ZOBACZ cały wywiad IPP TV z ministrem Ardanowskim:
„Uważam, że zmiana władzy w systemie demokratycznym nie jest niczym szczególnym. Trzeba być na to przygotowanym, że suweren może podjąć inną decyzję. […] Trzeba przyjąć ze spokojem, że kto inny będzie w najbliższym czasie sprawował władzę. Ja uważam, że każdej formacji, która tworzy rząd, trzeba dać jakiś kredyt zaufania. Nie zakładam z góry, że rządy Tuska, rządu, który jest tworzony, będą złe” – powiedział poseł PiS, były minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski.
Polityk skomentował też zachowanie prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, który w poniedziałek, w bardzo podniosłym momencie, tuż po wspólnym odśpiewaniu hymnu Polski w Sejmie, wszedł na mównicę i nazwał Donalda Tuska niemieckim agentem:
„Te słowa nie powinny paść. Ja nigdy bym takich nie użył. Rozumiem emocje, które targają Jarosławem Kaczyńskim. Rozumiem i doskonale wyczuwałem chęć sprowokowania jego emocji, szczególnie związanych ze Smoleńskiem, z jego bratem, przez Donalda Tuska. […] Ale nawet wiedząc, jakimi znaczonymi kartami Tusk gra i jak chce Jarosława Kaczyńskiego sprowokować, uważam, że takie słowa nie powinny paść. To jest osobista reakcja pana prezesa. Jeszcze raz powtórzę, że nigdy bym takich słów nie użył. To nie jest tak, że wszyscy będziemy tylko i wyłącznie totalną opozycją […]. Będziemy starali się w obszarach naszych kompetencji, ja na pewno w obszarze rolnictwa, analizować propozycje kolejnych ministrów, podpowiadać, wskazywać, co dla Polski jest ważne”.
Ardanowski nakreślił też swoją wizję Polski jako państwa wspólnoty narodowej:
„Staram się być stabilny w swoich poglądach, nawet jeżeli moim kolegom to się nie podoba. Staram się mówić, chwalić tam, gdzie jest coś dobrego. Jeżeli koalicja, która przejmuje władzę, rząd, który będzie zaprzysiężony, będzie robiła coś dobrego, ja również dobre słowo powiem. Ale jeżeli będą błędy, głupoty, tracenie z oczu polskiego interesu narodowego zaprzedawanie się obcym jak to w historii bywało […], to ja będę głośno krzyczał, będę protestował. Wydaje mi się, że takich ludzi powinno być więcej. Nie tylko przywiązanych do swojej partii, do swojego prezesa, do swojego środowiska politycznego, tylko takich, którzy potrafią również te różne środowiska polityczne rozumieć i starać się je łączyć, bo Polska jest najważniejsza.
[…] Przypomnijmy sobie, kiedy w 1918 roku Polska, wykorzystała kłótnie zaborców, pewien moment dziejowy, o który się pokolenia modliły, to przywódcy państwa, choć się nienawidzili, tak jak Dmowski i Piłsudski […], jednak podjęli wtedy wysiłek budowania wspólnego, niepodległego państwa, wznosząc się – i to świadczy o wielkości ojców założycieli – wznosząc się ponad osobiste urazy, gniewy, żale, zresztą bardzo często uzasadnione. […] Chodzi o wspólnotę, która szanuje wszystkich, ale również jest oparta o imponderabilia, o podstawowe wartości, które nasz naród przez wieki konstytuowały i sprawiły, że pozostaliśmy narodem, pomimo, że już nas z mapy wymazywano”.