Na wyścigach dorabiał sobie do ostatniego wtorku pewien miły człowiek, Jurek. Kiedyś był cenionym pracownikiem wyścigowym. Pamiętam go z tych czasów. Mieszkał jak inni w hotelu robotniczym, pracował w stajni, jadał w stołówce pracowniczej. Nic mu nie brakowało. Jego błąd polegał na tym, że zawierzył systemowi. Biernie – nie czynnie. Na nikogo nie donosił, nikomu nie szkodził, był tylko szeregowym pracownikiem. Pacta sunt servanda – taki argument słyszałam przy fałszowaniu pierwszych sfałszowanych wyborów. Słyszałam również, że nie można odebrać ubekom i katom Polaków wysokich emerytur. Bo prawo nie działa wstecz. Słyszałam, że nie można wyrzucić Jaruzelskiego z domu ukradzionego Przedpełskim, bo przecież kupił ten dom w majestacie obowiązującego wówczas prawa. Natomiast ten argument nie jest podnoszony przy eksmitowaniu na bruk ludzi, którzy uwierzyli, że będą mogli mieszkać w mieszkaniach kwaterunkowych albo w nędznych hotelach robotniczych. Wyścigowy hotel został zburzony. Ludzie wyrzuceni. Część z nich zapewne trafiła do rodzin, część mieszka w węźle ciepłowniczym pod estakadą na Ursynów. Czasami widać suszące się majtki, wystaje jakaś antena telewizyjna. Nikt nie interesuje się ich losem. Nie wiem, gdzie mieszkał pan Jurek. We wtorek dostał jakiegoś ataku. Wezwane pogotowie nie chciało go zabrać do karetki. Nie pachniał Acqua di Gio, raczej wodą ognistą. Po awanturze zabrano go do szpitala przy Czerniakowskiej, gdzie stwierdzono wylew i natychmiast rozebrano go na części zamienne. Nikt nie próbował go ratować. Miał 48 lat.
Znajoma lekarka, do której się zwróciłam z zapytaniem o aktualną sytuację w transplantologii, napisała, co cytuję:
„Koleżanka anestezjolog, w moim wieku, zrobiła wszystko, żeby nie pracować na tzw. OIOM-ie (Oddział Intensywnej Opieki Medycznej – obecnie oddział Anestezjologii i intensywnej Terapii) po przyjęciu przez Polskę tzw. kryteriów Harvardzkich – czyli orzekania o śmierci mózgu. Robi to dwóch lekarzy wg określonej procedury. Nie chciała brać w tym udziału – nie tylko ona. Wybrała pracę na sali operacyjnej, uważaną za znacznie cięższą. Rzeczywistość: rodzina widzi pacjenta nieprzytomnego, podłączonego do aparatury medycznej i otrzymuje informację, że „zwłoki są wentylowane”. U nas jeszcze pytają rodzinę o zgodę na pobranie narządów – lęk przed ewentualnymi roszczeniami.
Wklejam link – może już znasz – http://www.incet.uj.edu.pl/dzialy.php?l=pl&p=32&i=3&m=22&z=0&n=1&k=4
Polecam w tym linku zwłaszcza ANEKS
To link do mądrego tekstu w gazecie lekarskiej: http://www.oil.org.pl/xml/oil/oil68/gazeta/numery/n2012/n201206/n20120622
A to link do ciekawego wywiadu: http://www.pch24.pl/gdy-transplantologia-zabija–jedno-cialo-ludzkie-to-2-mln-dolarow,23439,i.html
Przeczytałam to wszystko i gorąco polecam.
Cóż mam dodać. Ja też zawierzyłam systemowi, opłacając przez całe życie składki. Gdy prosiłam lekarza „pierwszego konfliktu” o skierowanie na „krzywą cukrową”, powiedział: „Nie widzę takiej potrzeby, może sobie pani zrobić prywatnie”. Przez całe życie nie korzystałam z pomocy lekarskiej, nie miałam nawet karty w żadnej przychodni. Korzystałam ze służby zdrowia tylko przy porodach. Teraz żałuję – trzeba było rodzić w domu. Bez lekarzy uspołecznionych nadal sobie poradzę, tak jak radzili sobie ludzie przez setki lat. I nikt nie rozbierze mnie za życia na części. Widać, że nie nadaję się już do niczego.
Ale jestem zszokowana. Co stało się z nami wszystkimi? Co stało się z lekarzami?