Przeczytasz tekst w ok. 2 min.

Upowszechnienie się platform mediów społecznościowych znacznie zwiększyło obieg informacji w Internecie, jednocześnie ułatwiając ich anonimowe rozpowszechnianie. Miało to również ten negatywny skutek, że pojawiły się wyspecjalizowane (nierzadko profesjonalne) podmioty, których zadaniem jest manipulacja treścią – zarówno w sposób kreatywny (publikacja), jak i wtórny (rozpowszechnianie, podbijanie zasięgów). Wśród zmanipulowanych treści spotykamy również tzw. zakłócenia środowiska informacyjnego, które często zaliczają się do jednego z trzech poniższych typów:

  1. Dezinformacja – treści zarazem weryfikowalnie fałszywe i rozpowszechniane w złej intencji. Jej przykładem może być zdanie: „Uchodźcy z Ukrainy przyjeżdżają do Polski luksusowymi samochodami i nie należy im się żadna pomoc”,

  2. Misinformacja – treści weryfikowalnie fałszywe, ale niekoniecznie rozpowszechniane w złej intencji, np. „Łykanie witaminy C chroni przed rakiem”,

  3. Malinformacja – treści weryfikowalnie prawdziwe, ale rozpowszechniane w złej intencji, np. „Zeszłej nocy w Opolu imigrant z kraju XYZ zamordował Polaka”. W tym przykładzie zakładamy, że zdarzenie rzeczywiście miało miejsce, natomiast to fakt celowego rozpowszechnienia w celu wzbudzenia nienawiści wobec innych obywateli XYZ jest prawdziwą intencją przeciwnika. Malinformacja jest szczególnie groźna, ponieważ trudno jest udowodnić intencję, natomiast adwersarz będzie się bronił tym, że zdarzenie miało miejsce i „próbuje się zagłuszyć prawdę”.

Rosji, która wskazywana bywa jako najaktywniejszy podmiot rozpowszechniający międzynarodową dezinformację, chodzi w gruncie rzeczy o to, by dotrzeć do jak największej grupy odbiorców, którzy zarazem mogą uwierzyć w jej przekaz. To z tego między innymi względu gra kartą uchodźczą, ale również np. czarnymi kartami polsko-ukraińskiej historii. Rosja od dawna stosuje historyczny rewizjonizm, oskarżając Polaków o brak pogodzenia się z upadkiem potęgi Rzeczpospolitej Obojga Narodów i czyhanie na ziemie białoruskie, litewskie i ukraińskie. Nie jesteśmy tutaj wyjątkiem – Węgrów Moskwa próbuje skłócać z sąsiadami, przypominając Traktat z Trianon z 1920 r., Słowaków kusi ideą jedności Słowian (pod rosyjską egidą, rzecz jasna), a Bałtów usiłuje przekonać, że za ZSRS było lepiej.

Przenikanie rosyjskich narracji do naszego środowiska informacyjnego odbywa się za pomocą różnych kanałów, przy czym szczególnie wiele widać ich na platformach mediów społecznościowych. Konta politycznych trolli bardzo często wyróżniają się od tych używanych przez normalnych użytkowników. Przede wszystkim powinniśmy zwrócić uwagę na kilka elementów:

  1. Czy konto publikuje prawie wyłącznie treści polityczne lub polityczne przemieszane z rozrywkowymi (dla zmyłki)?

  2. Czy konto posiada jakąś wiarygodną historię – zwyczajny opis i zdjęcie, znajomych, zdjęcia z wakacji, zainteresowania, ulubione filmy, itp.?

  3. Czy konto ma generyczną nazwę, zasłania się cudzą tożsamością lub postaciami fikcyjnymi, np. „Pan Wołodyjowski”, „kot z Cheshire”, itp.?

  4. Czy konto publikuje podejrzanie dużo wiadomości, np. kilkadziesiąt dziennie?

Istnieje, rzecz jasna, wiele innych wyznaczników, ale te powyżej już powinny spowodować, że zapali nam się czerwona lampka. Nie udostępniajmy, nie wchodźmy w dyskusję i nie karmmy trolli. W sytuacji, w jakiej się znajdujemy, powinniśmy okazać sobie i swoim sojusznikom jak najwięcej solidarności i nie dać sobą manipulować.

Kamil Mikulski,
Starszy analityk zagrożeń hybrydowych i dezinformacji,
Instytut Kościuszki