Przeczytasz tekst w ok. 7 min.

„Wojna zrobiła wielką sprawę w pojednaniu polsko-ukraińskim. Jesteśmy bardzo podobni mentalnie, duchowo, językowo. Uważam, że w Europie najbliższe dwa narody to jest właśnie polski i ukraiński” – mówił biskup pomocniczy charkowsko-zaporoski Jan Sobiło w rozmowie z Grzegorzem Doleckim dla Telewizji Idź Pod Prąd. „Regularnie się spotykamy: protestanci, prawosławni, katolicy, grekokatolicy. […] Jesteśmy bardzo blisko, bo mamy za zadanie od Boga powstrzymać tę wojnę” – podkreślał biskup Sobiło.

ZOBACZ CAŁY WYWIAD:

Grzegorz Dolecki: Jestem w Zaporożu, w gościnie u księdza biskupa Jana Sobiło, biskupa pomocniczego diecezji charkowsko-zaporoskiej. Jak wspomina ksiądz początek wojny?

Biskup Jan Sobiło: Było wielkie zaskoczenie, że właśnie w takiej formie Rosja najechała na Ukrainę, dlatego że po 2014 roku bywałem często w Doniecku i Ługańsku i kiedy mówiło się o eskalacji, to myślałem, że będzie to eskalacja mniej więcej w takim stylu, jak odbyło się to w Doniecku i Ługańsku, czyli sposobami bardziej politycznymi. Niestety, atak Rosji był najbardziej brutalny, jaki można było sobie wyobrazić, dlatego to było totalne zaskoczenie. Noc z 23 na 24 lutego w ubiegłym roku była bardzo trudna dla całej Ukrainy, szczególnie tutaj, w Zaporożu, w naszych miastach, w naszej diecezji, która graniczy bezpośrednio z Rosją. […]

Obserwuję księdza na różnych mediach społecznościowych. Nie wyjechał ksiądz z Ukrainy po wybuchu wojny. Dlaczego ksiądz tu został, dlaczego nie uciekł?

Parafia jest rodziną kapłana i dlatego też na dobre i na złe tutaj jesteśmy. Byłem za tym, żeby wyjeżdżały kobiety z dziećmi, aby żołnierzom było lżej walczyć. Ale i kapłani, i ci, którzy są przy kościele, zostali. Tak długo, jak będą wiernie trwać, tak i my będziemy razem z nimi, bo to jest nasz wspólny los. Musimy wytrwać ten czas, bo gdy wszyscy wyjadą z Zaporoża, żołnierze nie będą mieć motywacji, by walczyć. Oni oddają życie, wracają z frontu ranni, z amputacją nóg, po to, żebyśmy my mogli tutaj być. […] Dlatego dopóki są ludzie, chociażby jeden nasz parafianin czy ci, którzy nas potrzebują – bo naszą parafią są wszyscy ludzie, którzy są na tym terenie i modlą się o zwycięstwo, o ostateczne uwolnienie Ukrainy, ale nie tylko Ukrainy, bo ta wojna toczy się o cywilizację całej Europy. Dlatego jak długo będą ludzie tutaj, to i my razem z nimi będziemy do samego końca.

Czy pamięta ksiądz biskup sam wybuch tej wojny?

Nocą zadzwonił do mnie znajomy Libańczyk, który mieszkał po sąsiedzku z lotniskiem w Kijowie. Zadzwonił nocą i mówi: Księże biskupie, rakiety ruskie walą w lotnisko! rozpoczęła się wojna! Ja się zerwałem, sprawdzam i rzeczywiście: atak i momentalnie sygnały, że tam ostrzał, tu ostrzał, tam czołgi ruszyły do przodu, tam samoloty bombardują. I w tym momencie skończyło się spokojne życie. Wiedziałem, że teraz wszyscy będziemy w pewnym sensie na froncie – przez naszą codzienną modlitwę o to, żeby Bóg wspomógł nas, a także przez wszelaką pomoc, która będzie potrzebna i żołnierzom, i innym ludziom. W pierwszych tygodniach wojny żołnierze byli pozostawieni bez pewnych środków. Ludzie więc przekazywali żywność, pieniądze, koce, buty, żeby żołnierze, których przybywało z każdym dniem, mieli się w co ubrać. Ludność cywilna, różne grupy modlitewne – katolicy, protestanci, prawosławni – organizowali wszelką pomoc. Wojna od razu prowadziła nas w bardzo konkretną działalność wspierania naszych żołnierzy.

Kiedy obserwuję działalność księdza na terenie jego diecezji, to widzę, że bardzo dużo się ksiądz angażuje. Proszę powiedzieć, jak ta pomoc wygląda, co ksiądz robi, w jaki sposób pomagacie?

