo zacnym, odważnym chrześcijaninem. Co do polityki i uczestnictwa wierzących ludzi w polityce, ludzie wierzący powinni być wierzący wszędzie, powinni być chrześcijanami wszędzie. Czy to biznes, czy to polityka, czy zarządzanie państwem – bez różnicy. Czytając Pismo Święte, spotykamy tam przykłady urzędników i polityków. Ważne, żeby chrześcijaństwo wchodziło do polityki, ale żeby polityka nie wchodziła do chrześcijaństwa, ta zła, niedobra. To jest ważne.
A chrześcijanin powinien obowiązkowo być tam, gdzie Bóg go postawił, być uczciwym, być zacnym człowiekiem. Takim musi być, niezależnie, czy jest w polityce, w biznesie, w kościele czy w rodzinie.
Jak zdynamizować wspólną ewangelizację Polski i Ukrainy? Jakie widzi pan obszary współpracy polskich i ukraińskich chrześcijan?
Po pierwsze, wspólne nabożeństwa. Teraz polscy chrześcijanie przyjmują do siebie naszych wierzących. Oni mogą nauczyć ich wielu rzeczy, jakie robią w Polsce. Podzielić się swoim doświadczeniem. Teraz, kiedy Ukraińcy przyjeżdżają do Polski i odwiedzają kościoły, mogą się nauczyć wielu rzeczy. To pierwsza sprawa.
Myślę też, że wielu ludzi, których spotkała tragedia, którzy stracili swoje domy, będzie rozmyślać i szukać Boga. I wierzę, że ludzie tam znajdą Boga, w Polsce. Chociaż to nie jest ich ojczyzna, to wierzę, że przez służbę polskich kościołów ludzie poznają, odnajdą Boga. To druga sprawa.
Po trzecie, święcie wierzę w to, że wojna się skończy. Wierzę, że bratnia Polska, że bracia i siostry z Polski będą pierwszymi, którzy przyjadą do Ukrainy, żeby służyć, żeby pomóc Ukraińcom powrócić i odbudować, odrodzić tę Ukrainę, jaka była przed wojną.
I my również mamy taką nadzieję, o to się modlimy. Dziękujemy bardzo serdecznie za pana czas. Był z nami pan Dmytro Matiuchin z Centralnego Kościoła Baptystów w Zaporożu, kierownik wydziału duszpasterstwa społecznego Związku Baptystów Ukrainy i dyrektor organizacji charytatywnej Miejskie Centrum Pomocy w Zaporożu.