Przede wszystkim spontanicznie staramy się zaradzić wszelakim potrzebom. Ludzie przychodzą, żołnierze przyjeżdżają z linii frontu po lekarstwa czy świeczki do okopów, wszystko, co jest im potrzebne, a my zapisujemy sobie, organizujemy. Przychodzi transport, przekazujemy im. Bywa, że sam jadę z braćmi protestantami na linię frontu. Uchodźcy, którzy często uciekli bez niczego, tylko z tym, co mieli na sobie – zaopatrujemy ich w najpotrzebniejsze rzeczy, próbujemy zorganizować im przejazd na teren bardziej spokojny, a więc do zachodniej Ukrainy, do Polski. Nasza działalność jest bardzo różnorodna. […]

Widziałem kilka zdjęć księdza w kamizelce kuloodpornej, w mundurze. To znaczy, że ksiądz jest gdzieś bardzo blisko frontu. Czy miał ksiądz jakieś niebezpieczne sytuacje, w trakcie których bał się o swoje życie?

Bywało różnie. Nawet kiedyś kardynał Krajewski, który przyjechał z Watykanu, Ojciec Święty Franciszek go przysłał, on postanowił, że zobaczy razem ze mną linię frontu. I wtedy akurat był bardzo mocny ostrzał. O życie może się nie bałem, bo ono jest w rękach Bożych. Jak Bóg zechce, żebym żył, to nawet – jak jest napisane w Psalmie, nawet jak dziesięć tysięcy po prawicy zginie, to wiem, że Bóg, jak zechce, to mnie ocali, natomiast jeśli zechce Bóg mnie zabrać, to i w czasie snu, na moim łóżku umrę, serce się zatrzyma. O życie się nie boję. Strach jest raczej o to, żeby nie zostać kaleką […].

Tutaj na miejscu rozmawialiśmy z wieloma osobami, nie tylko z katolikami, ale byli wśród nich też prawosławni i protestanci z różnych kościołów. Wszyscy bardzo ciepło się o księdzu wypowiadają i mówią, że jest ksiądz naprawdę dużym wsparciem tutaj w regionie.

Jaką najbardziej poruszającą historię przeżył ksiądz tutaj w czasie wojny?

Dużo tych historii było, ale myślę, że najbardziej… Kiedyś byłem na dworcu kolejowym w Zaporożu, kogoś podwoziłem na pociąg. I szedł żołnierz z jedną nogą, o kulach. Obok szła jego żona, na ręku trzymała malutkie dziecko i ciągnęła bardzo wielką walizkę. Pewnie ta walizka objętość miała większą niż ta kobieta. Podszedłem i mówię, że może pomogę. Wtedy ten żołnierz, mąż tej kobiety, mówi: „bardzo przepraszam, że taka sytuacja” – mówi i ma łzy w oczach – „ja zawsze starałem się wszystko co ciężkie robić w domu, a teraz ledwo siebie transportuję na tej jednej nodze do pociągu” – i wtedy zobaczyłem, jak wojna rzeczywiście wyrządza wielkie cierpienie, a jednocześnie, jak mobilizuje ludzkie serce. Zobaczyłem, że ta kobieta… ona i tak jest szczęśliwa, że mąż przeżył. Być może będzie musiała mu pomagać, tak jak wtedy, ale ta wojna nie zabiła miłości. Zrobiła kaleką jej młodego męża, ojca jej dziecka, ale nie zabiła miłości, a więc miłość jest większa nawet niż wojna, niż śmierć, niż kalectwo.

Obok naszego kościoła jest pochowany żołnierz, który zginął od razu po nowym roku. Adwokat, kandydat na mera miasta, nasz parafianin – i oddał życie. Mógł nie iść do wojska, bo piastował takie funkcje, które zwalniały go z obowiązku, ale on czuł się odpowiedzialny za los ojczyzny, los Ukrainy. I w pierwszą niedzielę stycznia zginął w okopie. Ludzie odwiedzają jego grób. Każdy docenia najwyższą cenę, jaką człowiek płaci za to, żebyśmy żyli w wolnym państwie. […] To mnie tak najbardziej chwyta za serce, jak widzę, że młody człowiek, który ma całe życie przed sobą, jest gotowy to życie złożyć w ofierze, ażeby następne pokolenia mogły żyć w pokoju.

Wiele osób przedostaje się tutaj z terenów okupowanych. Pewnie ksiądz spotyka ich, co mówią, jak opisują, co tam się dzieje, w jakim są stanie?

To są bardzo trudne historie. Myślę, że po zakończeniu wojny będzie dużo książek o historiach cudownych, wielkie ocalenia, a jednocześnie wielka ofiara i nadzieja, że jeszcze będzie dobrze. […] I tak nawet kiedyś sobie myślałem o tych historiach, że nawet twórcy najbardziej amerykańskich filmów, nawet prawie z pogranicza science fiction, nie są w stanie napisać takiego scenariusza jak życie pisze. Wiele osób opowie kiedyś te historie i myślę, że to będą filmy jeszcze trudniejsze niż te, które mieliśmy po II wojnie światowej.

Co do działalności, która się tutaj odbywa, zauważyłem, że nie ma znaczenia kto z jakiego jest kościoła, czy jest się katolikiem, prawosławnym, charyzmatykiem czy z kościoła baptystów. Wy wszyscy tutaj współpracujecie w udzielaniu pomocy. Jak to jest możliwe?

Tak, jak jedna rodzina. Tu, w tym pomieszczeniu, gdzie z panem siedzimy, odbywają się rady kościołów. Regularnie się spotykamy: protestanci, prawosławni, katolicy, grekokatolicy. Razem się modlimy i próbujemy coś organizować. […] staramy się przede wszystkim ratować ludzi z tamtych terenów okupowanych, żeby jak najmniej dzieci dostało się do Rosji, gdzie zostaną zdeprawowane, zniszczone ich psychiki. […] Działamy razem, nie ma znaczenia, czy mój brat jest u baptystów, u pięćdziesiątników, u charyzmatyków, czy jest prawosławnym biskupem, czy grekokatolickim. Jesteśmy jedną rodziną w sensie dosłownym. Jesteśmy bardzo blisko, bo mamy za zadanie od Boga powstrzymać tę wojnę i zrobić tak, żeby ofiar wojny było jak najmniej, żeby jak najszybciej ludziom okazać pomoc, nie pytając, czy ty jesteś wierzący, czy niewierzący. […]

Ponieważ i ksiądz, i ja jesteśmy Polakami, muszę zadać takie pytanie, bo widzimy Boży cud ogromnego pojednania pomiędzy Polakami i Ukraińcami. Jak ksiądz to ocenia? Bo bardzo dużo się zmieniło.

Tak, ta wojna zrobiła wielką sprawę w pojednaniu polsko-ukraińskim. Jesteśmy bardzo podobni mentalnie, duchowo, językowo. Uważam, że w Europie najbliższe dwa narody to jest właśnie polski i ukraiński. Dlatego sądzę, że w historii trudne karty w stosunkach polsko-ukraińskich były ze względu na bardzo wielką aktywność Moskwy i Berlina. Bo zależało i Rosjanom, i Niemcom, ażebyśmy za bardzo się nie zaprzyjaźnili z Ukrainą, żeby niszczyć nasze stosunki, bo gdyby Polska z Ukrainą była tak, jak powinna być – i ja sądzę, że tak będzie – to będzie bardzo wielka siła i duchowa, ale też i gospodarczo będziemy bardzo mocni. […] Polska pokazała, jak się wojna zaczęła, że jest gotowa przebaczyć i pomóc, nie bacząc m.in. na sprawę rzezi wołyńskiej. […]

Na dzień dzisiejszy trzeba dużo cierpliwości. Wszyscy jesteśmy ludźmi, uchodźcy z Ukrainy, uciekinierzy również mają swoje słabości, być może te słabości wyłażą w różnych codziennych sytuacjach w Polsce. Dlatego mam prośbę do moich rodaków, żeby nie zwracać uwagi na to, a wiedzieć, że budujemy piękną przyszłość dla Polski, dla Ukrainy, ale będzie to również piękna przyszłość też dla Europy umocnionej bogactwem duchowym Polski i Ukrainy i też to będzie otwarta brama dla Rosjan, którzy myślą inaczej niż Putin, niż cała tzw. wierchuszka i oczekują wyzwolenia od tej propagandy, którą byli nakręceni […]. Ja sądzę, że to wszystko będzie nowe i wojna toczy się nie tylko o niezależność Ukrainy od Moskwy, ale przede wszystkim o nowe wyzwolenie całej Europy od wpływów Rosji.

Jest ksiądz i Ukraińcem, i Polakiem. Co ksiądz powiedziałby Polakom i Ukraińcom?

Mam rzeczywiście w sercu i Ukrainę, i Polskę. I chciałbym życzyć, żeby ta wojna umocniła nas, żebyśmy się jeszcze bardziej trzymali Pana Boga. […]

ZOBACZ TEŻ: FILM „URATOWANE Z MARIUPOLA”